Xbox Live Arcade Unplugged vol.1 - recenzja

Xbox Live Arcade Unplugged vol.1 - recenzja

Xbox Live Arcade Unplugged vol.1 - recenzja
marcindmjqtx
30.08.2007 08:00, aktualizacja: 30.12.2015 14:13

Co począć jeśli nie masz dostępu do internetu, a chciałbyś zagrać w tytuły dostępne na Xbox Live Arcade? Kupić Xbox Live Arcade Unplugged w sklepie. Jest to zestaw 6 gier, które, po włożeniu płyty do napędu, pojawią się w odpowiedniej zakładce Interfejsu Głównego. Przyjrzyjmy się zatem poszczególnym tytułom wchodzącym w skład składanki.

Texas Hold'Em

Czy istnieje lepszy sposób wykorzystania platformy Xbox Live Arcade niż ośmioosobowa partyjka pokera ze znajomymi z innych zakątków kraju/świata? Być może, ale noc spędzona z Texas Hold'em z pewnością

nie będzie należała do nudnych. Tak, wiem, że to tylko elektroniczny poker na fałszywe pieniądze, ale moje doświadczenie wyraźnie każe mi cieszyć się z faktu, że po zakończonej rozgrywce nie muszę wyciągać z portfela pliku pachnących banknotów.

Jaki jest poker - każdy widzi. Prezentacja gry jest bardzo oszczędna. Na dobrą sprawę sprowadza się ona do widoku stołu i awatarów przeciwników. Nie ma zerkania w karty czy flirtowania z krupierką, by w następnym rozdaniu „przypadkiem” dostać na starcie parę asów. Na szczęście niedawno wyeliminowano jeden z większych braków Texas Hold'em - dodano obsługę kamery Xbox Live Vision.

Nie zamierzam wykładać wam szczegółowo zasad gry w pokera w odmianie Texas Hold'em. Tak naprawdę wciąż jestem żółtodziobem jeśli idzie o godziny spędzone przy stoliku. Jednak jeśli ktoś oglądał „Hazardzistów” z E. Nortonem i M. Damonem to wie o co chodzi. Na wstępie każdy z graczy dostaje 2 karty i na ich podstawie ocenia swoje szanse w rozdaniu. Może wejść do gry, ale może także powiedzieć „pas” i przyglądać się rozgrywce z boku. Po fazie obstawiania (znawców tematu proszę o wybaczenie - nie znam fachowych terminów), na środku stołu odkrywane są karty, z których każdy może skorzystać przy tworzeniu możliwie najlepszego układu wraz z tymi, które dostał na początku. Potem znowu na zmianę przesuwanie żetonów i odkrywanie kart, aż do momentu, kiedy na środku stołu będzie ich pięć (oczywiście jeśli gracze wcześniej nie spasują). Wygrany zgarnia pulę, a przegrani liżą rany i szykują się na kolejne rozdanie.

Opisywana gra posiada oczywiście tryb dla jednego gracza, ale należy go traktować tylko jako przetarcie szlaków i lekki trening przed grami za pośrednictwem Xbox Live. Najciekawszymi elementami dla samotników są z pewnością specjalnie przygotowane scenariusze (najwięcej/najmniej żetonów przy stole, agresywni/spokojni przeciwnicy i tym podobne kombinacje)

Nie da się jednak ukryć, że Texas Hold'Em rozwija skrzydła dopiero w trakcie sieciowych spotkań z kompletem zawodników przy stole. Odważne licytacje, teatralne blefy, rzucanie na stół wszystkich żetonów - te elementy potrafią podnieść adrenalinę. Przed meczem mamy także możliwość dostosowania wielu opcji gry do swoich potrzeb. Oczywiste jest, że tempo rozgrywki nie jest szalone, ale jeśli gra się ze znajomymi to chwile dłużyzn są wypełniane przez pogaduchy. Jeżeli gramy z obcymi to częściej trafia się typowy „trash talking” czyli wzajemne obrzucanie się błotem i dbanie o dobre samopoczucie własnego ego. Niestety często zdarzają się również gracze opuszczający stół po jednym przegranym rozdaniu.

Jeśli lubisz od czasu do czasu spędzić noc przy pokerowym stole i nie spodziewasz się po tej grze szybkiej akcji i Bóg wie czego, to z czystym sumieniem mogę polecić Ci Texas Hold'em. Jednak przed zakupem lepiej przetestować demo, by upewnić się, że wiesz w co się pakujesz. Ghost i Kenner wciąż żądają ode mnie zwrotu MSP za zakup Texasa ps. gracze zamierzający kupić Teksas Hold'em do gry offline powinni odjąć od oceny 2 punkty. Niestety bez żywych przeciwników, ten tytuł kompletnie traci urok.

