Assassin's Creed: Revelations - recenzja

Assassin's Creed: Revelations - recenzja

Assassin's Creed: Revelations - recenzja
marcindmjqtx
14.11.2011 18:00, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

Znacie to uczucie, gdy siadacie do gry z lubianej serii i po minucie czujecie się jak w domu? Gdy nie potrzebujecie żadnych samouczków, bo i tak rozgrywka jest dla Was intuicyjna? Gdy znani bohaterowie wygłaszają kwestie, jakich można się po nich spodziewać, a znane problemy rozwiązuje się w znany sposób? To z jednej strony przyjemne uczucie, bo miło wrócić do czegoś, co się zna i lubi. Z drugiej jednak to obcowanie z odgrzewanym kotletem. I to właśnie przypadek „Assassin's Creed: Revelations”.

Nie jestem do końca przekonany, czy trzeba przybliżać komuś od zera serię Assassin's Creed. W końcu to jedna z najpopularniejszych produkcji Ubisoftu i w ogóle ostatnich lat. Prawdziwy hit. Niemniej, być może trzeba. Krótko więc: mamy do czynienia z grą akcji dziejącą się w otwartym świecie. Niejaki Desmond Miles, barman, jest podłączony do Animusa - maszyny, która pozwala „przeżywać” wspomnienia przodków danej osoby zapisane w jej genach. W ten sposób właśnie gracz wciela się (od drugiej części serii) w Ezia Auditore da Firenze, asasyna z czasów renesansu, a przy okazji buca (ale na swój sposób sympatycznego) jakich mało. Cała historia kręci się wokół tajnych bractw asasynów i templariuszy. Mówiąc w skrócie - ci drudzy chcą zdobyć władzę nad światem, a ci pierwsi nie zamierzają do tego dopuścić.

Było ich trzech... Prawdę powiedziawszy, w przypadku „Revelations” fabuła jest już na tyle pogmatwana, że nie wyobrażam sobie, by w grze swobodnie poczuł się ktoś, kto nie zna poprzednich części. Dość powiedzieć, że historia tym razem toczy się na czterech poziomach jednocześnie. Po pierwsze, poznajemy dalsze losy Ezia, który wyrusza do twierdzy Masyaf w poszukiwaniu biblioteki Altaira, legendarnego przywódcy asasynów z czasów średniowiecza (i przy okazji głównego bohatera pierwszej części AC). Ostatecznie trafia jednak do Konstantynopola, w którym musi odnaleźć klucze do rzeczonego miejsca i w którym rozgrywa się jakieś 85 procent gry.

Po drugie, dzięki tymże kluczom poznajemy także nieznane wcześniej losy Altaira. Nie ma tego dużo (przynajmniej mniej niż można się było spodziewać po zapowiedziach), jedynie sześć niedługich misji, niemniej to kluczowy element gry. Fani serii będą nimi zachwyceni, bo poznają dzięki nim zupełnie nowe fakty na temat asasynów, z kolei osoby nierozeznane w tej historii poczują się zagubione.

Po trzecie, gracze poznają oczywiście także dalsze losy Desmonda. Po wydarzeniach z poprzedniej części bohater ten znajduje się w śpiączce, choć cały czas jest także podłączony do Animusa. By się z niego wyrwać i „wrócić do swojego ciała”, będzie musiał przeżyć kolejne wspomnienia Ezia (patrz: „po pierwsze”). Mimo uśpienia dochodzą do niego jednak sygnały z „rzeczywistości” i... Sami zobaczycie, nie chcę nikomu psuć zabawy.

Po czwarte wreszcie, gracze będą mieli także okazję poznać historię życia Desmonda. Do tej pory wiedzieliśmy o nim jedynie tyle, że jest barmanem. Teraz wreszcie mamy okazję dowiedzieć się czegoś więcej. Zbierając w Konstantynopolu (jako Ezio, nie pogubcie się, proszę) fragmenty danych Animusa (klasyczne znajdźki w rodzaju flag z „Brotherhood”), uzyskuje się bowiem dostęp do kolejnych części „podróży Desmonda”. To dodatkowe misje rozgrywane z perspektywy pierwszej osoby (!) w surrealistycznym, abstrakcyjnym otoczeniu (!!), będące przestrzennymi zagadkami logicznymi (!!!), których mechanikę można przyrównać - trochę z braku laku, fakt - do Portala (!!!!). Za tę część gry należy się Ubisoftowi ukłon: zrealizowano to świetnie i mnóstwo wnosi to do opowiadanej w serii historii. Szkoda, że jest tego tak mało (jedynie pięć misji), ale bawiłem się znakomicie.

