Retrokomputery rosną w siłę

Retrokomputery rosną w siłę

Retrokomputery rosną w siłę
marcindmjqtx
18.05.2013 12:00, aktualizacja: 15.01.2016 15:41

Dawno temu jako komputer rozumiano przeraźliwie wielki i powolny kalkulator, podający swoje obliczenia nawet nie z pomocą monochromatycznego monitora, a prymitywnych lamp obrazowych. Dane, które dzisiaj przenosimy na pendrive'ach, składowane były na kartach perforowanych. A same urządzenia, szkoda gadać, zajmować potrafiły pół pokoju. Dzisiaj „komputer” zmieści się w dłoni.

Na dodatek potrafi dużo więcej niż cała hala sportowa pełna komputerów Odra. Przy obecnym postępie technologicznym nie ma się przecież czemu dziwić. Jesteśmy u progu nowej ery. Kończy się panowanie komputerów (IV generacji) opartych na technologii krzemowej. Do sprzedaży weszły procesory wielordzeniowe wytwarzane w procesie 22-nanometrowym, podczas gdy ich o nieco ponad 10 lat młodsi bracia (np. Pentium) powstawali w technologii 600 nm. Miniaturyzacja będzie postępować, chociaż już pewnie nie w oparciu o krzem. Jednym słowem, przed nami wspaniała przyszłość.

Komputer Odra 1305 (fot. Wikipedia)

Z tym większym rozrzewnieniem pokolenie dzisiejszych 30-latków (do których autor się zalicza) wspomina pojawienie się na naszym rynku pierwszych komputerów w latach 80. Wtedy nazywane były jeszcze „domowymi”, bo zajmowały niewiele miejsca, a do ich podłączenia wystarczył telewizor (w odróżnieniu od dużych i składających się z kilku elementów komputerów biurowych). Najważniejszym czynnikiem była oczywiście cena, wreszcie adekwatna do zarobków przeciętnego obywatela. Pierwsze 8-bitowce takich firm jak Sinclair, Atari czy Commodore były symbolem czegoś zupełnie nowego i fascynującego. Bramą do nowego świata, który należało odkryć. Jak to mówią, „łezka w oku”. Jednak w tym przypadku ten romantyczny wymiar przekłada się na konkretne działanie. Jest też częścią czegoś znacznie większego. Oto dotarła do nas w końcu moda, którą co najmniej od kilku lat żyje świat zachodni. Moda na retrokomputery.

Ale o co chodzi? Retrokomputery to sprzęt komputerowy wczesnej IV generacji - 8-, 16- i 32-bitowy. Wszystko, zaczynając od takich legend jak ZX-80, Atari serii XE czy Commodore 64, a na poważniejszych komputerach typu Amiga 1200 czy AtariST kończąc - a do tego jeszcze retrokonsole, jak NES czy Sega Mastersystem. Jeszcze parę lat temu zalegały na strychach i w szafach, zapomniane i zbierające kurz. Dzisiaj okazuje się, że z komputerami jest trochę jak z samochodami. Kiedy są nowe - zachwycają, po paru latach zaczynają się starzeć i odstawać, aż stają się w ogólnym pojęciu szmelcem. Ale na krótko. Mija bowiem trochę czasu i to co było oddawane na złom jako nieprzydatne, staje się poszukiwanym klasykiem. Co było warte grosze, drożeje. Za dobrze utrzymanego Fiata 125p trzeba dzisiaj zapłacić nawet 10.000 złotych, a dużo więcej za egzemplarze w jeszcze lepszym stanie.

Brytyjski Retro Gamer

Podobnie jest z retrokomputerami. Wystarczy odwiedzić serwisy aukcyjne, by otworzyć ze zdumienia oczy. Atari 65XE w zestawie - 150 zł. Podstawowy model Amigi 500 to wydatek rzędu przynajmniej 200 zł, a za takiego Atari Falcon z procesorem Motorola 68030 czy Amigę 4000 z procesorem 040 trzeba zapłacić niemniej niż 1500 zł - czyli tyle, za ile można złożyć taniego peceta. A to nie wszystko. Powstają coraz to nowe portale (np. ppa.pl), serwisy, a nawet sklepy internetowe. Istnieją pisma traktujące o tej tematyce i firmy produkujące koszulki z klasycznymi postaciami z gier tamtych lat.

