Halo: Spartan Assault - recenzja

Halo: Spartan Assault - recenzja

Halo: Spartan Assault - recenzja
marcindmjqtx
10.02.2014 20:12, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Jak radzi sobie „halostrzelanka” z widokiem z lotu ptaka, która po wizycie na PC, tabletach z Windowsem i Xbox One dotarła wreszcie na 360?

Oczekiwanie na kolejne duże odsłony gier z serii Halo dłuży się niemiłosiernie. Chciałoby się wskoczyć w skórę Master Chiefa już dziś i znów poczuć ten dreszczyk emocji napędzanych wspaniałą, magiczną historią. 343 Industries umila nam jednak to oczekiwanie, serwując staroszkolną strzelankę z widokiem z góry. Tylko czy to wciąż jest Halo?

Mizerna opowieść Głównym zarzutem, jaki mam do Halo: Spartan Assault, jest kiepska historia. Wspominam o tym już na samym początku, bo opowieść w serii Halo jedna z najważniejszych kwestii. Ale to nie jest tak, że 343 Industries się do niej nie przyłożyło. Otóż Spartan Assault to tak naprawdę wirtualny symulator, w którym Spartanie szkolą swoje umiejętności, biorąc udział w hipotetycznych wydarzeniach, które mogą zdarzyć się w rzeczywistości. Z jednej strony to dobre usprawiedliwienie, z drugiej natomiast przeszkadza zarówno w identyfikowaniu się z bohaterami, jak również wsiąknięciu w to, co dzieje się na ekranie. Halo to seria, której częścią chciało się być, to ta specyficzna magia, którą trudno wytłumaczyć. Spartan Assault jest jej pozbawione i czuć to w każdej minucie spędzonej z grą.

Halo: Spartan Assault

Skoro wyjaśniliśmy już sobie, że to tylko wirtualna symulacja, warto jasno określić jakiego rodzaju misje przyjdzie nam wykonywać. Otóż: atak, obrona miejscówki i eskorta innych jednostek. Jakkolwiek by tego nie opisano we wprowadzeniu do misji, więcej zadań nie przewidziano. Raz wystarczy wykosić wszystkich na planszy, innym razem podłożyć ładunki wybuchowe na działach lub budowlach. Ochraniamy albo postacie, albo pojazdy. Obrona miejscówki to zwykła horda, w której odpieramy ataki kolejnych fal przeciwników, czekając aż zabierze nas transportowiec. Misji podzielonych na 6 aktów jest łącznie 30. Całość starcza na około 5 godzin zabawy. Zadania w kampanii można wykonywać wyłącznie samotnie, choć z menu uśmiecha się do nas tryb kooperacji. Ten jednak dotyczy tylko 5 misji, a w każdej z nich mając przy boku znajomego odpieramy ataki sił Flood. Kooperacja działa jedynie w sieci, nie ma możliwości zabawy na kanapie. Wielka szkoda, tego typu produkcje dużo zyskują kiedy można pograć ramię w ramię. Fajnie jednak, że po 5 godzinach walki przeciwko siłom Przymierza misje dla dwóch osób zawierają innych wrogów.

Niezła sieka Halo: Spartan Assault jest dynamiczne. Jakby tego było mało, to najzwyczajniej w świecie małe Halo z widokiem z lotu ptaka. Jedynym brakiem jest niemożność oddania skoku, wszystko inne wydaje się znajome. Bronie mają ten sam efekt, podobnie jak granaty - więc i taktyka znana z dużych odsłon Halo nieźle się sprawdza. Również tak zwana „kolba w ryj”. Co więcej, nawet większość wrogów ma te same nawyki, przez co łatwo mi było przewidzieć ich ruchy.  Było to dla mnie na tyle fajnym doświadczeniem, że po zabawie w Spartan Assault mam ochotę jeszcze raz przejść czwarte Halo - super.

Halo: Spartan Assault

Halo bez pojazdów zwyczajnie nie istnieje. I choć jest tu raptem kilka misji, gdzie możemy wskoczyć na przykład do czołgu Scorpion, to przy odrobinie szczęścia udawało mi się przejąć wrogie jednostki, by za ich pomocą siać zniszczenie. A wtedy nie było przebacz i nawet z pozoru trudna misja polegająca na eliminacji hord wrogich jednostek wydawała się spacerkiem po parku.

