Dysk Transcend StoreJet 25D3 - tani, szybki i... z USB 3.0

Dysk Transcend StoreJet 25D3 - tani, szybki i... z USB 3.0

marcindmjqtx
30.07.2010 14:03, aktualizacja: 07.01.2016 13:01

Sytuacja z USB 3.0 wcale nie jest prosta. Producenci akcesoriów twierdzą, że nowa technologia jest dostępna i równie łatwa w aplikacji co wcześniejszy standard. Narzekają jednak, że póki co nadal niewiele jest komputerów, które mogłyby się komunikować z peryferiami w trybie Super Speed. Producenci laptopów zaś, z pewnym ociąganiem wprowadzają port USB 3.0 nawet do tych nowszych modeli. W większości przypadków ma to związek z cyklem produkcyjnym, który trwa odpowiednio długo, zanim komputer w ogóle ujrzy światło dzienne. Równolegle funkcjonuje jednak także wytłumaczenie, że USB 3.0 nie ma bo nie ma co do niego podłączyć. Dziś udowadniamy, że to nie do końca prawda.

Z drugiej strony Intel straszy w ogóle nową, autorską koncepcją łączności optycznej - Light Peak. Na dodatek, gdzieś na uboczu komputerowego dyskursu, z sobie właściwym wdziękiem, Apple decyduje, że w modelach na rok 2010 szybszego USB nie będzie. Tym samym, de facto, uniemożliwiając swoim użytkownikom skorzystanie z najnowszych technologii.

Na przekór trendom, postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej Transcend StoreJet 25D3 - 2,5 calowemu (13cm x 8,2cm x 1,73cm), zewnętrznemu dyskowi twardemu o pojemności 500 GB. Jednemu z nielicznych na polskim rynku, który wyposażony został właśnie w rzeczone złącze USB 3.0.

Dodajmy jeszcze, że poniższa recenzja nie jest laboratoryjnym testem parametrów dysku, a opisem jego użytkowania. Wszelkie zawarte w tekście oceny są, rzecz jasna, w pełni subiektywne.

Podoba nam się połączenie niskiej ceny dysku i osiągów USB 3.0

Transcend StoreJet 25D3 jest jednym z tańszych dysków na polskim rynku, które wyposażono w złącze USB 3.0. W sklepach internetowych wersja 500 GB kosztuje między 339 a 370 złotych. Ceny, nadal nielicznych, konkurencyjnych dysków, na przykład PQI H566 kształtują się na poziomie 360 - 430 złotych. Są więc zbliżone, ale odrobinę wyższe. Tańszy jest tylko dysk A-Data AH-01, którego cena zaczyna się w okolicach 270 złotych, a kończy na poziomie 340.

Równie ważnym czynnikiem, bez którego w ogóle nie rozpatrywalibyśmy opłacalności dysku to fakt, iż został on wyposażony w złącze Super Speed (USB 3.0). Niestety nie mogliśmy sobie pozwolić na laboratoryjne testy prędkości transferu, ale pokusilismy się o obciążony błędami eksperyment w redakcyjnym zaciszu. Przygotowaliśmy paczkę ponad 1440 plików, złożoną głównie ze zdjęć w przeróżnych formatach i rozmiarach, dokumentów .doc, .pdf oraz materiałów wideo (głównie .avi). Ten skromny pakiecik skopiowaliśmy, a następnie wkleiliśmy do standardowego dysku 500 GB na USB 2.0. Efekt? Ponad 7,5 GB danych przegrywało się niewiele krócej niż 12 minut. Wielokrotnie oczekiwany czas zakończenia skakał do aż 21 minut. Na szczęście nie musieliśmy czekać aż tak długo.

W następnej kolejności podpięliśmy dysk Transcend StoreJet 25D3. Złącze USB 3.0 sprawiło, że lampka na obudowie dysku zaświeciła na niebiesko (przy zgodności wyłącznie z USB 2.0 świeci sie na czerwono). Nie zadawaliśmy sobie więc trudu, aby podpinać dodatkowe zasilanie z drugiego gniazda (mimo iż nakazywała tak instrukcja). System przeliczył pliki, jakby dłużej niż w przypadku pierwszego dysku, po czym rozpoczął przegrywanie.

Początkowo licznik pokazał 6 minut. Też dobrze. Prawie dwa razy szybciej niż pierwszy dysk. Chwilę później czas skrócił się do 3 minut, aby ustalić się wreszcie na poziomie 4. Żeby było śmieszniej, cała operacja pełnych 4 minut nie trwała. Mamy zatem wynik chałupniczo wykonanego testu. Dysk przekopiował pliki prawie trzy razy szybciej, niż miało to miejsce w przypadku USB 2.0.

