Tyranny: Bastard’s Wound - recenzja. Nie…

Tyranny: Bastard’s Wound - recenzja. Nie…

Tyranny: Bastard’s Wound - recenzja. Nie…
22.09.2017 15:44, aktualizacja: 25.09.2017 20:14

Nie, nie, nie, nie, nie. Obsidian, musimy porozmawiać.

Nie robi się czegoś takiego po sukcesie Pillars of Eternity, po mnóstwie dobrej woli, jaką udało się wypracować u graczy. Po latach wydawania niedokończonych, pełnych błędów produkcji firma Faergusa Uruquarta w końcu osiąga sukcesy, na które z pewnością zasługuje. Dzięki finansowaniu społecznościowemu przekonała się, że jej miejsce od początku było w dwuwymiarowych, izometrycznych RPG, nawiązujących do klasyki gatunku.

Platformy: PC

Producent: Obsidian

Wydawca: Microids

Dystrybutor: Cenega

Data premiery: 07.09.2017

PL: Nie

Nie robi się czegoś takiego po The White March, dodatku do Pillars of Eternity, który był tak duży, że trzeba go było podzielić na dwie części. Kilkadziesiąt godzin solidnej przygody, opowiadającej ciekawą historię, wprowadzającej zupełnie nowy obszar, uzupełniającej grę o elementy, których brakowało jej wcześniej.Nie robi się, bo ma się wypracowaną pewną markę, renomę, bo ludzie mogą oczekiwać więcej. A Bastard’s Wound to DLC w najgorszym stylu. Kilkugodzinna, nic nie wnosząca do gry przygoda i szereg drobnych, powierzchownych dodatków, które powinny być w podstawowej wersji gry od samego początku.

Pierwszą rzeczą, jaką wprowadza to DLC, są misje poboczne dla trójki z towarzyszy głównego gracza i nowe zakończenie, pozwalające zachować wierność Kyros. Jaki to ma sens? Mam teraz przechodzić od początku grę na 40 godzin, żeby uzasadnić sobie wydanie 20 euro na dodatek? Wprowadzający rzeczy, które powinny w niej być od samego początku? Nie brakowało mi ich wcześniej, uważałem Tyranny za grę kompletną. A teraz patrzę na te elementy, wprowadzone przez DLC i myślę sobie, że wygląda to tak, jakby było wycięte z podstawowej wersji.Nie posądzam Obsidianu o aż takie wyrachowanie.

Bardziej prawdopodobne jest, że twórcom po prostu nie starczyło czasu i pieniędzy, by te rzeczy mogły trafić do gry na premierę. Więc zrobili je później i sprzedają w DLC. Rozumiem, ale nie znaczy to, że mi się to podoba. Przecież mogli wydać to jako darmowe uaktualnienie i ponownie promować na tej podstawie grę, zrobić coś w rodzaju „Rozszerzonej Edycji” Wiedźmina 1 czy 2.

Oznacza to dodatkowo, że człowiek, który w tej chwili kupuje Tyranny, powinien od razu zaopatrzyć się w to DLC. Nie wiedząc jeszcze, czy stanie się fanem gry. Bo wspomniane nowe zadania dla kompanów dostępne są tylko w 2 akcie, czyli środkowej części Tyranny. Nowe zakończenie również ma sens tylko dla kogoś, kto zaczyna od początku. Obisianie, chciałeś dobrze, ale ta część DLC robi dwie rzeczy: sprawia, że Tyranny staje się droższe o 20 dolarów i pokazuje, że gra, którą sprzedawaliście na dzień premiery była niekompletna.Co więc zostaje dla gracza, który kupuje Bastard’s Wound, mając Tyranny dawno skończone? Czyli dla, wydawałoby się, kogoś, do kogo przede wszystkim powinno być kierowane takie rozszerzenie? Zostaje tytułowe Bastard’s Wound, po polsku Rana Bękarta.

Rana Bękarta jest ukrytą w Starych Murach osadą, gdzie zgromadzili się uchodźcy z różnych części Teras. Znaleźli się w niej z rozmaitych powodów, czyniąc z niej swój dom i bezpieczne miejsce, chroniące ich przed niebezpieczeństwami wojny. Graczowi, jak to w Tyranny bywa, przyjdzie odcisnąć znaczące piętno na ich egzystencji i zdecydować o ich dalszym losie.Jest to wszystko nawet ciekawe i dobrze napisane. Bo świat Tyranny w ogóle jest ciekawy, a Obsidian umie pisać. I chociaż historia nie wpływa tu w żaden znaczący sposób na całość opowieści, to dodaje jej trochę interesującego tła.Zgodnie z duchem tego RPG gracz dostaje również cały szereg możliwości wpłynięcia na tę historię. W Ranie Bękarta rywalizują o władzę dwaj przywódcy, w toku rozgrywki pojawia się również trzeci. Można stanąć po stronie dowolnego z nich, można wszystkich ich odsądzić od czci i wiary, można pozwolić sprawom toczyć się własnym biegiem.Fajne to jest i pasuje do Tyranny, tyle tylko, że ostatecznie nie ma żadnego znaczenia. Po ukończeniu przygody w Ranie Bękarta wracamy do głównej gry, a wydarzenia z tego dodatku nie mają na nią żadnego wpływu. Wszystko to jest po prostu trochę bardziej rozbudowanym zadaniem pobocznym. Przeznaczonym raczej dla drużyn na wyższych poziomach doświadczenia, ale też nie oferującym szczególnych wyzwań. Nie zdobywa się też w jego trakcie ani jednego przedmiotu, który byłby lepszy od tego, czym gracz dysponuje pod koniec rozgrywki.Tak czy inaczej takie zdanie poboczne byłoby z pewnością godne polecenia, gdyby było oferowane za darmo albo za jakąś symboliczną opłatą. Ale nie jest, kosztuje więcej, niż jedna część dodatku do Pillars of Eternity, w której jest kilka raz więcej treści.Całość przygody w Ranie Bękarta jest do ukończenia w jakieś 4 godziny. I to z drobiazgowym rozmawianiem z kim tylko się da, wczytywaniem się we wszystko i powolnym eksplorowaniem. Na szybko dałoby się to pewnie ukończyć i w 2 godziny. Bo to tak naprawdę jedna niewielka lokacja „miejska” i jeden loch średniej wielkości. I to wszystko. Nie przychodzi mi do głowy słowo inne niż „wstyd”. Wstyd, Obsidian.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)