Monster Jam: Path of Destruction - recenzja

Monster Jam: Path of Destruction - recenzja

marcindmjqtx
18.04.2011 15:00, aktualizacja: 30.12.2015 14:05

Wielkie pudełko w krzykliwych kolorach i dodana do gry atrapa kierownicy sprawiła, że podchodziłem do Monster Jam: Path of Destruction nieufnie. Nie do końca słusznie - to całkiem solidna produkcja, acz na nieco egzotyczny temat.

Idole milionów Mógłbym napisać, że monster trucki to ta dziwna moda z USA, której zupełnie nie rozumiemy. Ale nie, bo chyba każdy w dzieciństwie miał takiego resoraka, a samochody podziwiał w filmach lub gdzieś w telewizji kablowej. Więc darujmy sobie wydziwianie - w monster truckach chodzi o ryk silnika i miażdżenie karoserii.

Podejrzewam, że niewielu graczy spoza USA to zauważy, ale warto zaznaczyć, iż gra jest pełna prawdziwych zawodników. Naszym przewodnikiem w samouczku zostaje niejaki Grave Digger - w dokładnie skopiowanym monster trucku. Zaś naszym garażem jest Digger's Dungeon - w rzeczywistości sklep i warsztat. Realnych samochodów jest w grze aż 28, dzięki czemu mogłem się przekonać, że ciężarówka-dalmatyńczyk to nie wymysł autorów. Monster Jam na początek dostała plusa za to, że pokazała mi kawałek nieznanego świata, gdzie kierowcy tych maszyn są idolami, mają swoje sklepy z gadżetami, profile na Facebooku i kanały na YouTube.

Dzikie bestie i ich precyzyjni kierowcy A jak się w to gra? Na początku trudno, zwłaszcza jeśli zacznie się od kierownicy. Być może w mojej krwi płynie za mało oleju silnikowego zmieszanego z piwem, ale nie byłem w stanie przy jej pomocy ukończyć samouczka. Zamontowany w środku pad sprawiał, że reagowała na najlżejszy nawet ruch, a monster truck tańczył jak pijana baletnica. Takie sterowanie może być zabawne, ale nie zapewnia precyzji. Wykonanie plastikowego kółka też robi takie sobie wrażenie, a dołączone do niego kolorowe naklejki nie poprawiają sprawy. Myślę, że docenią je młodsi kierowcy, którzy chcą się po prostu porozbijać na arenie - można im po prostu włączyć testowy przejazd dostępny dla każdego samochodu, gdzie nie ma stresującego czasu ani punktów.

OK, to jeździmy na padzie. Tu też nie ma lekko. Najpierw trzeba szybko przyswoić sobie, że monster trucki mają obie osie skrętne, a za każdą odpowiada osobna gałka. Na początku i tak jeździ się, wykorzystując głównie przednią oś, ale ciasne skręty o 180 stopni szybko zmuszają do nauczenia się kontroli obydwu.

Monster Truck Pro Skater Model jazdy jest czysto zręcznościowy, często korzysta się z dopalacza, niezbędnego do robienia trików, a także do podnoszenia przewróconego potwora. Precyzja jest konieczna - źle wymierzony skok lub wjazd na rampę i leżymy na boku (nie tak źle) lub na dachu (klęska). Na szczęście postawienie samochodu na koła to koszt tylko kilku punktów i nie trzeba zaczynać konkurencji od nowa. Szkoda tylko, że gra czasem za szybko restartuje samochód za nas, nie dając szansy na próbę podniesienia czy powrotu na trasę. Ale sam pomysł na szybki reset docenią nie tylko początkujący. O ile na niskim poziomie trudności można przejść większość konkurencji z marszu, to na wysokim już tak różowo nie jest. Dobrze, że można go ustalać przed każdą konkurencją z osobna - sami decydujemy, czy śrubujemy wynik i nabijamy punkty, czy gramy na luzie.

Swoje umiejętności można sprawdzać na ośmiu prawdziwych amerykańskich stadionach. Trochę szkoda, że do wyboru mamy tylko karierę, a brak pojedynczego wyścigu. Na naszego bezimiennego bohatera czeka kilka pojazdów do wyboru, a potem rozmaite konkurencje. Najciekawsze są te, gdzie trzeba wyczyniać naszym potworem triki kojarzące się raczej z deską i Tony Hawk Pro Skater. O ile Freestyle daje nam się wyszaleć, to w Stunt Challenge trzeba wykonać na czas zadania wyznaczone przez profesjonalnego kierowcę.  czasami są to jednak informacje bardzo skąpe i trzeba zgadywać albo próbować zrobić dany trik metodą prób i błędów. Areny są pełne ramp, wraków samochodów, które ułatwiają zrobienie nawet tak karkołomnych ewolucji jak beczka i salto.

Emocjonująco, ale niezbyt ładnie Reszta konkurencji to już różne rodzaje wyścigów na czas albo z przeciwnikami. Wybieramy je sobie nieliniowo z mapy Stanów. Najczęściej rozgrywałem krótkie Stadium Races, gdzie trzeba przejechać jak najszybciej jeden zakręt mający 180 stopni. Do wyboru jest zawsze kilka konkurencji, aczkolwiek dłuższe niż godzinka, dwie posiedzenie z grą skutkuje graniem w te same, w nieco tylko różnych dekoracjach. Powtarzalność nieco zabija zabawę, zwłaszcza gdy zatniemy się na jakimś zadaniu.

