Rozważania NaGórze: Innego końca świata nie będzie

Rozważania NaGórze: Innego końca świata nie będzie

Rozważania NaGórze: Innego końca świata nie będzie
Joanna Pamięta - Borkowska
16.11.2019 10:41

Jak głosi ludowe powiedzenie: wszystko ma swój koniec, tylko kiełbasa ma dwa.

My, gracze, widzieliśmy już niejeden koniec świata i przeżyliśmy niejedną apokalipsę. Hasaliśmy po radioaktywnych pustkowiach kolejnych Falloutów, strzelaliśmy do hord zombiaków w Left 4 Dead i Days Gone, walczyliśmy z demonami w Hellgate: London i drugim Darksiders. Zwiedzaliśmy ruiny Tokio w Shin Megami Tensei IV, Tokyo Jungle oraz 7th Dragon, obserwowaliśmy zagładę miasta Midgar w Final Fantasy VII, a także zniszczenie światów w Final Fantasy VI i XIV. Wiele, doprawdy wiele było w grach takich momentów. Wszelakoż “coś się kończy, coś się zaczyna”: z reguły fatalistyczny przekaz łagodziła jakaś optymistyczna scenka lub informacja dająca sugestię dalszego ciągu, odrodzenia, powrotu. W Final Fantasy VII była to animacja po napisach pokazująca jak Red XIII ze szczeniętami patrzą na krater po Midgardzie, gdzie na ruinach bujnie odrasta roślinność. W Dark Earth, pośród okrywających zniszczoną nuklearną wojną mroków, powstaje w końcu miasto, w którym świeci słońce - tam rozgrywa się akcja gry. W The Last of Us nadzieją ludzkości jest Ellie, która poniekąd stanowi też dla Joela sens życia, choćby i kosztem kłamstwa oraz poświęcenia tejże ludzkości. No dobrze, może nie zawsze jest bardzo optymistycznieZ takim naprawdę ostatecznym końcem spotykaliśmy się niezbyt często, bo podobnie jak hollywoodzkie kino, gry wideo generalnie nie lubią przykrych zakończeń. Jest jednak pewien podzbiór w growym świecie, gdzie koniec jest nieunikniony: mam na myśli MMORPGi i generalnie wszystkie tryby online, wymagające serwerów, obsługi i infrastruktury. Kiedy przestają przynosić zyski - a ekonomia i entropia są nieubłagane, koniec końców wszystkie kiedyś przestają - korporacje wyciągają wtyczkę. Niekiedy, fakt, tylko po to by za chwilę wpiąć ją jeszcze raz (Final Fantasy XIV powracające jako Realm Reborn), ale znacznie częściej na amen. Czasami świat kończy się epicką bitwą, jak w Tabula Rasa, czasami szaloną imprezą i masową zagładą, jak w Matrix Online, a czasami po prostu bezosobowym komunikatem, obwieszczającym, że nie można już połączyć się z serwerem (City of Heroes, Demon’s Souls). “Nie hukiem ale skomleniem” - że pozwolę sobie na cytat z T. S. Eliota, który doskonale pasuje także do obecnej sytuacji na Polygamii.Jest taka gra Lucasa Pope’a, twórcy m.in. Papers, Please i Return of Obra Dinn, w której prowadzimy gazetę. Nazywa się The Republia Times (zarówno gra, jak i rzeczona fikcyjna gazeta). Wyobraźmy sobie podobną grę, tylko że kieruje się, ot, powiedzmy, portalem w internecie. Wiele gier rzuca graczowi wyzwanie poradzenia sobie w obliczu niewystarczających zasobów. A tu proszę, portal który traci dwóch naczelnych po kolei, wszystkich etatowych piszących oraz większość mniej lub bardziej okazjonalnych współpracowników. Po pół roku zostaje dwóch ludzi, którzy wrzucają niusy w wolnej chwili po innej pracy oraz ostatni łoś-felietonista, który z uporem godnym lepszej sprawy stuka literki, jak perkusista w orkiestrze na “Titaniku”. Czy to już jest czas by się poddać? Gdy w ponurym Darkest Dungeon z czteroosobowej drużyny zostaje jeden, w dodatku ranny, rozsądniej się wycofać, niż brnąć dalej w głąb lochów, prawda? Wychodząc z growych metafor i przechodząc do konkretów usiłuję powiedzieć, że nadszedł czas by się pożegnać. Od 2010 roku, kiedy to za czasów Piotra Gnypa rozpocząłem współpracę z Polygamią osobistą publicystyką o Lumines, udało się napisać trochę interesujących artykułów, kilka fajnych recenzji, parę nienajgorszych felietonów. Bywały okresy przestojów, z reguły dlatego, że gwałtownie zniknął któryś naczelny. Bywały późniejsze powroty, z reguły dlatego, że dogadałem się z kolejnym naczelnym. Teraz jednak jest trochę jak w “Everybody Knows” Leonarda Cohena (tłumaczenie Macieja Zembatego):Każdy wie że nasza łódź przecieka