C64DTV (fot. Wikipedia)

W 2005 roku szerokim echem odbiła się premiera urządzenia C64DTV - joysticka o klasycznym kształcie z lat 80., w którym zaklęty był sprzętowo emulowany Commodore 64, wraz z pakietem 30 gier. Niepozorne i przecież niszowe urządzenie w pierwszej tylko serii produkcyjnej sprzedało się w liczbie 250.000 egzemplarzy. Od tamtej pory w sklepach pojawiły podobne produkty, emulujące m. in. konsole SNES, Mega Drive, czy Atari. Cały czas konstruowane i produkowane są akcesoria rozszerzające, wzbogacające retrokomputery o nowe funkcje (divIDE dla ZX Spectrum, Hydra dla Atari) lub zwiększające moc obliczeniową (ACA630 dla Amigi 600). Dużym powodzeniem cieszą się też klony, wznowienia produkcji czy nawet same stylizowane na styl retro nowoczesne komputery. W 2010 roku zwykłego PC-ta umieszczonego w dostosowanej do naszych czasów, ale klasycznej obudowie C64, firma Commodore USA sprzedawała za ponad 1300 dolarów (sama obudowa kosztowała 345 dolarów)!

C64x, czyli C64 z... procesorem 2,2 GHz (fot. Wikipedia)

Fani retrokomputerów spotykają się na cyklicznych, przypominających czasy „przedinternetowe”, zlotach. W Polsce najpopularniejszy jest chyba odbywający się co jakiś czas w różnych miastach Polski zlot „Dawne Komputery i Gry”. Atarowcy spotykają się na imprezie Silly Venture. Pod koniec zeszłego roku w Katowicach, w Wyższej Szkole Mechatroniki otwarto Muzeum Starych Komputerów. Moda ta musi być powszechna, skoro nawet taki serwis jak Amazon otworzył w zeszłym roku specjalny dział dedykowany retrograniu. Ten świat naprawdę tętni życiem.

Ale po co? Na pewno w pewnej mierze chodzi o sentyment. Dzieciaki z tamtych lat dorosły, założyły rodziny i na dobre ugrzęzły w pracy. Spoglądając w lustro ze zdumieniem odkrywają, że już nie są młodzieniaszkami. Stare komputery to dotknięcie szczęśliwych lat młodości, beztroskich i ekscytujących, kiedy świat pełen był tajemnic do odkrycia. A przecież najczęściej zarabiają już całkiem przyzwoicie, dlatego stać ich na ten bilet do przeszłości. Czasem w ten sposób realizują swoje dawne marzenia, kupując np. komputer, na który dawno temu nie było stać rodziców, a miał go kolega w klasie. Ci ludzie kupują retrokomputery, by od czasu do czasu poczuć, jak to się kiedyś grało. Oderwać się od rzeczywistości. A nie wystarcza im zwykły emulator programowy. To z pewnością największa, ale też najmniej zintegrowana grupa. Zaczynają od retrogadżetów, jak stacja dokująca iPhone'a w obudowie Atari 2600 albo retro myszka. Po pewnym czasie ze zdziwieniem odkrywają, że na nowe hobby wydali pół pensji, a żona podejrzliwie patrzy na stojącego za progiem domu listonosza z retrokomputerem w paczce.

Stacja dokująca dla iPhone'a

Na przeciwnym biegunie znajdują się ci, dla których będzie to forma szlifowania swoich umiejętności. Mało kto zdaje sobie sprawę z istnienia czegoś takiego jak demoscena. Oczywiście poza Wami, czytelnikami Polygamii. Na wszelki wypadek przypomnijmy jednak, że jest to nieformalna grupa twórców komputerowych, której celem jest kreowanie tzw. dem, czyli okraszonych muzyką i grafiką multimedialnych programów komputerowych demonstrujących umiejętności autorów oraz możliwości sprzętu.

