Anarchy Reigns [RECENZJA]

Anarchy Reigns [RECENZJA]

Anarchy Reigns [RECENZJA]
marcindmjqtx
15.01.2013 08:00, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

Gdzieś w mojej głowie Anarchy Reigns jawiło się jako rozwinięcie pomysłów znanych ze świetnego MadWorld na Wii. I podczas spotkania z grą okazało się to moim największym błędem.

Ocena: 3/5 „Anarchy Reigns” to średniak, który nie do końca wie, czy chce być grą fabularną czy sieciową. A wystarczyło całą pracę włożyć w jeden z tych trybów.

„Anarchy Reigns” to trójwymiarowa bijatyka, która na pierwszy rzut oka  przypomina leciwe już, bo wydane w 1997 „Fighting Force”. Może się też kojarzyć z tytułami z automatów, w których liczy się przede wszystkim punktacja, skrzętnie podliczana na koniec każdej z misji. Ale czym byłaby tego typu zręcznościówka, gdyby nie miała dobrego systemu walki?

Bij, jakby jutra nie było Mechanizm jest najmocniejszą stroną „Anarchy Reigns”. Łatwo się tu wczuć w kierowaną postać, poczuć wyprowadzane ciosy. Walka niesie za sobą pokłady frajdy, system jest przejrzysty, co wcale nie znaczy, że prostacki. Poza klasycznym mocnym i słabym atakiem możemy użyć specjalnego Rampage, dopakowującego na jakiś czas naszego bohatera, a także skorzystać ze znalezionych przedmiotów, takich jak snajperka, osłona, miny i granaty. Często nieocenionym pomocnikiem staje się możliwość wzięcia na cel konkretnego przeciwnika, co przy szalejącej od czasu do czasu w wirze walki kamerze niejednokrotnie ratuje nam skórę. Jest jednak pewne „ale”.

Anarchy Reigns

Brak tu znanego z „MadWorld” zabijania wrogów na elementach otoczenia. A zwykli przeciwnicy aż się o to proszą. Można jedynie rzucić w nich beczką czy samochodem, albo też unieruchomić oponą. To jednak w porównaniu z grą na Wii za mało - gdzie wrzucanie wroga między koła zębate, nadziewanie na pale, haki? O ile brak tego elementu w trybach sieciowych rozumiem, o tyle wyrzucenie go z kampanii jest dla mnie całkowicie chybione. To tak, jakby PlatinumGames postanowiło zabrać nam trochę przyjemności płynącej z eksterminacji kolejnych fal wrogów.

Na plus można zaliczyć zróżnicowanie przeciwników. Pełno tu nieszkodliwych „chłopków”, których można położyć dwoma ciosami, co jakiś czas pojawią się latające drony, snajperzy, naukowcy rzucający ognistymi koktajlami czy dzierżyciele miotaczy ognia. Druga grupa przeciwników to kilka rodzajów przerośniętych mutantów, z którymi nie jest już tak łatwo, szczególnie kiedy atakują nas dwójkami lub trójkami. Dodatkowym utrudnieniem są śmiercionośne akcje na mapach - takie jak spadający samolot czy bombowy atak z powietrza.

Według jednego schematu Tryb kampanii składa się z dwóch opowieści - Czarnej (Jack) i Białej (Leo) strony. Każda na normalnym poziomie trudności trwa około trzech godzin, co łącznie daje nieco ponad 6 godzin zabawy. W związku z tym, że historia jest jedna i ta sama, zwiedzamy dokładnie te same cztery miejscówki, a losy naszych bohaterów, choć równoległe, łączą się dwukrotnie. I choć misje fabularne są różne, to schemat ich zaliczania dokładnie ten sam. Odwiedzamy nową mapę, zaliczamy misje poboczne, a zdobywając w nich punkty, odblokowujemy misje fabularne, których w danej lokacji są (z jednym wyjątkiem) trzy. Praktycznie zawsze polegają na zlikwidowaniu którejś z 16 postaci, dostępnych następnie w trybie rozgrywek sieciowych. Zadania dodatkowe to czysty „arcade”, gdzie poza kilkoma wyjątkami musimy pokonać w określonym z góry czasie konkretną liczbę napierających przeciwników.

Od tego powtarzającego się przez 6 bitych godzin schematu jest jednak jeden wyjątek - ostatnie 20 minut gry. Zrezygnowano tu z misji, prowadząc gracza za rączkę. Ostatnia walka robi wrażenie, angażuje kilka spotkanych w grze postaci i pozwala się poczuć jak w anime, gdzie na placu boju zostaje najsilniejszy bohater, i to od niego zależy los pozostałych. Super.

Nie sposób nie wspomnieć o świetnie zrealizowanych, ślicznych i emocjonujących przerywnikach filmowych. To one, choć niegrywalne, są najlepszym elementem trybu opowieści i jeśli miałbym wybrać jeden powód, dla którego zaliczyłem kampanię, byłyby to właśnie one.