Że kapitan w żywe oczy łże

Każdy to niemiłe zna uczucie

Jakby ojciec umarł mu lub piesTym razem nawet nie bardzo jest się z kim dogadywać. Non habemus papam, od pół roku nie mamy naczelnego i nie zanosi się żeby kiedyś był. Nie ma też już redakcji: ani w sensie fizycznej lokalizacji i sprzętu, ani w sensie ludzi, którzy piszą regularnie. Na stronie głównej pasek publicystyka pokazuje trzy artykuły z kwietnia, na samej górze polecane są teksty z sierpnia, gdzieś pośrodku straszą dwa ostatnie filmiki na YouTube z maja - a przypomnę, że mamy listopad. Strona Polygamii na Facebooku zatrzymała się w sierpniu i nikt już jej nie animuje. Społeczność też rozpierzchła się na cztery strony internetu: blogowicze przenieśli blogi gdzie indziej, forumowicze założyli nowe forum pod nazwą, o ironio, Stare Forum Poly.Można o tym wszystkim myśleć jako o interesującym eksperymencie socjologicznym, którego sednem jest sprawdzenie jak mało potrzeba, by móc dalej udawać, że niegdyś popularny portal internetowy wciąż trwa. Teoretycznie mógłbym dalej wrzucać po felietonie na miesiąc i brać za nie swoją zwyczajową stawkę, którą uczciwie wypłaca wydawca. Zaczynam wszakże mieć wrażenie, iż jestem jednym z ostatnich listków figowych osłaniających smutną prawdę - że to już koniec. W wierszu Czesława Miłosza, z którego pożyczyłem tytuł tego felietonu, znajduje się taki fragment:A którzy czekali błyskawic i gromów,

Są zawiedzeni.

A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,

Nie wierzą, że staje się już.Cóż, innego końca świata nie będzie. I mam nadzieję, że ktoś wreszcie wyjdzie na scenę i powie, że staje się już - choć raczej wątpię, czy to się wydarzy. Co zaś do mnie, to z każdym upływającym miesiącem czuję się coraz bardziej niezręcznie udając, że wszystko jest porządku (“Już dwunasta i wszystko jest w porządku!”) i firmując proces postępującego upadku Polygamii swoją twarzą. Dlatego ten konkretny listek figowy też spada. Było nie było, mamy jesień, liście lecą z drzew. Nie tracę jednak nadziei, że się jeszcze gdzieś, kiedyś spotkamy. Bo choć stopniowy uwiąd Polygamii oznacza zmierzch pewnej epoki, to przecież naprawdę nie jest to koniec świata.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Rozważania NaGórze: Martwe technologie
Rozważania NaGórze: Martwe technologie
Joanna Pamięta - Borkowska
Rozważania NaGórze: Hotel Savoy
Rozważania NaGórze: Hotel Savoy
Joanna Pamięta - Borkowska
Komentarze (51)