Śpieszę dodać, że pakiet był wcześniej "sczytany" (bolesne uproszczenie), w związku z czym w przypadku drugiej próby Transcend wcale nie miał łatwiej. Czas oczekiwania wydłużał się geometrycznie wraz ze zwiększającymi się pojemnościami przegrywanych pakietów. Uznaliśmy jednak, że mało kto będzie na raz przegrywał więcej jak 7-14 GB. Nie wliczając, oczywiście, tworzenia pierwszej "kopii zapasowej".

Nie da się ukryć, że zaletą dysku StoreJet 25D3 jest też jego schludny wygląd i nie duża waga - 191 gramów. Cały czarny. Nie licząc złotego logo Transcend na obudowie, urządzenie nie atakuje użytkownika żadnymi zbędnymi elementami. No prawie...

Nie podoba nam się błyszczący wierzch

Jakkolwiek dysk utrzymany jest w bezpiecznej i eleganckiej stylistyce. Testowany przez nas egzemplarz posiadał błyszczący wierzch. Takie wykończenie jest bardzo ładne - trzeba przyznać - ale zupełnie niepraktyczne. Wspaniały efekt psuje się tuż po pierwszym dotknięciu. Co by nie mówić i jakkolwiek tego nie nazywać, na obudowie po prostu zostają odciski palców, oraz innych wilgotnych lub tłustych rzeczy, z którymi urządzenie się zetknie. Tu ratunkiem jest ciasne i eleganckie etui z imitacji zamszu. Z pewnością jednak nie jest zamysłem producenta, aby bez przerwy trzymać urządzenie w pokrowcu.

Drugim elementem który nie przypadł nam do gustu to źle wyprofilowane gniazdo zewnętrznego zasilania. To coś, w co nie od początku da się uwierzyć. A jednak. Okazuje się że otwór (w dysku) na wtyk zasilania, na długości około dwóch milimetrów od wejścia ma nieco większą średnicę niż rzeczona wtyczka. Sprawia to, że nawet wpięty i dociśnięty do końca kabel zasilania dość luźno siedzi w gnieździe. Istnieje w związku z tym realne ryzyko, że po pewnym czasie intensywnego użytkowania złącze się połamie, albo gniazdo się "wyrobi". Ani jedna ani druga opcja nie jest dopuszczalna.

Werdykt? Kupiony. Możliwość przekopiowania 20 gigowego pakietu złożonego z, mniej więcej, 4 tysięcy plików w około 12 minut przeważyło szalę. To coś, o czym do tej pory można było co najwyżej pomarzyć. Dodatkowo, zdobył nas nienachalny wygląd urządzenia, oraz cena. Być może nie jest najniższa na rynku, ale nadal na poziomie dysków USB 2.0 o tej samej pojemności 500 GB, choć z nieco wyższej półki. Niewiele taniej kupimy Seagate FreeAgent Go z wcześniejszym interfejsem.

Przy okazji testów zastanawialiśmy się kto i w jakim celu, w ogóle, używa dysków 2,5 cala? Maksymalna pojemność 650 GB sprawia, że nie jest to idealne urządzenie do wykonywania kopii zapasowej. Zwłaszcza, że seryjnie montowane w komputerach dyski standardowo sięgają 500 GB pojemności z tendencją wzwyż.

Z drugiej strony - 2,5 calowy dysk w obudowie kusi swoją "przenośnością". Niewielki, lekki. Moglibyśmy zaryzykować hipotezę, że pojemny dysk, który mieści się w kieszeni służy głównie do zabierania ze sobą tego co nie mieści się na fleszowym pendrivie. Nie trzeba chyba jednak eksperta, aby ocenić, że na 4 GB "gwizdku" z łatwością zmieszczą się prezentacje PowerPoint, pliki tekstowe, wszelkiego typu .pdf'y, a nawet komplet dokumentów w najwyższej jakości plikach .tif. Być może znajdzie się jeszcze trochę miejsca na krótki film z wakacji. Czyli większość materiałów, które chcielibyśmy przenieść z domu do biura, lub pokazać znajomemu da się zabrać na pendrivie.

Nurtuje nas zatem pytanie - do czego używacie przenośnych dysków 2,5 cala?

Łukasz Cichy

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)