Overlord - recenzja

Overlord - recenzja

Overlord - recenzja
marcindmjqtx
27.07.2007 08:24, aktualizacja: 30.12.2015 14:13

Overlord nie był zbyt mocno promowanym tytułem. Dopiero po zagraniu w wersję demonstracyjną zacząłem przyglądać mu się z większą uwagą. To połączenie gry TPP i strategii, z odrobiną elementów RPG na papierze wydawało się strzałem w dziesiątkę. A jak spisuje się w praktyce? Początek przygody z Overlordem nie należy do standardowych. Zamiast bohatera w lśniącej zbroi, wiernego giermka i zamku ze śnieżnobiałymi, strzelistymi wieżami mamy złego Władcę, jego demonicznych sługusów i Mroczną Wieżę, która w opłakanym stanie czeka na lepsze (gorsze?) czasy. Najwyższa pora by pokazać mieszkańcom krainy, że zło zawsze znajdzie sposób by powrócić do życia. Po krótkim treningu (jeśli graliście w demo, możecie spokojnie go pominąć) czas wyjść z siedziby i zaciągnąć się świeżym powietrzem fuj!

Celem gry jest odzyskanie panowania nad krainą oraz odbudowanie Mrocznej Wieży - symbolu potęgi Władcy. Większość magicznych artefaktów została rozkradziona w czasie licznych najazdów bohaterów. Teraz niegdysiejsi śmiałkowie sami stanowią problem. Rozpieszczeni chwałą i nagrodami zapomnieli o zwykłych ludziach. Ci muszą szukać innego sprzymierzeńca w walce ze złodziejami i rzezimieszkami panoszącymi się w okolicy. Wystarczy mały pokaz naszej mocy, by zyskać status wybawcy oraz grono żarliwych wyznawców. Codemasters zaproponowało nam dwie możliwości - możemy w swoich poczynaniach być źli, lub bardzo źli. W grze umieszczono kilka momentów, w których od naszych decyzji zależeć będzie, którą ścieżką będziemy podążać. Na przykład odzyskane jedzenie możemy oddać mieszkańcom wioski, bądź zatrzymać dla siebie. Konsekwencja w postępowaniu zostanie na koniec gry nagrodzona odpowiednim osiągnięciem.

Stara zasada mówi „Nec Hercules contra plures”. Nawet najlepszy władca potrzebuje legionu wiernych pomocników. W przypadku Overlorda, funkcję tę pełnią miniony. Są to małe, ale dosyć wredne dla swych wrogów demony z wyglądu odrobinę przypominające gremliny. Wraz z postępami w grze horda, którą będziemy dowodzić rozrośnie się do imponujących rozmiarów. Kluczem do sukcesu jest odpowiednie wykorzystanie każdego z czterech rodzajów minionów. Brązowe to urodzeniu wojownicy, pozbawieni jednak dodatkowych talentów. Czerwonym nie straszny jest ogień a dodatkowo potrafią razić wroga z daleka. Zielone są odporne na trucizny, zaś odpowiednio ustawione, znakomicie sprawdzają się w ustawianiu zasadzek. Ostatnim kolorem naszych podopiecznych jest niebieski. W walce wręcz giną od jednego ciosu, ale jako jedyne nie toną w wodzie, oraz potrafią wskrzeszać zmarłych towarzyszy. W czasie przygody napotkamy wiele zagadek, które będą od nas wymagały umiejętnego skorzystania z unikalnych zdolności małych straszydeł. Podobnie jest w wypadku walki - właściwy dobór podopiecznych i taktyka sprawią, że pozornie niepokonany wróg padnie pod ciosami naszej małej, acz nieustępliwej armii. Aby móc przyzywać stworki konieczne będzie pozyskanie energii życiowej w odpowiednim kolorze. Nietrudno jest się domyślić, że zdobędziemy ją zabijając będące w jej posiadaniu stworzenia. Od bezbronnych owieczek, przez wielkie ropuchy, po gigantyczne skalne trolle. Bestiariusz jest dosyć bogaty. Dla każdego coś miłego, a widok jednorożca umazanego krwią to nie jest coś, co zdarza się często, podobnie jak niziołek utuczony do rozmiarów małego domu. Miniony są tym, co naprawdę sprawia, że gra nabiera rumieńców. Mimo, że dowodzenie hordą ponad trzydziestu stworków, może sprawiać kłopoty, to widok tej szarańczy niszczącej wszystko co napotka na swojej drodze, budzi uśmieszek zadowolenia. Grymas ten rozszerza się jeszcze bardziej, gdy zwrócimy uwagę na ich dość oryginalne poczucie humoru. Wszystkie bogactwa oddają Władcy z iście nabożną czcią. Rzeczy, które mogą wykorzystać zatrzymują dla siebie. Po kilku misjach, dowodzimy już gromadą wojowników uzbrojonych w hełmy z dyni, rogi jednorożca i, nieco bardziej konwencjonalne, różne rodzaje broni białej zdobyte na pokonanych wrogach. Uśmiech czasami zmienia się w głośny rechot, gdy tylko Gnarl - szef minionów - wyciągnie z rękawa jeden ze swoich obrazowych komentarzy. Szkoda tylko, że robi to tak rzadko.

