What Remains of Edith Finch - recenzja. Jestem śmiercią, która mieszka w starym domu

What Remains of Edith Finch - recenzja. Jestem śmiercią, która mieszka w starym domu

What Remains of Edith Finch - recenzja. Jestem śmiercią, która mieszka w starym domu
Maciej Kowalik
02.05.2017 09:38, aktualizacja: 10.05.2017 12:38

Morderstwa, utonięcia, nieszczęśliwe wypadki, a nawet i pewien "smok". Historia rodziny Finchów jest naznaczona tragediami. Nazywam się Edith, a to mój pamiętnik.

Symulator chodzenia? Nienawidzę. Nie gier - określenia. W typowy dla XXI wieku sposób spłyca ono sens opisywanych gier do etykiety, którą łatwo mogą hejcić ci, którzy wymagają wygranych, przegranych i wyników. Bo wiadomo, że gry _muszą_ być takie i owakie, a kto twierdzi inaczej ten się nie zna. A jednak sensem Dear Esther, Everybody's Gone to the Rapture czy teraz Edith Finch bynajmniej nie jest chodzenie. Już mniej bym się krzywił, gdyby Call of Duty i podobne nazywano symulatorem strzelania...

Platformy: PC, PS4

Producent: Giant Sparrow

Wydawca: Annapurna Interactive

Dystrybutor: -

Data premiery: 25.04.2017

Wymagania: Intel i3 2125 3.30 GHz; 2 GB RAM; GeForce GTX 750/AMD Radeon 7790

Graliśmy na PS4. Grę do recenzji udostępnił producent, zdjęcia pochodzą od wydawcy.

Ale cmentarz to nie miejsce, by się kłócić. What Remains of Edith Finch to gra narracyjna, w której poznajemy historię tytułowego rodu. Konkretniej - historię zgonów jego przedstawicieli. Korzenie drzewa genealogicznego Finchów sięgają Odyna Fincha, urodzonego w 1880 roku. Ostatnim jego owocem jest Edith - nastoletnia dziewczyna, którą po latach coś przygnało do domu, który razem z matką opuściły z dnia na dzień dawno temu.Dom jest takim samym bohaterem opowieści jak Edith. Kilkunastu przedstawicieli rodu, których historie poznamy, odcisnęło na nim wyraźne piętno. Czuje się tu te lata, masę niezałatwionych spraw, tak różne pasje domowników. Konieczność goszczenia kolejnych pokoleń sprawiła, że rozrósł się o nowe pokoje i przybudówki oraz "spęczniał" od śladów żyć, które rozpoczynały się w nim i kończyły. Śmierć odwiedzała Finchów chętnie, a oni z czasem nauczyli się jej wyglądać.

"Co za ludzie zabierają się za budowę rodzinnego cmentarza, nim nawet rozpoczną budowę domu?" - zapisując tę myśl w swoim pamiętniku, Edith wcale nie jest zszokowana. Matka dziewczyny, przekonana, że rzekoma klątwa czyhająca na Finchów to samospełniający się zabobon, postanowiła chronić córkę przed rodzinnymi opowieściami. Ale była jeszcze prababka, po której bohaterka gry odziedziczyła imię i wiedzę o kilku mniejszych tajemnicach domu. Większe poznamy z nią wspólnie.What Remains of Edith Finch to antologia 13 krótkich "opowiadań" o tym, jak Finchowie żegnali się z życiem. Brzmi makabrycznie? Mroczno? Zaskoczę Was, bo przez te 3 godziny, które spędzicie z Edith będziecie tymi historiami zafascynowani. Na pewno pomaga fakt, że wiele z nich to dla bohaterki odległa przeszłość, przez co ona sama (i co za tym idzie - gracz) ma do nich pewien dystans. Większości rodziny nie miała nawet szans poznać. Ale The Giant Sparrow opowiada tu o śmierci na rozmaite sposoby, dlatego powyżej opowiadania wylądowały w cudzysłowach.Gra jest pewnego rodzaju wycieczką z przewodnikiem po domu i jego zakamarkach. Fragmenty wpisów z pamiętnika Edith wyświetlają się bezpośrednio na elementach otoczenia (po polsku, czasem z drobnymi błędami), a ważniejsze miejsca są podświetlone. I wcale nie przeszkadza to w immersji (pamiętacie spór o świecące monety w Bioshock Infinite?). Przeciwnie - dużo łatwiej "wejść" w świat gry, gdy nie musimy zawracać sobie głowy tym, czy czegoś nie pominęliśmy. What Remains of Edith Finch nie każe się o to martwić. Jest tu kilka aktywności pobocznych, ale raczej z gatunku takich, które przyjemnie Was zaskoczą, gdy przypadkiem na nie wpadniecie. A pewnie wpadniecie, bo The Giant Sparrow stworzyło bardzo rzeczywiste miejsce akcji. Bardzo łatwo w ten dom uwierzyć. Tak łatwo, że skromna liczba interakcji czasem rozczarowuje, gdy chciałoby się z bliska obejrzeć np. eksponaty z gabloty myśliwego.