Niestety, zbyt wielu dobrych słów nie można powiedzieć o wirtualnych kompanach. W niektórych misjach przyjdzie nam wejść w skład mniejszego lub większego oddziału. I tu dobra rada - polegajcie wyłącznie na sobie. Raz bowiem kompani przydadzą się w stopniu znaczącym, by innym razem zgubić się gdzieś po drodze albo zwyczajnie zniknąć kiedy akurat spuścimy ich z oczu. Czasem znajdywałem ich martwych w miejscach, w których raczej nie spodziewałem się wrogów, innym razem wyparowywali bez słowa. Potrafili też albo bezmyślnie iść na oddziały Przymierza albo schować się gdzieś za kamieniem i tkwić tam bezczynnie.

Początkowo bałem się, że port z tabletów nie może wyglądać dobrze na dużym ekranie. Okazuje się jednak, że Spartan Assault to bardzo ładna pozycja, przypominająca trochę oprawą nasze rodzime Anomaly. Początkowo ciężko mi jednak było przyzwyczaić się do sterowania. Logicznym byłoby strzelanie prawym analogiem pada od 360. Do siania ognia jednak używa się spustu i to właśnie ten przycisk należy trzymać kręcąc prawą gałką odpowiadającą za celowanie. Niepotrzebne angażowanie kolejnego palca, z którego nie można niestety zrezygnować w ustawieniach kontrolera.

Kup kredyty Podstawowym błędem, jaki popełniłem rozpoczynając zabawę w Spartan Assault, było niezapoznanie się z cennikiem kredytów. Tak, gra zawiera mikrotransakcje - za realne pieniądze kupujemy kredyty, które następnie można wykorzystać na dostosowanie ekwipunku przed każdą z misji. Finał tego gapiostwa był taki, że zanim doszedłem do połowy gry, wirtualny portfel wskazywał smutne zero, przez co musiałem zadowolić się takimi zestawami, jakie proponowała gra. Ku mojemu zdziwieniu ani razu nie trafiłem na propozycję, która by mi pasowała. Zamiast ulubionej bańki odnawiającej energię osłony czy „overshielda” trafiałem na nieprzydatny hologram albo urządzenie unieruchamiające wrogów.  Podobnie było z broniami. Mam swoje ulubione zestawy z dużych odsłon Halo i póki dysponowałem wirtualną walutą, starałem się zaczynać z nimi zabawę. Później dostawałem dokładnie ten arsenał, którego nie lubię. I choć można bez problemu podnosić broń wyrzuconą przez przeciwników, to zawsze miałem z nimi więcej problemu niż pożytku. Tak, nie przepadam za tym, z czego strzela Przymierze i nie boję się o tym głośno mówić! No chyba, że jest to Needler i jego wybuchające kryształki.

Halo: Spartan Assault

Werdykt Halo Spartan Assault to produkcja, która ma umilić czas oczekiwania na kolejną dużą odsłonę Halo. Aż tyle lub tylko tyle - fani bez wątpienia docenią nowy sposób przedstawienia rozgrywki, który skupia się przede wszystkim na rozrywce. Wyniki nagradzane są punktami i medalami, co zapewne zachęci do wielokrotnego przechodzenia misji. Gra nie opowiada jednak żadnej ciekawej historii, nie odkrywa też niczego nowego w uniwersum serii. Ot taki haloodstresowywacz po ciężki dniu pracy. Dla gracza, który z Halo nie miał nigdy nic wspólnego, to po prostu fajna strzelanka, nic poza tym. Ładna, dynamiczna - pogracie, skończycie, zapomnicie. I choć przez te 5 godzin bawiłem się dobrze, to po grach z serii Halo oczekuję czegoś więcej. Pozostaje więc pytanie, czy Halo powinno się tak rozdrabniać? Moim zdaniem nie - i skoro mamy dostawać spin-offy, to niech będą tak rozbudowane jak świetne Halo Wars. Spartan Assault nie jest.

Paweł Winiarski

Platformy:360, Xbox One, PC, Tablety z Windows Producent:343 Industries Wydawca: Microsoft Game Studios Dystrybutor:Microsoft Data premiery:31.01.2014 (wersja na 360) PEGI:12

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na X360. Screeny podchodzą od wydawcy.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)