Dlaczego fani „Gwiezdnych Wojen” są niezadowoleni z powodu nowej trylogii?

Dlaczego fani „Gwiezdnych Wojen” są niezadowoleni z powodu nowej trylogii?

Dlaczego fani „Gwiezdnych Wojen” są niezadowoleni z powodu nowej trylogii?
marcindmjqtx
04.05.2014 12:09, aktualizacja: 15.01.2016 15:39

Wróci stara obsada oryginalnej trylogii, za sterami stanie J.J. Abrams. A jednak miłośnicy „Star Wars” mają powody do narzekania.

Na samym początku muszę wyłożyć wszystkie karty na stół. Po pierwsze, jestem ogromnym nerdem. Moja obsesja na punkcie "Gwiezdnych Wojen” zaczęła się zaraz po tym, jak zobaczyłem w kinie czwarty epizod w wersji specjalnej. Od tamtej pory przeczytałem niemal wszystkie książki z ery Nowej Republiki, kilka z serii New Jedi Order i ze dwie ze Starej Republiki. Nie grałem we wszystkie gry, ale spokojnie sporą część mogę odkreślić jako zaliczoną.

Skoro już się znamy, to przejdźmy do tematu dnia: dlaczego według fanów Disney niszczy "Gwiezdne Wojny”.

Z pozoru informacja o kolejnych filmach w uniwersum serii powinna wszystkich ucieszyć - w końcu szykuje się więcej tego, co kochamy. Niestety, trylogia epizodów I-III nadwyrężyła cierpliwość fanów i zbudowała wysoki mur nieufności, bo nazwać te filmy bezwartościową serią kolorowych obrazków to i tak eufemizm. Z tego powodu każda wzmianka o planowanej nowej trylogii i dodatkowo pojedynczych strzałach realizowanych niezależnie budzi jednocześnie ostrożne zainteresowanie i niepokój.

fot. starwars.com

Dodatkowym problemem jest udział w projekcie J.J. Abramsa. Ostatnio został on przez Hollywood nominowany królem nerdów i nikt za bardzo nie rozumie dlaczego. Pierwszy "Star Trek”, który wyreżyserował, był całkiem udanym, sprawnie zrealizowanym filmem, któremu udało się traktować materiał wyjściowy z odpowiednim szacunkiem i swobodą. Trudna ekwilibrystyka, ale się udało. Jednak po premierze "Star Trek: Into Darkness” można wysnuć wniosek, że pierwszy film był tylko szczęśliwym trafem. Najnowsza produkcja nie tylko nie wnosi niczego nowego do serii (np. wszystkie postaci przechodzą dokładnie taki sam rozwój, jak w pierwszym filmie), ale jeszcze obraża fanów, próbując poprawić przez wszystkich ceniony film "The Wrath of Khan”. Jest wiele powodów, by nie ufać Abramsowi - wszechobecne rozbłyski zasłaniające aktorów i akcję są niestety tym najmniej istotnym.

W ciągu ostatnich kilku dni informacja o powrocie starej obsady w VII epizodzie "Gwiezdnych Wojen” spotęgowała lęk fanów. Istnieją obawy, że ich role będą sprowadzone do dekoracji, jak Leonard Nimoy w "Star Treku”, albo do niezamierzonej autoparodii, jak Harrison Ford w czwartym filmie o Indianie Jonesie.

W tym samym czasie w internecie pojawiła się kolejna kontrowersyjna informacja: Disney wyrzuci całe tzw. Rozszerzone Uniwersum (książki, gry i komiksy) do kosza. Tak, można się było tego spodziewać od samego początku, ale usłyszeć to wprost jest bardzo bolesne.

Jar Jar Binks, symbol epizodów I-III

Przede wszystkim problematyczne jest, że "Gwiezdne Wojny” - przy założeniu, że kanonem jest tylko sześć epizodów plus serial "Clone Wars” - będą w większości... słabe. Uniwersum będzie się składało z trzech dobrych filmów, trzech beznadziejnych i przeciętnego serialu. Do tego pamiętajmy, że jednym z głównych czynników, który sprawił, że "Gwiezdne Wojny” były tak bardzo popularne przez te wszystkie lata, jest właśnie EU (Extended Universe). Trudno na trzech filmach sprzed 37 lat utrzymać całą wielką markę.

Rzecz jasna nie wszystko, co w EU, jest wartościowe. Książki o Old Republic oraz New Jedi Order są w znacznej mierze absurdalnie głupie, ale za to era Nowej Republiki zawiera kilka znakomitych perełek, jak na przykład uwielbiana przez chyba wszystkich fanów trylogia Thrawna autorstwa Timothy'ego Zahna, czy też trylogia Akademii Jedi Kevina J. Andersona. Jest tam sporo dobrego materiału, który nagle zostanie wyrzucony do kosza sprawiając, że fani czują się pokrzywdzeni. W końcu to my „ciągnęliśmy” "Gwiezdne Wojny” przez te wszystkie lata i są one tak samo „naszą własnością”, co Disneya. Brak szacunku dla fanów, którzy wspierali serię od prawie 40 lat, to brak szacunku do samej serii. A Disney przejmuje "Gwiezdne Wojny” metodą blitzkriegu. Zamyka studia, anuluje projekty (khem, 1313...), wyrzuca do kosza aktualne produkcje. Pali wszystkie mosty, bo teraz oni się za to wszystko zabiorą po swojemu. A fani nie wiedzą, co się dzieje i nie podoba im się to, że porządek, który istnieje od ponad 35 lat, zostaje zaburzony. Że przychodzi firma i zabiera nam "Gwiezdne Wojny”, które stanowią część naszej kolektywnej wyobraźni.

Oczywiście zawsze można stwierdzić, że to wszystko jest bez znaczenia, bo to tylko filmy i wymyślone światy. Pamiętajcie jednak, że dla fanów i nerdów to jest poważna sprawa. A dla ludzi, którzy traktują każdy film jak sztukę, kolejne epizody oddane Kasdanowi i Abramsowi budzą uzasadniony lęk przed miałkością i spłycaniem materiału źródłowego. Już mamy epizody I-III, nie potrzeba nam więcej, dziękuję bardzo.

Łukasz Józefowicz

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)