Tropico 6 – recenzja. Dyktatura w troszkę nowszym wydaniu

Tropico 6 – recenzja. Dyktatura w troszkę nowszym wydaniu

Tropico 6 – recenzja. Dyktatura w troszkę nowszym wydaniu
Krzysztof Kempski
10.04.2019 14:00, aktualizacja: 10.04.2019 14:27

Czy, parafrazując głównego (anty)bohatera serii, Tropico podąża tam, gdzie podążać chcę ja?

Wraz z Tropico 6 skończyła się wyjątkowo długa kadencja Haemimont Games, podczas której sprawowali niepodzielną władzę nad rozwojem marki. Choć Bułgarzy nie byli pomysłodawcą symulatora zarządzania bananowym rajem, to za ich kadencji rozpoczętej „trójką”, seria naprawdę rozwinęła skrzydła. Od teraz pieczę nad marką sprawować będzie Limbic Entertainment – z jednej strony autorzy przezabawnej Zemsty Urzędasa, z drugiej mniej już śmiesznej, zwłaszcza dla fanów, siódmej odsłony Heroes VII. I rzec muszę, że produkcje z humorystycznym sznytem nieco lepiej Niemcom wychodzą...

Platformy: PC, PS4, Xbox One, Switch

Producent: Limbic Entertainment

Wydawca: Kalypso Media

Data premiery: 29.03.2019

Wersja PL: Brak

Windows 7, Intel Core i3-2000, 8 GB RAM, GeForce GTX750/ Radeon HD 7870, 16 GB HDD

Grę do recenzji dostaliśmy od wydawcy. Zdjęcia pochodzą od redakcji. Ktoś wydaje tę serię również na konsolach, ale nie robiliśmy sobie jaj i zagraliśmy na PC.

Ale może to także kwestia tego, że wejście w buty twórców symulatora wielkiego wodza to inny jednak ciężar gatunkowy, niż sprostanie jednej z największych marek tej branży. Tropico w końcu nie skończyło się jak Metallica na Kill ‘em’ All. Ani też jak Heroes nie narodziło się jeszcze w epoce piksela łupanego, gdzie święciło tryumfy. Pomijając liczbę pikseli, Tropico miało jednak od zawsze dość współczesny fundament.Słowo "humorystyczna" do Tropico wciąż pasuje, bo jak tu nie uśmiechnąć się, wczytując się w opisy kolejnych budowli, zmian jakie wprowadzi ich zmodyfikowanie, analizując skutki wywołane przez podpisane przez nas dekrety czy przysłuchując się doradzającym nam Penultimo i spółce. Nie da się. A jednocześnie wszystko to jest takie jakby znajome… Dobrze, że przed pisaniem tekstu spojrzałem na datę premiery Tropico 5, bo mógłbym jeszcze  popełnić tutaj okropną gafę – grając w szóstkę czułem się dosłownie tak, jakby od poprzednika minął rok, a nie pięć lat...Ale nie jest też tak, że dostaliśmy drugi raz dokładnie tę samą grę. Wiele elementów po prostu przeniesiono z poprzedniczki, ale Limbic próbowało dodać też coś od siebie – tylko w kontrolowany sposób. Najpierw dokładnie przemyślało sobie, co właściwie trzeba zrobić, żeby Tropico nie rozczarowało fanów, a później zorganizowano w firmie burzę mózgów. Co można jeszcze dodać, żeby jednocześnie niczego nie zepsuć.I tak już po załadowaniu dowolnej mapki, w oczy rzuca się przede wszystkim najmocniej reklamowana nowinka, mianowicie rozbicie lokacji na kilka  fragmentów lądu. W Tropico 6 nasze państewko nie jest już dłużej ograniczone do jednej wyspy. Każda mapa to mniej lub bardziej złożony ich archipelag.Zmiana? Jak najbardziej, choć w praktyce szybko przestajemy zwracać uwagę na przedzielającą wysepki wodę. Jej obecność komplikuje tylko to, że na pomniejszych wyspach możemy budować się dopiero po zbudowaniu tam portu, bądź połączeniu mostem z inną. Są też strefy, do których dostaniemy się dopiero po wydrążeniu tunelu. Czasami warto wyściubić nos poza swoją stolicę choćby celem wybudowania kopalni rzadkiego, dostępnego tylko tam surowca, ale innym razem jest to tylko sztuka dla sztuki.To interesująca nowinka, tym niemniej nie do końca czułem w tym spełnienie deklaracji twórców, że zarządzać będziemy kilkoma wyspami. Skala gry nie uległa zmianie, a po prostu nasze państewko podzieliło się na mniejsze fragmenty. Konieczność stworzenia połączeń nie zmienia więc sposobu zarządzania – decyzje wciąż są raczej kompleksowe.

