Slice, Dice & Rice - recenzja. Sztuka unagi

Slice, Dice & Rice - recenzja. Sztuka unagi

Slice, Dice & Rice - recenzja. Sztuka unagi
Patryk Fijałkowski
10.05.2017 14:04, aktualizacja: 10.05.2017 14:23

Rodzima bijatyka bez pasków życia. Nieduża, ale ciekawa.

Polacy z niezależnego studia Dojo Games znudzili się mordobiciami, w których aby kogoś pokonać, musimy najpierw klepać go dwie minuty po buzi, a potem jeszcze trzy razy złamać mu kręgosłup. Dlatego postanowili stworzyć bijatykę, w której ginie się od jednego czystego cięcia mieczem/kosą/wachlarzem/cojestpodręką. Ich inspiracją było natomiast stareńkie Bushido Blade z PlayStation - nie tylko pod względem zamysłu, ale i klimatu, bo ciąć, kroić i jeść ryż będziemy w japońskich zaświatach.

Platformy: PC

Producent: Dojo Games

Wydawca: Playway S.A.

Data premiery: 27.04.2017

Wymagania: Core 2 Duo 2.4 GHz; 2 GB RAM; GeForce 9800 GT z 512 MB RAM

Graliśmy na PC. Grę do recenzji udostępnił wydawca, zdjęcia pochodzą od redakcji.

To nie jest duża gra. Mamy osiem postaci, każda z nich posiada trzy ataki, a walczyć ze sobą mogą na sześciu planszach. To w gruncie rzeczy wszystko. Jest jeszcze tryb fabularny, ale ogranicza się on do krótkich plansz z tekstem nadających kontekst kolejnym walkom. Owszem, bywają one całkiem zabawne, ale są zaledwie namiastką jakiejkolwiek fabuły. Kampania sprowadza się zatem do tego, że bijemy się daną postacią po kolei z pozostałymi, odblokowujemy następną i powtarzamy proces, aż znudzimy się gdzieś w połowie. Lub wkurzymy od ciągłych zgonów z rąk wymagającego AI.Poza kilkoma linijkami okazyjnego tekstu nie znajdziecie tutaj nic, co odróżniałoby tryb fabularny od zwykłego Arcade'a. Niektórych mogą jeszcze motywować dwa znaki zapytania na ekranie wyboru postaci sugerujące jakichś nowych wojowników do odblokowania. Wyobraźnia podpowie Wam może tajemniczych Porcelanowych Samurajów i inne smoki, nie radzę się jednak napalać, bo po przejściu gry, owszem, odkrywa się te znaki zapytania, ale okazują się to po prostu skórki dla dwóch znanych bohaterów, nie mające wpływu na rozgrywkę. W rezultacie tryb staje się dosyć zbędny i najlepiej czym prędzej przejść do Arcade'a, gdzie możemy sami sobie wybrać, kim gramy, gdzie i przeciwko komu. Gorzej, że na tych dwóch trybach - które właściwie są jednym i tym samym - kończą się atrakcje tytułu.

Trudno jednak odmówić autorom talentu, bowiem Slice, Dice & Rice fantastycznie wygląda, bardzo dobrze brzmi i nieźle się w niego gra. Odświeżający system walki oferuje proste mechanizmy, które zapewniają całkiem skomplikowane pojedynki, gdzie ważniejsze niż refleks i naparzanie przycisków jest wyczucie ruchów przeciwnika. Nie ma tutaj pasków życia. Czyste uderzenie momentalnie zabija. Lekkie ciachnięcie ogranicza ruchy. Przeciętna runda trwa zatem kilka sekund, podczas których przeciwnicy tańczą ze sobą krótki taniec śmierci zakończony odsłonięciem gardy i egzekucją. Cztery zwycięstwa kończą mecz. Możemy markować nasze uderzenia i przyjmować szybką gardę, podbiegać do przeciwnika czy skakać. W unikach pomaga nam też unagi, czyli - jako rzecze Mistrz Geller - stan "absolutnej świadomości". W rozgrywce przekłada się to na sygnał graficzny informujący, że teraz jest dobry moment na obronę. Sama adaptacja jednego z kultowych żartów z "Przyjaciół" zasługuje na pochwałę; idealnie też wpisuje się w luźną atmosferę gry.

Postaci jest osiem i są na tyle zróżnicowane, że nie odczuwa się raczej niedosytu. Ciężka kobieta z ogromnym mieczem, zwinny mnich, skoczna pani z hakami... Każdy znajdzie tutaj swój styl. Wojownicy są też dobrze zbalansowani, choć zdarzają się jeszcze potknięcia - mam na przykład nadzieję, że jeden z ataków Yojimbo zostanie osłabiony, bo gość jest w stanie jednym ciosem gwałtownie przeciąć wroga na pół. Atak wyróżnia się spośród innych i skutecznością, i widowiskowością. Na Steamie widać jednak, że deweloperzy słuchają wszystkich uwag graczy. Pod wpływem krytyki znormalizowali choćby bossów w trybie fabularnym - wcześniej niektórych przeciwników musieliśmy uderzyć czysto po kilka razy, co mijało się z głównym założeniem gry - że jeden cios oznacza śmierć.Nie sposób też nie być pod wrażeniem tego, jak pięknie ta gra wygląda. I postacie, i plansze przygotowano w oryginalnej stylistyce graficznej, zaklinając w tytule ducha japońskiego folkloru. Wrażenie robią też stylowe, komiksowe onomatopeje wybuchające nad głowami przy każdym zderzeniu broni lub celnym trafieniu. Bijatyka ma dzięki temu własną tożsamość. Oryginalni wojownicy i melancholijne, mroczne zaświaty zapadają w pamięć. Podobnie chwytliwe melodie z orientalnym sznytem, które może i robią się powtarzalne w ciasnej przestrzeni gry, ale przynajmniej są naprawdę dobre.Slice, Dice & Rice ma niestety wadę, która dla wielu może okazać się kluczowa przy decyzji o zakupie: brak sieciowego multiplayera. Na jednym komputerze, owszem, pogramy sobie ze znajomym, ale na tym kończą się nasze możliwości. Dla bijatyki to dosyć poważny problem. Nie każdy zawsze ma kumpli pod ręką, a mecze ze sztuczną inteligencją bardzo szybko zaczynają nudzić.

Mamy więc małą, oryginalną grę, w którą włożono dużo talentu, ale która oferuje niestety bardzo mało zawartości i nie posiada trybu kluczowego dla swojego gatunku. W rezultacie jest dobrze, ale trudno nie odnieść wrażenia, że to dopiero pewnego rodzaju namiastka, wstępniak. Plansze szybko się powtarzają, motywy muzyczne prędko się osłuchują i po godzinie-dwóch zostajemy z diabelnie ładną pozycją, w którą niekoniecznie mamy z kim grać. I którą znamy już zbyt dobrze. Slice, Dice & Rice na gwałt potrzebuje więcej atrakcji i multiplayera. Bo fundamenty ma zdecydowanie solidne.

Patryk Fijałkowski

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)