Geometry Wars Retro Evolved

Zaczęło się od minigierki, w którą można było zagrać w przerwach między wyścigami w Project Gotham Racing 2. Zabawa spodobała się graczom na tyle, by Bizzare Creation umieściło demo jej następczyni w następnej części swoich flagowych wyścigów. Pełna wersja Geometry Wars Retro Evolved (jak wskazuje tytuł, zawierająca również pierwszą część) miała swoją premierę w listopadzie 2005r. i szturmem zawojowała listy przebojów Xbox Live Arcade.

Trudno mi jednoznacznie wskazać przyczynę tego sukcesu. Na pewno olbrzymią zaletą tego tytułu jest jego prostota. Naszym statkiem kierujemy za pomocą lewej gałki analoga. Wychylając prawą strzelamy w wybranym kierunku. Z pozostałych klawiszy wykorzystane są jedynie spusty. Dzięki nim odpalamy bomby niszczące wszystkie wrogie statki na planszy.

Nie tylko sterowanie jest śmiesznie proste, podobnie rzecz ma się z celem rozgrywki. Można go określić jednym słowem - przeżyć. Początkowo nie jest to trudne, wrogowie co prawda atakują z każdej strony, ale nie silą się na skomplikowane manewry, by uniknąć naszych pocisków. Jednak z każdą chwilą poziom trudności rośnie. Kolejne wersje przeciwników sprawiają coraz większe zagrożenie zarówno swoim zachowaniem jak i liczbą. Warto podkreślić, że ich różnorodność jest naprawdę spora. Od zwyczajnych kamikadze, przez wrogów zmieniających się po trafieniu w czarne dziury wsysające do środka wszystko w pobliżu, aż po „węże”, które można zniszczyć jedynie celnym strzałem w głowę.

Na osobny akapit zasługuje oprawa audio-wizualna. Wersja Retro nie zaskakuje niczym nowym, ale Geometry Wars Evolved to zupełnie inna bajka. Na ekranie non stop coś się dzieje. Strzały, wybuchy, hordy otaczających nas przeciwników - wszystko to jest niesamowicie kolorowe i efektowne. Nie raz i nie dwa zdarzy Wam się chwila dekoncentracji spowodowana wizualną orgią mającą miejsce na ekranie. Warstwa audio współgra z tym co widzimy, skutecznie utrzymuje napięcie i jeszcze bardziej nadaje rozgrywce dynamizmu.

Niestety Geometry Wars Retro Evolved ma również słabe strony. Przede wszystkim gra jest trudna. Po kilku nieudanych podejściach potrafi zirytować gracza i zniechęcić go do dalszych prób. W takich momentach bardzo brakuje jakichś dodatkowych trybów urozmaicających zabawę. Nie znajdziemy tu również żadnej możliwości bezpośredniej rywalizacji z innymi graczami za pośrednictwem Xbox Live. Pozostaje samotna walka o jak najwyższe miejsce w leaderboardach.

Geometry Wars Retro Evolved to kwintesencja arcade'owej gry. Nieskomplikowana, wciągająca rozgrywka mogąca równie dobrze wypełnić przerwę reklamową w ulubionym serialu, jak i wciągnąć gracza na cały wieczór i kusić go coraz lepszymi wynikami.

Bejeweled 2

Pomysł stary jak świat - ułóż kombinację 3 i więcej takich samych elementów by zniknęły z planszy i wzbogaciły twój dorobek punktowy. To właściwie całe sedno gry w Bejeweled i w jej podobne. Niby proste i mało atrakcyjne, a jednak wielu ludzi codziennie spędza mnóstwo czasu na wlepianiu oczu w ekran i szukaniu możliwych do stworzenia układów ukrytych w kolorowej mieszaninie klejnotów. Nie rozumiem tego zjawiska nawet mimo tego, że w nim uczestniczę.

Bejeweled oferuje graczowi 4 podstawowe tryby, które wraz z ich zaliczaniem ujawnią swoje kolejne wariacje. Najbardziej typowym jest tryb Classic, w którym układamy elementy do momentu aż skończą się nam możliwości ruchu.

Nieco bardziej wymagający jest tryb Action, w którym by zaliczyć kolejne plansze musimy wygrać walkę z nieubłaganie malejącym paskiem czasu. Nie obejdzie się tutaj bez podejmowania trafnych decyzji w ułamku sekundy i tworzenia bardziej wymagających układów elementów.

Linia czterech takich samych zaowocuje stworzeniem Power Gem, który wybuchając zniszczy najbliższe klejnoty. Układ złożony z pięciu części zmieni się w Hyper Cube. Z jej pomocą ściągniemy z planszy wszystkie elementy jednego koloru. W walce z czasem należy pilnie wyglądać możliwości tworzenia specjalnych klejnotów, gdyż zwykłe, trójelementowe kombinacje szybko przestaną wystarczać.

