Próba generalna przed końcem świata - wrażenia z dema Motorstorm: Apocalypse

Próba generalna przed końcem świata - wrażenia z dema Motorstorm: Apocalypse

marcindmjqtx
11.03.2011 17:39, aktualizacja: 07.01.2016 15:55

Demo Motorstorm: Apocalypse jest upiornie krótkie, ale na szczęście do premiery gry pozostało niewiele czasu.

Sony, publikując w środę demo Apocalypse, wzięło z zaskoczenia i nas, i siebie, bo gdy ludzie wracali z pracy do domów, PlayStation Network przechodziło prace modernizacyjne. Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to czym prędzej ściągnijcie wersję demonstracyjną. Zawiera ona co prawda tylko jedną trasę i dwa pojazdy (motocykl i wyścigówkę), ale każdy wyścig i tak przekłada się na końską dawkę adrenaliny. To przecież Evolution Studios.

Zacznę jednak od drobnego, choć spodziewanego zgrzytu. Motorstorm: Apocalypse zrywa z egzotycznymi klimatami porośniętych dżunglą wysp. Po miesiącach filmików i obrazków nie jest to żadne zaskoczenie, ale po kilku zaliczonych okrążeniach czuję tęsknotę do prawdziwej dżungli, nie tej zbudowanej z betonu.

Konrad Hildebrand: W porównaniu z trasami, na jakich mogłem ścigać się na Gamescomie, demo Motorstorma nie wywarło na mnie najlepszego wrażenia. Buro, nudno, po prostu niezbyt wybuchowo, bez żadnego zachwytu. Naprawdę trudno mi powiedzieć dlaczego - to w końcu ta sama gra, na dodatek teraz na spokojnie grana przed telewizorem na kanapie. Czekam na pełną wersję, aby do końca rozwiać wątpliwości.

Nie chodzi tu bynajmniej o konstrukcję samej trasy, która choć bywa do przesady szeroka, to oferuje również zwężenia, rozgałęzienia i skróty cudem ratujące od rozbicia się na ścianie. Autorzy mają w tych sprawach spore doświadczenie, więc o projekty torów możemy być spokojni. Bardziej niepokoją mnie niestety kwestie wizualne. Być może umieszczenie akcji gry po raz kolejny na egzotycznej wyspie pachniałoby odcinaniem kuponów, ale przeniesienie jej na asfaltowe ulice i kanały burzowe wcale nie jest aż takim powiewem świeżości. Nawet jeśli zawęzimy pole poszukiwań podobnych wrażeń tylko do gier zręcznościowych, skojarzenia z Blur i Split/Second wyskoczą same.

Jasne, piszę tu tylko o oferującym jedną trasę demie, ale jeśli autorzy chcieliby mnie nim przekonać do tego, że walące się miasto jest lepszą areną zmagań, niż lokacje z poprzednich gier, to ponieśliby klęskę. Faktycznie, w trakcie drugiego okrążenia spadają pociągi, a budynki równane są z ziemią, co tworzy nie tylko nowe pułapki, ale przede wszystkim kolejne odnogi trasy, jednak nie jest to żadna prawdziwa nowa jakość. Nie przekłada się też na szczególne wrażenia, towarzyszące jeździe. Wydaje mi się, że autorzy mogli wybrać bardziej odjechaną trasę, jak chociażby wyścigi na dachach wieżowców, które oglądaliśmy na filmikach.

Jeśli chodzi o samą rozgrywkę, to w stu procentach podtrzymuję swoje wcześniejsze słowa o końskiej dawce adrenaliny. W Motorstormach, jak w żadnej innej serii, ścigamy się zarówno z czasem, jak i z przeciwnikami, którzy potrafią pokazać pazurki, gdy tylko damy im do tego okazję. Przejechanie wyścigu bez żadnej kraksy zdarza się tu niezwykle rzadko. Bez przerwy trzeba natomiast wyciskać ze swojej maszyny nie tyle maksimum możliwości, co balansować na cienkiej granicy oddzielającej maksymalną prędkość od eksplozji silnika, jednocześnie starając się zapewnić swoim kołom jakąkolwiek przyczepność. Tak w Motorstormach walczy się o pierwsze miejsce i Apocalypse nie będzie tu na pewno żadnym wyjątkiem, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że w demie konsola trochę oszukuje. Zawsze, gdy do ostatniego zakrętu dojeżdżałem jako pierwszy, zza pleców wyskakiwał mi któryś z przeciwników i kwestia pierwszego miejsca ważyła się do ostatnich metrów. Nie mam nic przeciwko ostrej walce na torze, ale takie zagrywki są zdecydowanie poniżej pasa.

Jak już wspomniałem na początku, w demie mamy bardzo ograniczony wybór pojazdów. Samochód wyścigowy spisuje się tak samo jak zawsze, łącząc moc silnika z przyczepnością i znośnym sterowaniem. Za to jazda motocyklem wydaje się teraz bardziej ryzykowna niż poprzednio. Za nadzwyczajną prędkość płacimy niestety wątłą konstrukcją, która poddaje się nie tylko przy spotkaniu z rozpędzonym przeciwnikiem, ale też przy nierzucających się w oczy śmieciach na torze. W Pacific Rift mnóstwo czasu spędziłem na wyścigach jednośladem, a w demie Apocalypse przeciwnicy znów robili ze mną, co chcieli...

Naprawdę nie miałbym za złe Evolution, gdyby dostarczyli nam po prostu Motorstorm: Pacific Rift 2. Ambicja kazała deweloperom wykonać odważny krok naprzód i całkowicie zmienić otoczenie. Nie jestem do końca z tego faktu zadowolony, ale najważniejsze jest to, że demo utrzymuje ten sam poziom efektowności i emocji, co poprzednie gry. W pełnej wersji może być przecież tylko lepiej.

Maciej Kowalik

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)