No to może rajdy pirackie? Gigantyczną już listę budynków powiększyły specjalne budowle produkujące punkty, które następnie spożytkować możemy, wysyłając na dodatkowe misje naszych rozbójników, żołnierzy czy tam agentów (zależnie od epoki). To z jednej strony doraźna pomoc w zarządzaniu państwem sprowadzająca się do zdobycia złota, surowców luksusowych, obywateli, a nawet sabotowania interesów innych nacji. W najciekawszym wariancie pozwalają także ukraść zagranicznym mocarstwom plany różnych słynnych budowli jak wieża Eiffela, Sfinks czy Statua Wolności.Na te ostatnie odpowiedniki cudów z Cywilizacji czeka się wyjątkowo długo, ale jak już powstaną to nic nie zapewni wam takich premii do zadowolenia, turystyki, wiedzy i tak dalej, zależnie od tego co akurat wystawimy. O ile oczywiście debet na koncie nie jest zbyt wysoki, żeby jeszcze potem zapłacić za realizację zdobytych planów.Inną nowinką pozwalającą napędzać gospodarkę jest obecność brokera, który pomoże nam wyprowadzić pieniądze do raju podatkowego. Za oszczędności kupimy różne bonusy w stylu darmowych budynków, ich ulepszeń czy zyskamy możliwość zmiany konstytucji w czasie kadencji - normalnie dokonać możemy tego tylko bezpośrednio po wyborach. Szwajcarską walutę wymienimy też na dodatkowe punkty wiedzy czy dolary, co jest dodatkowym zabezpieczeniem na czas kryzysu. By wytransferować środki za granicę, trzeba jednak budować banki oraz starać się wykonywać zlecone przez brokera zadania.Obok większych nowości jest też parę pomniejszych zmian oraz powrotów do nieobecnych w piątce pomysłów z poprzednich odsłon. Na pierwszy plan wysuwają się przemówienia przedwyborcze, gdzie wskazujemy najpierw, co poszło w danej kadencji nie tak, co chcielibyśmy poprawić, a także możemy zwalić winę na złe mocarstwa. Nakręcenie wyborczej kiełbasy zapewni nam większy skok poparcia od przemówienia pozbawionego obietnic, ale to kolejny quest do zrealizowania. Miło raz czy dwa posłuchać skomponowanego przez siebie wystąpienia, ale z biegiem czasu przestajemy nawet je zauważać.Pomimo nowinek, Tropico 6 prezentuje znany już od dawna pomysł na kolejną kadencję. Nie bardzo zmieniła się też struktura gry – ta znów podzielona jest na 15 niepowiązanych ze sobą misji, sandboks oraz multiplayer. W dwóch ostatnich wiadomo, kierujemy własną republiką przez nawet 4 epoki, a misje to po prostu zestaw lekko fabularyzowanych zadań do wykonania, a każda z nich ma swoją własną mapkę. Zabawę zaczynamy klasycznie od stworzenia swojego dyktatora i (kolejna drobna „nowinka”) spersonalizowania pałacu, a później zarządzamy własnym państwem.Możemy czynić to wydając edykty, nakreślając przy pomocy konstytucji linię polityczną, budując powiązania handlowe, inwestując w turystykę czy rozwijając relacje z innymi państwami oraz starając się, by na początku każdego miesiąca nie wygenerować zbyt dużej dziury w budżecie. Dalej kluczem do sukcesu jest rozwój handlu i turystyki, ale też nadążenie za potrzebami mieszkańców.Dyplomacja jak była tak wciąż jest dość schematyczna i wystarczy w zasadzie zbudować ambasadę, kupić parę licencji na szlaki handlowe i jednym kliknięciem puścić czasowe wzmocnienie relacji dyplomatycznych, by konflikt zamienić w przyjacielską relację. Nieco trudniej poprawia się natomiast zadowolenie mieszkańców ciągle budując nowe domy mieszkalne, zwiększając finansowanie czy modernizując miejsca pracy. To znów Tropico, w którym czasami można się pogubić przez mało intuicyjny rozkład opcji, zmuszający do szukania po zbyt wielu okienkach przyczyn, dlaczego miało być dobrze, a wyszło jak zawsze. Oczywiście na przywyknięcie do interfejsu mieliśmy już sporo czasu, tym niemniej wciąż trudno nazwać go dobrym.To wreszcie Tropico, które znów zachwyca mikroskalą. Nie jest to może poziom technologiczny Anno, ale i tak podglądanie naszych ludzików przy pracy cieszy. Czasami coś się co prawda zawiesi czy nie nadąży za przyspieszonym upływem czasu, ale zazwyczaj poziom surowca w fabryce rośnie dopiero po tym jak rzeczywiście podjedzie do niej ciężarówka, a produkty ruszą barką na sprzedaż dopiero po tym jak dojadą z fabryki do portu – nieraz transport nie dojedzie na czas.Słowo "znowu" pojawia się w poprzednich akapitach odmieniane przez różne przypadki tak często, że aż myślałem o wykorzystaniu go jako tytuł recenzji. Znowu ukazało się nowe Tropico i ponownie gra się w nie bardzo fajnie. Kolejny raz rzeczywistych zmian w nim tyle, co na przestrzeni lat w kubańskiej konstytucji. To jednak dalej działa i bawi. Nawet pomimo tego, że twórcy jeszcze raz zapominają o polskiej wersji językowej – co jest akurat wadą, bo to gra nadająca się dla młodszego odbiorcy, a przy tym wymagająca jednak czytania.No i co najważniejsze, jeszcze raz mam ochotę przechodzić kolejne misje i cieszyć się dziesiątkami godzin znakomitej zabawy. Jeżeli kręcą was takie rzeczy nie zaznacie tu może objawienia, ale dostaniecie po prostu bardzo solidny, starczający na długo tytuł i nieraz zakrzykniecie z radością Viva la Revolucion.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)