Kolejnym trybem jest Puzzle. Polega on na oczyszczeniu planszy z elementów. Jednak by to zrobić musimy wykonać określone posunięcia. Muszę przyznać, że najwięcej czasu spędziłem właśnie rozwiązując te układanki. Nie ma tu elementu przypadkowości związanego z nowymi elementami zastępującymi, te które właśnie ściągnęliśmy z planszy. Metodą prób i błędów, krok po kroku, dochodzi się do rozwiązania (możemy też skorzystać z podpowiedzi), które daje olbrzymią satysfakcję.

Ostatnim rodzajem rozgrywki jest tryb Endless. Jak sama nazwa wskazuje pozwala on w nieskończoność bawić się w układanie klejnotów.

Grafika w Bejeweled 2 nie wykracza ponad to czego spodziewalibyśmy się po podobnej grze. Kolorowe klejnoty na pierwszym planie, są moim zdaniem nieco za matowe. W tle oko cieszą ładne tła przedstawiające planetę, na której aktualnie się znajdujemy. Muzyka również jest dosyć standardowa.

Jeśli miałbym porównać opisywany tytuł do Hexica, w którego od kilku dni znów namiętnie gram, to Bejeweled 2 oceniłbym niżej. Trudno w niej wyczuć jak sobie radzimy, a pojawiający się z zaskoczenia napis „No more moves” powoduje, że poziom agresji chwilowo sięga granic. Hexic jest lepszą grą do wieczornego relaksu, oferuje także znacznie więcej możliwości. Szkoda, że nie ma czegoś na wzór Puzzle Mode z Bejeweled 2.

Outpost Kaloki X

Swego czasu lubiłem bawić się wszelkiego rodzaju Tycoonami, a przy pierwszych częściach Sim City spędziłem kilka dobrych miesięcy. Krótki rzut oka na kilka stron instrukcji przeznaczonych na opis Outpost Kaloki X wzbudził we mnie przeświadczenie, że oto na Xbox Live Arcade pojawiła się niejako przecząca idei gier arcade'owych. No bo jak symulator budowniczego stacji kosmicznej miałby się w nią wpisywać?

Już pierwsze misje stanowiące lekko zakamuflowany tutorial wyprowadziły mnie z błędu. Owszem, naszym zadaniem jest tworzenie i rozwijanie kosmicznego portu tak, by spełniał wymagania stawiane zarówno przez szefostwo i klientów. Jednak próżno tu szukać dziesiątków statystyk opisujących każdy budynek, a na daną misję mamy określony (często bardzo optymistycznie) czas, po którego upływie albo przechodzimy do kolejnego zadania, albo zmuszeni jesteśmy kliknąć przycisk z napisem „retry”.

Na czym więc polega rozgrywka w Outpost Kaloki? Wyobraźcie sobie małą kosmiczną wysepkę, z której wystają tunele czekające na przyłączenie doń nowych elementów. Goście odwiedzający naszą stacyjkę mają swoje gusta i by ich zadowolić należy do „bazy” dodawać odpowiednie segmenty. Mogą to być laboratoria, ogrody, sklepy i inne podobne przybytki. Konieczne jest także dbanie o zasilanie całego ośrodka. Przed każdą misją oglądamy dosyć humorystycznie zrobiony ekran informujący nas o rozwoju fabuły (2 kampanie - przygodowa i wojskowa) i stawianych przed nami wymaganiami. To one są najważniejszym celem rozbudowy stacji, zaspokojenie potrzeb gości ma tylko za zadanie wyciągnąć z ich portfeli fundusze konieczne do spełnienia wymagań kierownictwa. Po pierwszych etapach, gra szybko wrzuca nas na głęboką wodę i trzeba się naprawdę sporo napocić by zmieścić się w limicie czasowym.

Grafika jest bardzo ograniczona. Na ekranie widzimy naszą stację i jej poszczególne elementy oraz statki odwiedzających nas gości. Dookoła panuje kosmiczna pustka z rzadka przetykana obco wyglądającymi planetami w tle. Czasem pojawia się okno dialogowe, gdy ktoś zechce pochwalić (lub zganić) jakość usług, bądź też zaoferować plany nowego elementu stacji. Nie do końca pasuje mi dobrana przez autorów muzyka. Swingujące kawałki dodają co prawda grze dynamiki, ale nawet w rzadkich chwilach spokoju ma się przez nie wrażenie, że za chwilę cały budowany w trudzie biznes dotknie jakaś katastrofa Taka muzyka jest dobra do gier stricte zręcznościowych. W Outpost Kaloki X, choć liczy się czas podejmowania decyzji, to warto od czasu do czasu wziąć głębszy oddech i przeanalizować sytuację.