Scena, bo tak szerzej i skrótowo mówi się nie tylko o programistach, ale grafikach i muzykach, swoje początki miała w latach 80. Dzięki niej tysiące osób w Polsce i Europie (tutaj scena dominuje) zdobyło bezcenne doświadczenie w pracy z komputerem, które w przyszłości miało zaowocować. Dzisiaj ludzie ci nierzadko pracują w międzynarodowych koncernach tworząc gry i programy. Ich umiejętności okazały się nie do przecenienia, gdy światem zaczęły rządzić smartfony. Ograniczone zasoby sprzętowe nowego typu telefonów najlepiej wykorzysta przecież programista, który wyrósł na optymalizacji kodu i uzyskiwaniu maksymalnej mocy z danego sprzętu. Zrozumie to każdy, kto widział Dooma działającego na ZX Spectrum 128+. Ludzie ci nadal spotykają się na imprezach. W najlepszych czasach organizowane np. w warszawskiej Stodole tzw. Party z cyklu Intel Outside potrafiło zgromadzić blisko 1000 osób. Tradycja jest podtrzymywana. Niektórzy dalej tworzą, głównie na dzisiejszych komputerach, ale retro trzyma się mocno i działa równolegle.

Gdzieś pomiędzy tymi biegunami, na informatycznym równiku, znajdują się miłośnicy komputerów alternatywnych, których z różnych względów nie satysfakcjonuje ograniczony wybór pomiędzy Apple a Microsoftem. Indywidualiści szukający nowych dróg, nieszablonowych rozwiązań i zwyczajnej frajdy z codziennego użytkowania komputera.

To oni dokonują takich cudów jak korzystanie z Internetu na ZX Spectrum czy Commodore 64. To oni co roku tworzą nowe oprogramowanie i gry, nierzadko sprzedając je w profesjonalnie wydanej formie. To także ta grupa konstruuje niezliczoną ilość rozszerzeń pozwalającą np. na podłączenie twardego dysku, czytnika płyt CD/DVD lub kart SmartDisk i CompactFlash do niemal wszystkich retrokomputerów. Niemniej im starszy sprzęt, tym większe ma ograniczenia, dlatego już od dawna istnieje całkiem spory rynek dla komputerów z filozofią opartą na swoich retropierwowzorach, ale produkowanych w dzisiejszych czasach. A to dlatego, że komponenty elektroniczne tanieją, a ich moc rośnie, przez co łatwiej sięgnąć po dzisiejszą technikę niż szukać części, których produkcję wygaszono ponad 20 lat temu.

Wielkim powodzeniem cieszą się reprogramowalne układy firmy Altera, dzięki którym oparty o technologię FPGA komputer może stać się nowoczesną wersją C64 (C-One), AtariST (Suska), Amigi 500 (Minimig) lub hybrydą zwiększającą moc klasycznej maszyny do nigdy nie widzianych poziomów (Natami). Taka płyta główna charakteryzuje się niewielkimi rozmiarami, niskim poborem mocy i możliwością podłączenia pod nowoczesne telewizory lub monitory, joysticki, pady, urządzenia USB i wiele innych. To zdobywające dużą popularność rozwiązanie pozwala na połączenie sentymentu z codziennymi walorami użytkowymi, m. in. korzystaniem z Internetu, oglądaniem filmów i słuchaniem muzyki. Także w tej grupie znajdują się wspomniani wielbiciele komputerów alternatywnych, opartych ideologicznie (ale już nie sprzętowo) o swoich retroprzodków. Najlepszym przykładem niech będzie komputer Amiga. Od 2002 roku powstają coraz to nowe modele tych komputerów wyposażone w procesory PowerPC (AmigaOne, Pegasos, Samantha), działające pod kontrolą komercyjnych i ciągle rozwijanych systemów operacyjnych AmigaOS, lub MorphOS. Jako takie pozwalają na swobodne codzienne użytkowanie, w podobnej formule jak na standardowym sprzęcie robią to np. użytkownicy systemów Linux. Zresztą jeśli o zwykłych pecetach mowa, to i na nich odpalimy amigowy system pod postacią darmowego AROS-a. Pomimo wysokich cen (nowy komputer AmigaOne500 z systemem kosztuje ponad 500 euro), trwa renesans zainteresowania tymi platformami, a to właśnie zasługa retrofali. Podobną tendencję obserwuje się też w przemyśle gier komputerowych, w którym wielką popularnością cieszą się wznowienia klasycznych tytułów sprzed kilkudziesięciu lat.