Anarchy Reigns

Sieć to podstawa? Twórcy nie ukrywali, że „Anarchy Reigns” to gra nastawiona głównie na rozgrywkę sieciową. Nie umiem natomiast potraktować takiej deklaracji jako powód na potraktowanie olewczo wątku fabularnego. Skoro jednak to w wieloosobowych potyczkach ma tkwić siła „Anarchy Reigns”, czym prędzej popędziłem sprawdzić ten aspekt rozgrywki. Przywitało mnie 11 trybów, w tym klasyczny drużynowy deathmatch, przetrwanie czy dwie wariacje przejmowania flagi. Wspominam głównie o nich, bo na dobrą sprawę pobawicie się jedynie w TDM i Battle Royale (16 wojowników, każdy na każdego) - pozostałe świecą pustkami. Podstawowe zasady są jednak wszędzie takie same. Wybieramy jedną z 16 (plus Bayonetta, dla której trzeba zrealizować kod znaleziony w pudełku) postaci, ustawiamy odblokowaną już umiejętność i ruszamy w bój.

Część umiejętności odblokujecie w kampanii, pozostałe, zdobywając w sieciowych starciach kolejne poziomy doświadczenia. Możecie wzmocnić na przykład atak specjalny, atak 360, przyspieszyć uniki, ale także wspomóc mechanizm odnawiania zdrowia czy uniemożliwić przeciwnikom wykonanie na Was łapania. Do wyboru, do koloru.

A następnie spotykamy chaos w najczystszej postaci. Bo tak właśnie wyglądają starcia w „Anarchy Reigns” - chaotycznie. Nie ma czasu na myślenie o strategii, wszyscy jak najszybciej wciskają klawisze ataku i łapania, pragnąc w jak najkrótszym czasie naładować pasek Rampage. W drużynowych starciach kluczem do sukcesu jest bieganie w dwu-, trzyosobowych grupach i atakowanie samotnych przeciwników. Za którymś razem ostateczny cios będzie Wasz. Choć zabójstwa nie są tu najważniejsze, to podobnie jak w trybie kampanii, ostateczny rezultat punktowy pod koniec przedstawiony na koniec meczu w tabeli.

Nie zapomniano o rozwoju postaci - dzięki zdobytym punktom doświadczenia gracz wchodzi na kolejne poziomy. Nie licząc wspomnianych w ramce umiejętności, nie przekłada się to jednak na samą rozgrywkę. A ta, pomijając chaos, jest naprawdę fajna. Niezależnie od wybranego trybu, ciągle coś się dzieje, gdzieś zawsze jest zażarta walka. Warto co jakiś czas wpaść w większy „młyn”, licząc na to, że akurat nasz cios będzie tym kończącym. Ale nie zapominajcie o podstawowej umiejętności - im szybciej naciskacie przyciski na padzie, tym lepiej. W sieci znajdziecie wielu wymiataczy, którzy zjedli zęby na starciach lancerów w Gears of War i przenieśli umiejętność mashowania przycisków na grunt „Anarchy Reigns”. Nie wspominam o strategii czy walce z ukrycia - po prostu ich tu nie ma. Sieciowe boje to bowiem arcade w najczystszej postaci - coś dla prawdziwych facetów, którym nieobce są połamane pady i zapadnięte od nerwowego wciskania klawisze.

Anarchy Reigns

Lobby działa sprawnie, podobnie jak zaproszenia, także nie bójcie się zabrać do świata „Anarchy Reigns” znajomych z listy kontaktów. Przejrzyście zaprojektowano też zakładki, dzięki czemu będziecie mogli poszukać meczy zarówno na serwerach europejskich, jak i amerykańskich i azjatyckich.  Nie uświadczyłem również lagów, udało mi się ponadto skończyć każdy zaczęty mecz - widać, że mechanizm rozgrywek sieciowych jest dopracowany i ktoś spędził sporo czasu na jego testowaniu. Pozostaje jedynie trzymać kciuki, aby w sieci pojawiło się więcej osób, bo jak na razie do „Anarchy Reigns” nie wala tłumy.

Werdykt W związku z opóźnieniem względem japońskiej wersji SEGA zdecydowała, że w Europie gra będzie sprzedawana w niższej cenie, około 20 funtów (co w Polsce zaowocowało ceną od 110 do 120 złotych). W „Anarchy Reigns” kilka rzeczy zupełnie nie dograło - przede wszystkim tryb kampanii, w którym nie wykorzystano potencjału ani opowieści ani bohaterów. Choć starcia sieciowe bywają chaotyczne, to stanowią jeden z najlepszych elementów gry. Oprawa niczym się nie wyróżnia, jest niebrzydko i kolorowo - fajnie słucha się energicznej ścieżki dźwiękowej, nie jest to jednak nic, co na długo zapadnie w pamięć. „Anarchy Reigns” to średniak, który nie do końca wie, czy chce być grą fabularną czy sieciową. A wystarczyło całą pracę włożyć w jedno albo drugie.

Ocena 3/5 Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka.)

Paweł Winiarski

  • Deweloper: PlatinumGames
  • Wydawca: SEGA
  • Dystrybutor: CDP.pl
  • PEGI: 18

Egzemplarz recenzencki dostarczył dystrybutor.

Anarchy Reigns (X360)

  • Gatunek: akcja
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)