"Szymek Czarodziej" - To chyba jakieś czary?

"Szymek Czarodziej" - To chyba jakieś czary?

marcindmjqtx
23.03.2003 17:00, aktualizacja: 08.01.2016 13:12

Mój kontakt z Szymkiem był krótki, wstrząsający i dramatyczny. A przede wszystkim - konfundujący

Mój kontakt z Szymkiem był krótki, wstrząsający i dramatyczny. A przede wszystkim - konfundujący

To chyba jakieś czary

"Szymek Czarodziej". Mój kontakt z Szymkiem był krótki, wstrząsający i dramatyczny. A przede wszystkim - konfundujący.

Nigdy nie miałem przyjemności obcować z Simonem The Sorcererem, bo pod takim imieniem zwany był kiedyś Szymek Czarodziej, choć byłem skądinąd świadom, że cieszył się chłopak dobrą sławą. Nie miałem z tego powodu wrażenia, że jestem na towarzyskim raucie, bo gry dla latorośli nie są moją pasją. Przed spotkaniem z Szymkiem nie wietrzyłem sensacji, a do instalowania programu przystępowałem bez szczególnego podniecenia, by nie rzec, że z ospałą rezygnacją. Ale gdy zerknąłem na reklamowe anonse, zwyczajowo umieszczane przez wydawców na rewersie pudełka, zwyczajnie zdębiałem, a moja ciekawość niebotycznie wzrosła. Nie jest bowiem klasyczną praktyką marketingową zachwalanie gier dla dzieci - za które w końcu płacą czujni rodzice - poprzez opisywanie głównego bohatera, jakby nie było, alter ego gracza, jako osoby „złośliwej, uszczypliwej”. Mocne, prawda? A co powiedzą Państwo na... (tu tremolo werbla fortissimo, a potem chwila ciszy) „sprośny humor”?

A gdy zacząłem grać, zdębiałem po raz drugi. Bo okazało się, że to wszystko prawda.

„Szymek Czarodziej”, wbrew pozorom, nie jest grą dla dzieci. Tak jak animowany serial „South Park” nie jest dobranocką. Swoją drogą, owo szokujące zderzenie dzięcięcej konwencji z nie pruderyjną retoryką dorosłych ma nawet swój specyficzny urok. Zastanawiam się jednak nad grupą docelową tego produktu. Dla kogo właściwie jest gra przygodowa o atrakcyjnej dla milusińskich, przesłodzonej, uproszczonej grafice, która już w początkowych opcjach dialogowych epatuje zwrotami, które pani od polskiego nie przeszłyby przez gardło?

Proszę nie myśleć, że zadmę z tego powodu w róg, wieszcząc upadek obyczajów. Otóż nie. Przynajmniej tak długo, jak gra ta nie będzie sprzedawana jako produkt dla maluchów. Szkoda jednak, że na pudełku nie ma żadnej informacji o cezurze wiekowej. To już poważny feler. Na pierwszy rzut oka można bowiem odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z jakąś kolejną, niewinną wariacją na temat Harry'ego P.

Nie będę miał jednak litości, oceniając system sterowania. Jest tragiczny. Postać Szymka Czarodzieja widzimy zawsze z perspektywy wybranej przez komputer i ma to z ergonomią tyle wspólnego, co Stalin z Calineczką. Raczej trudno mówić w takiej sytuacji o relaksie.

Nie to jednak podłamało mnie najbardziej. Najbardziej traumatycznym doznaniem była dla niżej podpisanego... (tu znów tremolo werbla fortissimo, a potem chwila ciszy) konieczność przerwania gry już na etapie wstępnym. Tak, bezwstydnie przyznam, że błyskawicznie utknąłem na zagadce, którą, na co wszystko wskazywało, powinienem był bez trudu rozwiązać. Miałem wręcz pewność, że znam odpowiedź. Zdobyłem niezbędne przedmioty i przekonanie, co należy z nimi zrobić. A jednak nie zadziałało.

Gdyby nie to, że w instrukcji znalazłem nazwiska „poszukiwaczy zaginionych bugów”, których powinnością jest wychwytywać usterki, zaryzykowałbym stwierdzenie, że to błąd techniczny gry. A tak pozostaje przyjąć tezę o niemałym poziomie trudności zagadek lub zawodowym regresie recenzenta, który w związku z niniejszym pro forma posypuje głowę popiołem.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)