I jak, nie pogubiliście się? Jeśli znacie serię, to pewnie nie. I bardzo dobrze, bo „Revelations” to gra właśnie dla Was. Opowiedziana w niej historia naprawdę dużo wnosi do świata Assassin's Creed i usatysfakcjonuje każdego jego fana. Ale jeśli nie graliście w poprzednie odsłony, to pewnie niespecjalnie wiecie, co opisałem powyżej. Szczerze radzę: zapoznajcie się najpierw z wcześniejszymi częściami. To też świetne gry, a bez ich znajomości „Revelations” sporo straci w Waszych oczach i będzie zupełnie niejasne.

Konstantynopolitańczykowianeczka Mimo mnogości bohaterów i wątków, akcja skupia się głównie na Ezio, a jej miejscem w przeważającej części gry jest Konstantynopol. Z punktu widzenia mechaniki to praktycznie dokładna kopia tego, co stworzono na potrzeby „Brotherhood”. Znów mamy zatrzęsienie misji pobocznych i rzeczy do znalezienia, znów można odbijać poszczególne dzielnice z rąk templariuszy i odbudowywać miasto, znów dostajemy we władanie gildię skrytobójców. Choć twórcy zapowiadali, że będzie inaczej, to jednak nie zmieniło się zbyt wiele.

Owszem, teraz templariusze mogą odbić raz zdobytą kryjówkę asasynów, co przybiera formę prostej minigry z gatunku tower defense. Tylko że grając uważnie tych sekwencji się po prostu unika (i dobrze, bo zrealizowano je miernie). Ja widziałem je tylko dwa razy w ciągu kilkudziesięciu godzin zabawy. Owszem, teraz Ezio jest wyposażony w hak, który trochę zmienia poruszanie się po mieście. Jednak to kosmetyczna zmiana. Owszem, teraz można samemu tworzyć różne rodzaje bomb i wykorzystywać je do walki. Tyle tylko, że Ezio już od poprzedniej części ma do dyspozycji tak ogromny arsenał środków, że bomby stały się zbędne.

To zresztą mój największy zarzut do „Revelations” - gra jest za łatwa. Główny bohater jest zbyt potężny i o ile podoba mi się, że każdy problem można rozwiązać na wiele sposobów, o tyle wolałbym, by jednak było tego trochę mniej, a gra stanowiła większe wyzwanie.

Jeśli miałbym się jeszcze czegoś czepiać, to tego, że „Revelations” wydaje się znacznie mniejsze od „Brotherhood”. Widać to już po wielkości miasta: Konstantynopol to jakieś - w dużym przybliżeniu - dwie trzecie Rzymu. Mniej jest także misji pobocznych. Prosty przykład: w poprzedniej części znalazło się mnóstwo zadań wykonywanych dla trzech obecnych w grze frakcji. W najnowszej na każdą z nich przypada... jedna misja. Wygląda to trochę tak, jakby twórcy zaczęli je tworzyć i miało być ich więcej, ale nie starczyło czasu. A takie przykłady można by mnożyć.

Nie mogę jednak nie zauważyć, że parę rzeczy zmieniono na plus. Najbardziej w oczy rzuca się grafika. Jest trochę ładniejsza, zwłaszcza w scenkach przerywnikowych. Podoba mi się też, jak w głównych zadaniach przedstawiona jest teraz akcja. Pojawiają się momenty rodem z „Uncharted”, czyli króciutkie scenki nieinteraktywne (w stylu walącego się mostu), które przebijają interaktywne elementy. Ciekawiej działa też kamera, nie zawsze trzymając się teraz kurczowo pleców bohatera. Nie ma tego dużo, ale dodaje zabawie sporo emocji i dodatkowego uroku.

Odgrzewany kotlet? To jednak, że niezbyt wiele zmieniło się w stosunku do „Brotherhood”, nie musi być wadą. W końcu tamta gra była świetna. Tak samo jest i tutaj. Bieganie po mieście, wykonywanie zadań, szukanie skarbów, odbijanie kryjówek, wspinanie się na punkty widokowe, nawet odbudowywanie miasta (które znów nie daje nic prócz satysfakcji) - wszystkie te i inne elementy przynoszą tyle samo frajdy, ile dawniej.

