Knee Deep - recenzja. Po kolana w bagnie

Knee Deep - recenzja. Po kolana w bagnie

Knee Deep - recenzja. Po kolana w bagnie
Patryk Fijałkowski
03.02.2017 12:57, aktualizacja: 03.02.2017 13:57

To był bardzo grząski spektakl.

Pomysł na Knee Deep był naprawdę ciekawy - eksperyment łączący sztukę teatralną z kryminalną historią rozgrywającą się w klasycznym amerykańskim miasteczku zbudowanym na mokradłach. Niestety, wiecie już pewnie do czego zmierzam - kiedy tekst zaczyna się od słów "pomysł na x był ciekawy", wiadomo że ostatecznie coś jednak nie wyszło.

Platformy: PC, PS4, Xbox One

Producent: Prologue Games

Wydawca: Prologue Games

Data premiery: 31.01.2017 (PS4), 03.02.2017 (Xbox One), 06.07.2015 (PC)

Grę do recenzji udostępnił producent, zdjęcia pochodzą od redakcji. Graliśmy na PS4.

Historię Knee Deep inicjuje samobójstwo znanego aktora na terenie amerykańskiego miasteczka Cypress Knee. Jest w tym coś podejrzanego, więc niezależnie od siebie sprawą zajmuje się trójka bohaterów - młoda blogerka, starszy dziennikarz i prywatny detektyw. Sprawy oczywiście szybko się komplikują, bo w tle mamy i dziwaczną sektę, i polityczne intrygi, i aligatory. Atmosferą gra niekiedy muska nawet takie pozycje jak "Twin Peaks" czy "Fargo". Ale tylko muska.Do tego wszystko opowiedziano w konwencji teatralnej. Miasteczko jest jedną wielką makietą zbudowaną na scenie, gdzie budynkom otwierają się całe elewacje, a postacie wędrują z miejsca na miejsce na specjalnych platformach. W zaskakujących momentach fabularnych słyszymy zdziwiony okrzyk widowni, a bohaterów zawsze oświetlają reflektory. Sama historia podzielona jest na trzy akty. Niestety, wespół z nimi Knee Deep ma też trzy poważne wady - dziurawy scenariusz, niemal zerową mechanikę i bolesną brzydotę.Pierwsze objawia się grubymi nićmi szytą intrygą, która w pierwszym akcie wlecze się niemiłosiernie, a w trzecim wchodzi na absurdalne tony. Reakcje bohaterów są często nienaturalne, i to nie w ten fajny Twin Peaksowy sposób, motywacje i plany kilku postaci pozostają niejasne, i to nie w ten fajny tajemniczy sposób, a rozwój scenariusza zbyt często zwyczajnie nudzi, i to nie w ten... No dobra, nie da się nudzić w fajny sposób. Twórcy próbują też udawać, że mamy jakiś wpływ na wydarzenia, ale robią to bardzo nieudolnie. Szybko orientujemy się, że na tym przedstawieniu faktycznie jesteśmy tylko widzami.

Zerowa mechanika boli chyba najbardziej, bo poza dosłownie 5-6 minigierkami w stylu układania puzzli nasz czas w grze sprowadza się do czytania dialogów. Jasne, możemy wybierać kwestie, ale wpłyną one na scenariusz w bardzo niewielkim stopniu. Czasami wybierzemy też między trzema sposobami napisania artykułu - ostrożnym, ostrym i podburzającym - ale to również nie ma właściwie żadnego znaczenia. Za to lwią część naszej "gry" zajmie nam wciskanie jednego przycisku co dwie sekundy, bowiem kwestie dialogowe nie płynął swoim tempem. Każdą musimy odpalić oddzielnie. Iks. Iks. Iks. Nieistotny wybór kwestii. Iks. Iks. Wybór. Iks. Iks. Animacja, w której nasz bohater podchodzi do następnej postaci, bo samodzielnie się tutaj nie poruszamy. Iks. Iks. Iks. Iks... Tak, to irytuje. Tak, po jakimś czasie idzie się do tego przyzwyczaić.No i brzydota. Nie usprawiedliwię tego żadną stylistyką. Gra jest po prostu wyjątkowo nieatrakcyjna graficznie - koślawa, przestarzała, ciemna i pozbawiona jakiegokolwiek wizualnego polotu. Cała koncepcja wielkiej interaktywnej sceny teatralnej zatłuczona jest kiepskim wykonaniem, przez które zamiast doceniać makietę, wzdrygamy się na widok modeli postaci zanurzonych do połowy w ziemi albo z twarzami przypominającymi glazurę. Nie jestem graficznym pudelkiem, ale tutaj zwyczajnie nieprzyjemnie było patrzeć na tę grę. Nie przesadzam.Są też jednak rzeczy, za które warto twórców pochwalić. Wspomniana teatralna koncepcja mimo średniego wykonania zasługuje na uznanie za oryginalność. Bardzo dobrze wypadają też głosy aktorów i niektóre dialogi. Potrafią brzmieć naturalnie, a kilka postaci zalicza się do typu klasycznych małomiasteczkowych dziwaków, co korzystnie wpływa na atmosferę gry. Łatwo wczuć się w leniwy, bagnisty rytm tego amerykańskiego zadupia na skraju, no cóż, bagna. Kilka momentów kojarzyło się z nastrojem wspomnianego już "Twin Peaks", "True Detective" czy "Fargo", a to oznacza, że miejscami twórcy robili to dobrze.Pomagała muzyka. Gitarowe motywy przywodzące na myśl folkowego rocka z USA potrafiły doprawić rozgrywające się na scenie wydarzenia lepiej niż jakiekolwiek twisty fabularne. Trójka głównych bohaterów była też całkiem nieźle zarysowana; podobał mi się motyw tego, że choć działają niezależnie, to ich wątki prędzej czy później się zazębiają.Te chwile nie zmieniają jednak tego, że Knee Deep to zwyczajnie słaba gra uginająca się pod własną ambicją. Scenariusz zaczyna się obiecująco, ale potem nudzi i wreszcie śmieszy. Koncepcja teatru niby ciekawa, ale nic nie wnosi. Dialogi miejscami niezłe, ale poza nimi nic w grze nie zrobimy. Atmosfera gęsta, ale patrz: scenariusz. To wszystko piszę jednak ze smutkiem, bo trudno nie zauważyć drzemiącego w Knee Deep potencjału. Ten jednak zatonął gdzieś na mokradłach, pozostawiając po sobie garstkę ulotnych momentów.

Patryk Fijałkowski

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)