Po odnalezieniu skradzionego z wieży pieca, możliwe jest wykuwanie nowych broni (miecz, topór lub maczuga), hełmu czy pancerza. By nadać im dodatkowe właściwości możemy także wrzucić do kotła określoną liczbę minionów. W zależności od ich koloru sprawi to, że np. miecz będzie zadawał dodatkowe obrażenia ogniem, a pancerz regenerował zdrowie Władcy. Nie należy również zaniedbywać hełmu, odpowiednio dopakowany sprawi, że będziemy mogli kontrolować jeszcze większą hordę. Walka za pomocą broni białej sprowadza się do ustawicznego nawalania w jeden przycisk. Żadnej finezji, skomplikowanych combosów czy bloków. Na szczęście, wraz z ulepszaniem broni, ciosy znacznie zyskają na mocy i już kilka z nich powali na ziemię większość przeciwników.

Ostatnim, po minionach i śmiercionośnym żelastwie, elementem naszego arsenału jest magia. Do dyspozycji Władcy zostanie oddanych 12 zaklęć, przy czym 4 najpotężniejsze są zależne od tego, czy jesteśmy tylko źli, czy już kompletnie zepsuci. Czary dzielą się na 4 grupy: ogniowe, ochronne, wspomagające minionów oraz działające na umysły przeciwników. Początkowo nie robią one wielkiego wrażenia, ale mniej więcej od połowy gry staną się żywotną częścią naszego dzieła zniszczenia. Hurtowe smażenie wrogów czy nasza horda ogarnięta szałem bojowym to jest to, co Mroczni Władcy lubią najbardziej.

Overlord, jak każdy normalny, zmartwychwstały władca baśniowej krainy ma także potrzeby, których miecz nie rozwiąże. Mroczna Wieża aż prosi się o to, by oprócz swego Pana, mieć także i Panią. W trakcie gry spotkamy dwie kandydatki godne miejsca u naszego boku. Pikanterii dodaje fakt, że są one ze sobą spokrewnione. Po wybraniu jednej (buu) z nich, wystarczy wydać trochę złota na miniaturowy ogród botaniczny, czy gotycki żyrandol, by wybranka postanowiła się odwdzięczyć W czasie, gdy my magią i mieczem będziemy odzyskiwać panowanie nad krainą, Pani zatroszczy się o wystrój wieży, opracuje formułę usprawniającą miniony, czy w końcu zadba o to, by obiad był zawsze na czas. Po prostu sielanka.

Fabuła jest dosyć ciekawa. Oczywiście jest ona tylko pretekstem do siania destrukcji (możemy zniszczyć, bądź spalić ogromną większość elementów otoczenia), ale posiada kilka zwrotów akcji, a końcówka jest zaskakująca i wynagradza okazjonalne momenty nudy w czasie wcześniejszej rozgrywki. Misje jakie przyjdzie nam podjąć można, w skrócie, opisać jako „idź tam i go zabij”. Naślemy naszą hordę na wioskę niziołków (tańczące miniony - to trzeba zobaczyć i usłyszeć), zbezcześcimy cmentarz oraz oczyścimy zamek dotknięty zarazą. To oczywiście tylko przykłady. Moją ulubioną lokacją jest elficki las, którego bohater od wieków trwa w osobliwej śpiączce. Wytworzone przez nią senne mary terroryzują mieszkańców kniei. Podróżujemy najczęściej za pomocą portali rozsianych po krainie. Jednak, jeśli ktoś chce poszukać bonusów, do wielu miejsc może dotrzeć na własnych nogach. Wraz z odkrywaniem kolejnych gatunków minionów, poprzednio niedostępne lokacje staną przed nami otworem.