W tym momencie, przyznam, mam problem z ocenieniem „Revelations”. Z jednej strony muszę powiedzieć obiektywnie: to jeszcze raz to samo, w dodatku mniej. Ale subiektywnie - nie przeszkadza mi to. Jestem fanem serii ze względu na fabułę i mechanikę. Choć doskonale zdaję sobie sprawę, że odnajdywanie skarbów i odbudowywanie sklepów nic nie daje tu niczego specjalnego, to jednak... robię to. Biegam po Konstantynopolu, ciułam pieniądze, kupuję kolejne budynki. I bawię się znakomicie. Spędziłem przy „AC:R” jakieś trzydzieści godzin, z czego przynajmniej dwie trzecie na zajmowaniu się rzeczami zupełnie pobocznymi, niewymaganymi do przejścia gry. I przyniosło mi to masę frajdy.

Nie ukrywam: to dla mnie esencja Assassin's Creed. Przyjemność, jaką przynosi niezobowiązujące zwiedzanie miasta, wspinanie się na budynki, zbieranie znajdziek. Co z tego, że to jeszcze raz to samo, skoro ten schemat się sprawdza? Nie zmienia się wygrywającej drużyny, nie przeszkadza mi to. To nadal znakomita gra. A jeśli wziąć jeszcze pod uwagę to, że znów spotyka się tu znanych i lubianych bohaterów, to jestem bardziej niż zadowolony. To po prostu kolejny odcinek lubianego serialu.

W kupie raźniej Od czasów „Brotherhood” Assassin's Creed to także gra sieciowa. I to zupełnie wyjątkowa, z mechaniką, jakiej nie znajdziecie w żadnej innej produkcji. To grupowa skradanka, w której umieszczeni na relatywnie małej mapie gracze polują na siebie nawzajem, wtapiając się w tłum i starając się pozostać niewidocznym.

Miałem okazję przetestować tryby sieciowe w „Revelations” już przed premierą i po kilkugodzinnej sesji odniosłem bardzo wyraźne wrażenie: tu także nic się nie zmieniło. Zresztą, pamiętam dokładnie moją rozmowę z jednym z twórców na tegorocznym E3. Na moje pytanie „co się zmieni”, dostałem długą pogadankę o nowych animacjach, postaciach i mapach. A jakieś większe zmiany? Cóż...

No nie ma. To ciągle ta sama gra. Choć pojawiają się nowe tryby, to jednak mechanika w większości z nich na najbardziej podstawowym poziomie pozostaje taka sama - „nie daj się wykryć i po cichu eliminuj wrogów”. Przynosi to tyle samo frajdy, ile wcześniej, nie ma więc czego się specjalnie czepiać, jeśli jednak ktoś spodziewał się większej rewolucji, to się jej nie doczeka. Ale gwoli ścisłości: zupełnie wyjątkowy i bardzo dobrze zrealizowany tryb sieciowy „Assassin's Creed: Revelations” to spory plus tej gry.

Werdykt „Revelations” to gra dla fanów. Przede wszystkim z powodu fabuły. Dla niezorientowanych w serii historia będzie zupełnie niejasna. Takim osobom polecałbym - jeszcze raz - najpierw zapoznać się z poprzednimi odsłonami (choć pierwszą można pominąć, bo jest bardzo przeciętna), a potem, jeśli przypadną im do gustu, wziąć się za najnowszą.

Jeśli zaś chodzi o fanów serii, to niech wiedzą, że dostaną jeszcze raz to samo, ze wszystkimi wadami i zaletami gry. Tych drugich jest dużo więcej, więc nie pozostaje mi nic innego, jak z czystym sercem polecić „Revelations”. To bardzo dobra gra, choć nie da się ukryć, że to w pewnym stopniu także - mimo wszystko - odgrzewany kotlet.

Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów).

Tomasz Kutera

  • Deweloper: Ubisoft
  • Wydawca: Ubisoft
  • Dystrybutor: Ubisoft Polska
  • PEGI: 18

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor.

Testowano na Xboksie 360.

Assassin's Creed: Revelations (X360)

  • Gatunek: akcja
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)