Areny i trasy są odrobinę zbyt podobne. Choć oczywiście różnią się na poszczególnych stadionach, to widać, że złożono je z ograniczonego zestawu klocków. Graficznie jest poprawnie, brakuje detali, a i tekstury mogłyby być lepsze. Ale przy szybkiej jeździe nie zwraca się na to uwagi. Na szczęście trasy nadrabiają braki szalonymi dodatkami  - co powiecie na wielką kulę do kręgli, z którą zderzamy się na trasie? Na plus można też zaliczyć możliwość zniszczenia wielu elementów otoczenia - jest to nawet nagradzane. W ten sposób szybko przestajemy przejmować się jego wyglądem, a skupiamy na radosnej jeździe, rozwałce i nabijaniu doświadczenia. Punkty zgarniamy za każdy przejazd, a nowy poziom to nowe monster trucki, konkurencje i stadiony, warto się więc starać. Dodatkową atrakcją są samochody czempionów, które zdobywamy za zwycięstwo z nimi w ich ulubionej konkurencji - mają swoje nazwy i ładnie zrealizowane filmiki, zwiastujące, że oto czeka nas trudniejsze wyzwanie.

A gra potrafi być wyzwaniem. Na torze znajdziemy się z maksymalnie czterema przeciwnikami, ale i tak potrafi być tłoczno, a nasi rywale walczą całkiem agresywnie. Samochody malowniczo gubią karoserię, co wcale nie przeszkadza w jeździe - można ukończyć wyścig nawet samą ramą na kołach. Choć i koło można stracić. Jest nawet trofeum za utratę dwóch w jednym wyścigu - dobry przykład na to, co potrafi się dziać.

Garaż paradajs Nieco po macoszemu rozwiązano kwestię ulepszania pojazdów, bo dokonuje się to automatycznie - inna rzecz, że statystyki samochodów mają zauważalny, ale niewielki wpływ na model jazdy. Jeśli ktoś lubi grzebać w warsztacie, to oprócz oficjalnych samochodów dostanie też kilka podstawowych modeli, które można pomalować i do woli udekorować naklejkami i gadżetami, także zdobywanymi za doświadczenie. Nie wyglądają tak profesjonalnie, jak gwiazdy tego sportu, ale kto nie chciałby muscle cara albo furgonetki z hełmem wikinga na dachu? Choć i tak wygląda to nieco biednie.

Zastrzeżenia mam do oprawy audio - w menu przygrywa całkiem sympatyczny country-rockowy motyw, który jednak zapętlony szybko zaczyna irytować. Za to w czasie wyścigu, kiedy spodziewałbym się usłyszeć trochę ciężkich gitar, towarzyszy mi tylko dźwięk silnika. Chciałbym napisać "ryk" niestety chwilami bardziej kojarzący się z kosiarką do trawy. Atmosferę bardzo fajnie podgrzewa komentator, lecz niestety jego teksty szybko zaczynają się powtarzać. Na plus dla maniaków - głosy podkładali znani kierowcy.

Werdykt Monster Jam: Path of Destruction to z jednej strony pozycja niszowa, którą w pełni docenią tylko fani wielkich kół. Dla nich są licencjonowane samochody i stadiony. W USA jest to z pewnością dużo większy hit - na stronie oficjalnej widziałem, że odbyły się nawet jakieś mistrzostwa w tę grę. Chylę czoła, że wydano to w ogóle poza Stanami. Choć dla takich graczy dużą wadą będzie brak trybu wieloosobowego w sieci. Podzielony ekran za to ucieszy ojców i synów.

Nie wiem, ilu miłośników tego sportu mieszka w Polsce, jednak i my możemy się dobrze bawić. Monster Jam jest przyzwoicie wykonaną zręcznościową ścigałką, która może skutecznie podnieść poziom adrenaliny. Nie byłem z początku do tej gry przekonany, ale teraz mogę z czystym sumieniem polecić, zwłaszcza jeśli macie w domu małego miłośnika wielkich samochodów. Albo sami lubicie niezobowiązująco porozbijać się po torze.

To niezła gra i całkiem solidna pozycja, choć spod kolorowej farby czasem przebija niskobudżetowa produkcja. Niemniej - nie ma raczej konkurencji w swoim segmencie, a zabawy zapewnia sporo. Dodatkowym atutem jest cena - Monster Jam można dostać za ok. 100-120 zł, w zależności od tego, czy chcemy wersję z kierownicą, czy nie. I głównie niewielka cena sprawia, że ocena jest nieco wyższa, niż należałoby się tej zabawnej, ale jednak niszowej produkcji.

Lecę nabijać trofea, gra ma je bardzo dobrze rozłożone - większość wchodzi sama, ale znalazło się kilka takich, nad którymi trzeba przysiąść.

Ocena: 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka).

Data premiery: 18.03.2011 Deweloper: Virtuos Wydawca: Activision Dystrybutor: ABC Data PEGI: 3+

Egzemplarz gry do recenzji dostarczył dystrybutor.

Paweł Kamiński

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)