W trakcie spaceru po kolejnych pomieszczeniach, co jakiś czas przystajemy przy miejscu poświęconym pamięci jednego z domowników. Najczęściej w jego pokoju. Wtedy kończy się symulator spacerowicza, a zaczyna... coś, co wielokrotnie odbierało mi mowę. Coś, czego nie chciałbym nikomu popsuć nawet prostą wyliczanką.Różnorodność sposobów, w jakie The Giant Sparrow potrafi opowiadać o kolejnych zgonach to coś, czego jeszcze w grach nie było. Dlatego umówmy się - jeśli czujesz, że to gra dla Ciebie, wpisz ją na listę zakupów. Może na "za jakiś czas", bo te 84 zł na PS Store to sporo jak za 2-3 godzinki oderwania od świata. I odpuść sobie następny akapit. Choć i tak postaram się nie zdradzać zbyt wiele.Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak autorzy What Remains of Edith Finch "oswoili" rozmaite oblicza śmierci. Śmierci starych, młodych i jeszcze młodszych. Śmierci tragicznych, przypadkowych i takich, z których po latach Finchowie śmialiby się na rodzinnym zjeździe. Gdyby miał kto się na nim pojawić, rzecz jasna. Te interaktywne pożegnania przyjmują tu rozmaite formy. Może to być album przenoszący nas w czasie do miejsca, w którym powstawały jego zdjęcia i każący pstrykać je osobiście. Albo galopujący, ostatni sen, w którym przejmiemy kontrolę nad kolejnymi wcieleniami bohaterki. Tani, haloweenowy komiks z kadrami czekającymi na nasze akcje? Proszę bardzo.Interaktywna recytacja wiersza była moją faworytką, dopóki nie przypomniałem sobie historii małego Gregory'ego. Tragicznej, spisanej na pozwie o rozwód. Nikt nigdy nie chciałby być w skórze jego rodziców. Ale opowiedzianej i oddanej nam do zagrania tak pięknie, że aż korci mnie, by zaryzykować stwierdzenie, że mogłaby przynieść komuś po podobnych przejściach ulgę. A nie był to jedyny moment, gdy szepnąłem sobie cicho "genialne". Pomysłowość i wykonanie tych momentów zaskakuje tym bardziej, że przecież czytaliście gdzieś, że to kolejny "spacerowiec". Oj, nie. Opowieść Edith jest krótka, ale bogata.

W głowie mam jeszcze kilka historii, których nie dałoby się tak fantastycznie opowiedzieć, ba - poczuć, gdyby nie interaktywność, jaką mogą zaoferować tylko gry wideo. Oczywiście ręce trzymające pada nie spocą się od nadmiaru akcji, ale sposób w jaki komunikujemy się tu ze światem wystarcza, by What Remains of Edith Finch nie robiło z gracza widza. By angażowało na poważnie, a snuta głosem Edith i jej wpisami, a podkreślana cudnymi kompozycjami Jeffa Rossa (m.in. serialowe Fargo) opowieść odcinała nas od rzeczywistości.A choć wątki mnożą się wraz z pytaniami, to w porównaniu do takiego Everybody's Gone to the Rapture jest to gra kameralna. I przez częstsze wchodzenie w interakcję z graczem - bardziej "growa". Choć piszę to tylko dla tych, którzy nie mogą żyć bez cpykania przyciskami. Opowieść absolutnie jest tu najważniejsza i nie spodziewajcie się niczego innego. Do pełni szczęścia zabrakło mi tylko wsparcia gogli VR - What Remains of Edith Finch wydaje się stworzone dla tej technologii.What Remains of Edith Finch zostawiło we mnie niedosyt i gdybym pisał recenzję na gorąco, pewnie uznałbym to za drobną wadę. Ale dałem sobie odsapnąć, przetrawiłem to wszystko i zrozumiałem, że wcale nią nie jest. To część przesłania gry, która opowiadając o kolejnych zgonach, coraz mocniej zwraca uwagę odbiorcy w stronę życia. Tej ulotnej chwili, która zawsze trwa za krótko. To unikalna produkcja, przez co na pewno nie trafi do każdego. I bardzo dobrze. Wierzę, że do Ciebie trafi. Zagraj.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)