Wymienione grupy to umowny podział obowiązujący w świecie komputerowym, ale jest on przecież tylko niewielkim wycinkiem czegoś znacznie większego.

Chwilowa fascynacja czy stały trend? Żyjemy w czasach, w których słowa takie jak "retro" i "vintage" kryją w sobie bardzo konkretną wartość materialną. Retrofala przelewa się przez świat komputerów, a razem z nim także ogólnie pojętej technologii, od sprzętu RTV (np. radia stylizowane na odbiorniki z lat 50.), przez AGD (stylowe lodówki, ekspresy do kawy), motoryzację (Fiat 500), po meble i ubrania. Istnieją subkultury bezpośrednio odwołujące się do tego trendu (hipsterzy!), powstaje nowa muzyka (z gatunku indie), nowe utwory literackie, nawet fotografia zyskuje nowy styl (Instagram). To ogromny rynek i wielkie pieniądze. Można być pewnym, że producenci zrobią wszystko, by wycisnąć z niego ostatniego centa i także dlatego ta moda prędko się nie skończy (chociaż ostatecznie zostanie zastąpiona przez inną). Jest jeszcze inny, nie tak prozaiczny powód. Społeczeństwa zachodnie po latach niczym nieskrępowanej konsumpcji zwyczajnie znudziły się tym co masowe. Zresztą nasza kultura promuje i wręcz domaga się manifestowania indywidualizmu. Portale społecznościowe opanowane są przez samych wschodzących artystów, poetów, aktorki i malarki.

Dziś gracze sami finansują gry. Na przykład Broken Age, grę Tima Schafera, która spopularyzowała ideę Kickstartera

Ale to temat na inny artykuł, wróćmy do komputerów. Wielcy producenci nie są tutaj siłą sprawczą, a tylko korzystają na istniejącym stylu. Retrofala nigdy nie osiągnęłaby takich rozmiarów gdyby nie społeczności internetowe. Cały ruch indie stąd właśnie bierze swoje źródło. Mowa nie tylko o serwisach społecznościowych jak Facebook, forach gdzie dyskutują ludzie o podobnych zainteresowaniach, portalach niusowych, dzięki którym wiadomości szybko rozchodzą się wśród ludzi. Chodzi przede wszystkim o platformy takie jak Kickstarter.

Gra warta świeczki? Rozważając, czy warto wejść w świat starych lub alternatywnych komputerów, należy sobie odpowiedzieć na jedno ważne pytanie - czego po nim oczekujemy? Może to być nostalgiczna wycieczka w przeszłość, może mile spędzony czas, ale też możliwość poszerzenia horyzontów, spróbowania czegoś nowego, albo zwyczajnie wprowadzenie do swojego otoczenia odrobiny klasycznego stylu. Te komputery już nigdy nie powrócą na rynek w formie dominujących platform jak kolejne wersje Xboksa czy Playstation, ale czy to źle? Niekoniecznie. Właśnie dlatego, że są poza głównym nurtem, oferują oryginalność i styl, którego próżno szukać w przeraźliwie skomercjalizowanym świecie. Chociaż z drugiej strony, może w tym też chodzi tylko o pieniądze? Warto się przekonać na własnej skórze odwiedzając najbliższą retro imprezę, np. Pixel Heaven 2013 w Warszawie, które odbędzie się w dniach 15-16 czerwca. Zapowiedziani goście specjalni to m.in. stara ekipa redakcyjna z pism „Top Secret” i „Secret Service”, a także całe mnóstwo retro sprzętu. Do zobaczenia!

Filip Dąb-Mirowski

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)