Ostatni Samuraj - DVD

Ostatni Samuraj - DVD

Michał Zacharzewski
15.08.2004 22:43

Ostatni Samuraj - DVD

O ile ostatni Mohikanin rzeczywiście był ostatnim Mohikaninem, to ostatni samuraj z pewnością nim nie jest. Do dziś istnieją w Japonii organizacje skupiające dobrze urodzonych, wielce honorowych gości, którzy starają się żyć w zgodzie z kodeksem samurajskim, według nauk swoich przodków. Owszem, nie są to samurajowie (ci przeszli do historii, podobnie jak i szlachta w Polsce), nie zmienia to faktu, że "Ostatni samuraj" jest jedną z ciekawszych pozycji tego roku. To wielkie, dobrze wyreżyserowane widowisko z doborową obsadą i niesamowitymi bitwami.

Tym, którzy niczym niedźwiedzie przespali zimę i wyszli z gawry dopiero na premierę "Pasji", winien jestem wyjaśnienie. Otóż "Ostatni samuraj" Edwarda Zwicka to najnowszy film z udziałem Toma Cruise, jednej z najjaśniejszych gwiazd Hollywoodu. To właśnie jego zaangażowanie w produkcję sprawiło, że widzowie zostawili w amerykańskich kinach ponad 100 milionów dolarów. Zobaczyli w zamian opowieść o niemłodym już oficerze, Nathanie Algrenie, który wsławił się w czasie wojny secesyjnej. Później, w 1870 roku, wyjechał na Daleki Wschód. Trafił do Japonii rozkwitającej wskutek błyskotliwej polityki cesarza Mutsuhiko (zwanego Meiji). Człowiek ów wypowiedział polityczną wojnę dynastii szogunów Tokugawa i unowocześnił kraj. Dokonał reformy rolnej oraz wspierał zachodni model gospodarki. Dzisiejsi badacze twierdzą, że to właśnie on uczynił z zacofanej Japonii dzisiejszą potęgę.

Bohater filmu poznaje owe historyczne zmiany od zupełnie innej strony. Uczy bowiem żołnierzy (trudno już ich nazwać wojownikami), jak po "zachodniemu" toczyć wielkie bitwy oraz jak pokonać przeciwnych cesarzowi samurajów przy użyciu prochu i sprytnych forteli. Niestety, dość szybko dostaje się w ręce wroga. Wkrótce później odkrywa, że w gruncie rzeczy podziwia ich wierzenia, ich styl walki i kodeks honorowy. W efekcie Nathan zaczyna się zastanawiać, czy na pewno stał po właściwej stronie! Ma w tym swój udział piękna kobieta...

Owszem, w filmie pojawiają się uproszczenia. Wiadomo bowiem, że samurajowie wcale nie byli tak kochani, a Japonia za ich rządów była krajem anachronicznym i bynajmniej nie pięknym. Sęk w tym, że "Ostatni samuraj" robi spore wrażenie. To kawał naprawdę niezłego kina, które ogląda się z wypiekami na twarzy. Największą jego zaletą jest konstrukcja samego scenariusza. Film został bowiem nakręcony tak, by każdy znalazł w nim coś dla siebie. Jednym zaoferuje świetnie zainscenizowane, emocjonujące bitwy, pojedynki na miecze w przepięknych plenerach. Innym opowieść o honorze, miłości i oddaniu ojczyźnie. Obraz, choć na wskroś komercyjny, w pokrętny sposób daje do myślenia. Zwłaszcza tu, w Polsce, zwłaszcza dziś, gdy otacza nas komercja i zakłamanie. Po prostu uderza we właściwe struny, pokazuje losy bohaterów od najbardziej dramatycznej ze stron.

Wyróżnić trzeba też pracę kostiumologów oraz scenografów. Udało im się bowiem odtworzyć koloryt epoki Meiji, bogactwo i różnorodność tradycji i zwyczajów. Na uznanie zasługują też zdjęcia Johna Tolla, amerykańskiego specjalisty od plenerków (Oscary za "Braveheart - Waleczne Serce" i "Wichry namiętności"). Świetną rolę zagrał też Kensaku Watanabe, aktor mało znany w Polsce, a przecież diabelnie utalentowany.

Na rynku już pojawiło się dwupłytowe wydanie DVD filmu. Nie zabrakło w nim efektownych dodatków i materiałów poświęconych pracy na planie. Tym, którzy przespali premierę kinową, serdecznie polecam to dzieło. Zwłaszcza jeśli cenią komercyjne kino historyczne.

Źródło artykułu:WP Gry
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)