Gra nie należy do specjalnie trudnych, nieco kłopotów sprawił mi jedynie ostatni boss, ale miało to związek przede wszystkim z chaosem jaki panuje wtedy na ekranie. Mimo to, Overlord i tak wyjął mi z życiorysu 23 godziny. Jeśli jednak, ktoś połasi się na osiągnięcia i będzie chciał maksymalnie dopakować każdy rodzaj broni, czy zbroi, to spokojnie może sobie dopisać jeszcze kilka wieczorów. Dobra rada ode mnie - pod koniec gry o wiele łatwiej jest zdobywać energię dla minionów. Zamiast mozolnego tropienia owieczek czy robali, wystarczy zejść do lochu i przywołać żądany rodzaj przeciwników. Zaoszczędzi wam to nerwów i nudy, które towarzyszyły mi podczas biegania po wszystkich krainach w poszukiwaniu odpowiedniego rodzaju stwora. Taki backtracking potrafi solidnie zirytować. Wydaje mi się, że autorzy nie przemyśleli do końca założeń gry, albo testerzy nie dość dobrze zrobili swoją pracę.

Poza trybem dla jednego gracza Overlord oferuje także zabawę przez Xbox Live. Najciekawszym trybem jest survival, w którym wraz z innym Władcą staramy się przeżyć jak najdłużej. Wraz z upływem czasu ilość przeciwników rośnie i robi się naprawdę trudno. Dwa pozostałe tryby sprowadzają się do rywalizacji z drugim graczem o złoto, przedmioty i zabicie jak największej ilości wrogich stworów. Niestety miałem problem ze znalezieniem chętnego do gry, więc nie wydaje mi się, by tryb wieloosobowy cieszył się dużym powodzeniem. Nie dziwi mnie to szczególnie, gdyż Overlord jest jednym z tytułów, w których multiplayer jest dorzucony nieco na siłę, bez poświęcenia mu większej uwagi. Siłą tego tytułu z pewnością jest tryb dla jednego gracza.

Przed podsumowaniem muszę jeszcze wspomnieć o oprawie graficznej gry. Niestety, to jeden ze słabszych elementów Overlorda. Animacja Władcy woła o pomstę do nieba. Porusza się on, jakby był ewidentnie „pod wpływem” i nie do końca wierzył, że grunt nie osuwa mu się spod nóg. Z początku grafika kojarzyła mi się z Kameo, ale teraz stwierdzam, że Overlord jest brzydszy. Nie odrzuca, ale z pewnością nie określiłbym jej mianem „next-genowej”, cokolwiek ten termin oznacza. Oprawa dźwiękowa jest raczej oszczędna. Władca nie mówi właściwie nic, pomijając stęknięcia w trakcie wymachiwania bronią. O komentarzach minionów już wspominałem. Muzyka jest różna, w zależności od zwiedzanego przez nas obszaru, jednak zwykle nie wychodzi na pierwszy plan, ot przyjemne tło. Najbardziej utkwił mi w głowie motyw z jaskini niebieskich minionów, wtedy na chwilę podkład dźwiękowy zaczyna grać trochę głośniej i można poświęcić mu część uwagi.

Pomimo przeciętności oprawy, nie zawaham się przed stwierdzeniem, że Overlord jest grą, która ma szansę przypaść do gustu każdemu. Ciekawy pomysł rekompensuje nam z nawiązką zaledwie przyzwoite wykonanie i daje ponad 20 godzin akcji, śmiechu i bycia Złym do szpiku kości (albo i nie). Miniony i ich poczucie humoru warte są chociażby sprawdzenia dema dostępnego na Xbox Live. Mogło być jeszcze lepiej, ale i tak nie zamierzam marudzić - polecam!

Maciej Kowalik

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)