Plusem gry jest niewątpliwie bardzo prosty interfejs. Wszystkie operacje odbywają się na głównym ekranie, nie musimy gubić się w przeglądaniu gromady okienek. Wszystko jest doskonale czytelne.

Outpost Kaloki X pozbawione jest trybów online. Całość gry zamyka się w dwóch kampaniach oferujących w sumie 24 misje oraz w 11 scenariuszach dostępnych osobno. Zabawy starczy na długi czas, zwłaszcza jeśli ktoś ma ochotę zdobyć wszystkie złote medale za zaliczenie misji w możliwie najkrótszym czasie. Dostępne są także leaderboardy, można więc porównywać wyniki ze znajomymi.

Wik: Fable of Souls

Już na początku przyznam, że nie spodziewałem się wiele po przygodach Wika. W końcu, ile frajdy może dać huśtanie się na języku i zbieranie robali Już po pierwszych planszach okazało się, że zadziwiająco dużo. Wik: Fable of Souls nie jest skleconą na kolanie grą o rudowłosej namiastce Spider-Mana. Posiada zadziwiającą głębię jak na tak mały kawałek kodu.

W historię Wika wprowadza nas śmieszny wierszyk zamieszczony w instrukcji. Okazuje się, że celem gry jest zjednoczenie głównego bohatera z jego rodziną. By tego dokonać będziemy musieli pokonać ponad 100 leveli.

Fabe of Souls jest grą zręcznościową. Na ekranie dużo się dzieje. Poczynając od Wika wykonującego przeróżne akrobacje za pomocą swojego czepnego i niezwykle rozciągliwego języka, przez pojawiające się w różnych niedostępnych miejscach zielone stworki zwane grubami, na które poluje zarówno Wik, jak i inne owady, aż po smętnie człapiącego Slothama - druha naszego bohatera, który służy za przechowalnię grubów. By zaliczyć poziom należy go nakarmić wymaganą ich ilością.

Plansze są bardzo zróżnicowane i nie sposób przewidzieć co czeka w następnej. Pojawiają się także bonusowe levele, na których jedynym naszym celem jest zbieranie monet i kolorowych klejnotów.

Plusem gry jest to, że wraz z opanowywaniem sterowania głównym bohaterem, zabawa sprawia coraz większą frajdę. Początkowo wskoczenie na byle drzewo stanowi nie lada wyzwanie, po kilkunastu planszach poruszamy się Wikiem jak wytrawni akrobaci, podczas jednego skoku wykonując kilka czynności.

Oprócz głównego trybu fabularnego, Fable of Souls posiada również kilka pobocznych. Pierwszym z nim jest Challenge Mode. Składa się on z serii planszy z coraz trudniejszymi zadaniami. Można go porównać z trybem Time Attack z gier wyścigowych, gdyż jeśli chcemy udowodnić swój kunszt, możemy starać się pobić czas konsolowego przeciwnika. Drugim dodatkiem jest tryb Bonus. Jest on idealny by poprawić swoje zdolności kontrolowania Wika i wykonywania rozmaitych akrobacji. Dostępny jest także lokalny mulitplayer, w którym rywalizować może do 4 graczy.

W grafice trudno dopatrzeć się rewelacji. Jest ona co prawda dość schludna, ale wszystkie postacie są wręcz mikroskopijne. Zielono-bure kolory również nie wpływają pozytywnie na wrażenia wizualne. Na szczęście autorzy postarali się o miłą dla ucha ścieżkę dźwiękową. Spokojne utwory majaczące w tle znakomicie uzupełniają się z wydarzeniami na ekranie.

Wik: Fable of Souls jest moim zdaniem jedną z najlepszych gier dostępnych na Xbox Live Arcade. Oryginalny pomysł, mnóstwo zróżnicowanych poziomów i system gry nagradzający gracza za czas jaki włożył w jego naukę to najmocniejsze argumenty przemawiające za zakupem. Nie będziecie żałowali.

Najprostszym wnioskiem, który nasuwa się po przejrzeniu listy gier zawartych w Xbox Live Arcade Unplugged vol.1 jest dziwny dobór tytułów. Niby prezentują one przekrój przez gatunki dostępne w tej usłudze, ale czy Hardwood Backgammon jest tytułem, do którego tak bardzo tęsknią posiadacze konsoli Xbox 360 nie podłączeni do Live?

Plusem tej składanki jest fakt, że kupno wersji sklepowej jest mniejszym wydatkiem niż zakup wszystkich tytułów na Rynku Xbox Live. Gracze nie podłączeni do internetu, a chcący zagrać w perełki pokroju Wika czy Geometry Wars będą musieli przełknąć obok sporej dawki miodu, także kilka kropel dziegciu.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)