Żegnaj Telewizorku

Żegnaj Telewizorku

Michał Zacharzewski
13.03.2005 11:42

Żegnaj Telewizorku

Czy szary, niepozorny komputer, który stoi właśnie pod Twoim biurkiem, stanowi dla Ciebie śmiertelne zagrożenie? Czy jest on w stanie rozbić rodzinę, pchnąć dzieci do kradzieży, a nawet do morderstwa? Jak można bronić się przed tym, coraz to popularniejszym, medium? Czy zresztą należy się bronić? Jak taki miły, pomocny komputerek może nam uprzykrzyć życie? Na te pytania do niedawna nie było odpowiedzi. Dziś już jest - a to za sprawą książki Joan Anderson i Robin Wilkins, zatytułowanej "Żegnaj telewizorku".DŁUGI PODTYTUŁPodtytuł książki ma naprawdę imponujące rozmiary. "Jak nauczyć swoją rodzinę rozsądnie korzystać z telewizora, gier komputerowych i Internetu". Nie ma w jego długości nic złego, jako że doskonale oddaje on treść lektury. Książka wskazuje na istniejący problem i podaje sposoby jego rozwiązania. Na szczęście są one odległe od tego, co proponują nam niektóre bulwarowe tygodniki dla kobiet.DIAGNOZAZarówno telewizor, jak i komputer weszły już na stałe do naszego życia. I nie tylko zamieszkały razem z nami, ale i podbiły serca nasze - jakże często stanowią centralny punkt mieszkania! W większości gospodarstw domowych rodzina spotyka się właśnie przed telewizorem. Rzadkie dziś "grupowe" obiady zastąpiła wspólna konsumpcja telewizyjnej papki. A komputer? Odrywa od innych zajęć, od nauki, od książek, od radia czy spaceru do lasu. To fakt - bez tych dwóch śmiesznych urządzeń życie nasze wyglądałoby inaczej. Z pewnością więcej byłoby rozmów, więcej spokoju, więcej... pracy.Co jednak złego w tym, że spędza się wolny czas przed telewizorem tudzież monitorem? Czy chodzi tu tylko o oczy, które psują się od gapienia w ekran, i o kondycję, która leci w dół jak dzika? Otóż nie... jest jeszcze uzależnienie. Wielu ludzi bez komputera nie jest w stanie żyć - wystarczy przejść się po Helu, by przekonać się, ile ludzi opala się klepiąc w notebooka. W "Żegnaj telewizorku" pojawia się też nieśmiertelny problem przemocy w grach. I tu pewnie stają wam przed oczyma artykuły z "super" prasy: "Zamordował. Wydawało mu się, że gra w Mortal Kombat", "Zniszczył samochód. Zawsze lubił grać w Carmageddon". Zaskoczę was - tego typu tekstów w "Żegnaj telewizorku" nie ma.Autorzy podchodzą do tematu w sposób uczciwy. Pokazują rzecz oczywistą - istniejącą w grach przemoc. Przytaczają fakt, że w większości gier najlepszą drogą do rozwiązania problemu jest zabicie kogoś, zniszczenie czegoś bądź oszukanie. Dowodzą, że niemal wszystkie komputerowe kobiety mogłyby być symbolami seksu - supersilikonowa figura plus niezwykle skromne wdzianko stanowią nieodzowny ekwipunek każdej dzielnej wojowniczki. Już same tytuły gier komputerowych budzą w normalnym człowieku grozę: takie nazwy jak "Uliczny wojownik" (Street Fighter), "Wstrząs" (Quake), "Wielka kradzież samochodu" (Grand Theft Auto), "Rzecz niezdrowa" (Nox) czy "Diabeł wcielony" (Devil Inside) dowodzą, iż nie jest to argument bez pokrycia. Niestety, stawiając diagnozę autorzy mają rację.Ale problem nie kończy się na samym rozpoznaniu zagrożenia. Trzeba przyjrzeć się możliwym skutkom grania w gry komputerowe. Autorzy cytują tu doktora Spocka (do miłośników "Star Treka": zbieżność nazwisk czysto przypadkowa), który twierdzi, że pełne brutalności gry nie uczynią z dzieci morderców, lecz przyzwyczają je do przemocy, sprawią, że zostanie ona zaakceptowana jako jedna z form rozwiązywania życiowych problemów. To tego dochodzi jeszcze jedno zagrożenie: nałóg. Gry komputerowe w wielu przypadkach przekształcają się w chorobę - gracz zawala kolejne noce, zapomina o egzaminach i spotkaniach ze znajomymi, wszystko dlatego, że właśnie rozwala imperium. Tak bywa, nie zaprzeczycie...RECEPTACo zrobić, by nie poddać się komputerom, by nie wpaść w nałóg i nie odciąć dziecku drogi do zajęć pozalekcyjnych, do podwórka i przyjaciół? Rozwiązanie jest banalne. Dawkowanie. Gier zawierających przemoc dzieciom nie kupować. Wyznaczyć dzienny limit czasu, jaki dany uczniak może spędzić przed komputerem. Organizować czas tak, by w chwile wolne nie wdzierała się bezczynność. Proste, łatwe, skuteczne. W "Żegnaj telewizorku" znajdziecie barwny opis tego, jak wygląda owa kuracja w całej swej okazałości i co się stało, gdy autorzy wprowadzili ją u siebie w domach. Powiem tylko, że się powiodła, że zdała egzamin na pięć.PODSUMOWANIEKsiążka "Żegnaj telewizorku" jest propozycją ciekawą, stawiającą przed czytelnikiem nie wyimaginowany problem i starającą się go rozsądnie rozwiązać. Nie ma w niej miejsca na panikę, na sianie przerażenia, kosmicznych wizji przedstawiających młodocianego mordercy rżnącego w "Unreal" od rana do wieczora. Jest za to rzetelność i nieco staromodna ufność, że dziecko odstawi gry na rzecz kolorowanek...Polecam tą książkę wszystkim tym dużym graczom, którzy mają dzieci i nie chcą, by ich dzieciństwo upłynęło na kolejnych "Quake" i polsatowej papce.WYDAWCA: WYDAWNICTWO ADAMANTANWYMAGANIA: CZYTANIE, 25 ZŁ

Źródło artykułu:WP Gry
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)