Just(K)in(ECT) Bieber, czyli nowoczesny marketing według Microsoftu

Wygląda na to, że związki Microsoftu z Justinem Bieberem* nie ograniczyły się do puszczenia jego muzyki podczas konferencji na E3. Tysiące nastoletnich, piszczących i mdlejących na widok swego bożyszcza fanek zgromadzonych na koncercie otwierającym światową trasę Justina, zobaczyły filmik prezentujący "piosenkarza" bawiącego się Kinectem.

Młodociany idol tańczy, słodziutko się uśmiecha i sprawdza w akcji parę tytułów, odblokowując kilka osiągnięć. Zresztą zobaczcie sami (na własną odpowiedzialność. Nie mówcie, że Was nie ostrzegaliśmy).

Bieber jest na tyle chodliwym towarem, że jednego możemy być pewni: Kinect się sprzeda. Miliony wielbicielek i wielbicieli (są tacy?) gwiazdki rzucą się do sklepów, aby choć przez chwilę poczuć się jak ich obiekt westchnień. Dobrym pomysłem było by także umieszczenie Biebera jako jednej z postaci w Kinectimals, albo nawet poświęcenie mu oddzielnej gry. Macie jakieś pomysły na tytuł i rozgrywkę?

*Zapewne nie wszyscy z Was są zaznajomieni z postacią Justina Biebera, więc należy Wam się kilka słów wyjaśnienia. Bieber jest zaprzeczeniem twierdzenia, że bycie bohaterem filmiku na Youtube może zrobić z kogoś tylko pośmiewisko. Nagrywał covery utworów popularnych muzyków, zamieszczał je w serwisie, a następnie został wypatrzony przez wpływowych ludzi i podpisał kontrakt płytowy. Dodatkowo, chodzą słuchy jakoby był tzw. "słodziakiem" i ma modną fryzurę, co sprawiło, że młodsza część populacji USA z miejsca się w nim zakochała, czego rezultatem jest tzw. "Bieber fever". W jej wyniku fanki potrafią wpaść na koncertach w taką histerię i szał, że imprezy bywają przerywane przez policję.

P.S 1 Zanim wyciągniecie kamery i zaczniecie masowo nagrywać swoje popisy wokalne, chciałbym przypomnieć, że mieszkamy w Polsce i trudno o odstępstwa od wspomnianego twierdzenia.

Piotr Bajda