Moonlighter - recenzja. Kiedy wszystko ma swoją cenę

Moonlighter - recenzja. Kiedy wszystko ma swoją cenę

Moonlighter - recenzja. Kiedy wszystko ma swoją cenę
Joanna Pamięta - Borkowska
30.05.2018 10:55, aktualizacja: 01.06.2018 20:52

„You are my favourite customer”.

Spotykamy ich podczas podróży przez pełne niebezpieczeństw krainy. Zawsze z uśmiechem na twarzy, pełni optymizmu, oferują nam towary w najlepszej cenie na końcu świata. Potrafią wspiąć się na szczyt wulkanu i czekać na nas z nową dostawą mikstur leczących. Koczują pod wrotami do najstraszniejszych lochów, skąd przyjmą od nas każdy złom. Nie gardzą niczym ani nikim.

Platformy: PC

Producent: Digital Sun

Wydawca: 11 bit studios

Dystrybutor w PL: Cenega

Wersja PL: Tak (napisy)

Data premiery: 29.05.2018

Wymagania: Windows 7 - 10,  Intel(R) Core(TM)2 Quad 2.7 Ghz, GeForce GTX 260/Radeon HD 5770, 1024 MB

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Obrazki pochodzą od redakcji.

Sprzedawcy, zarówno ci wędrowni, jak i posiadający stacjonarny sklepik, są stałym elementem każdego RPG. Aż dziw, że nikt do tej pory nie pochylił się nad ich losem i nie pokazał, co to znaczy w świecie pełnym bohaterów zarabiać na chleb uczciwą pracą.Do takiego wniosku doszli pewnie deweloperzy z hiszpańskiego studia Digital Sun. Postanowili stworzyć grę o mężczyźnie, który łączy ciężką pracę sklepikarza i poszukiwacza przygód.Akcja toczy się w uroczej miejscowości Rynoka, sąsiadującej z tajemniczymi lochami, zaś Moonlighter to nazwa sklepiku, który odziedziczył niejaki Will. Prowadzenie biznesu jest dalekie od jego marzeń, ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, więc mężczyzna zakasuje rękawy i bierze się do roboty. Ale kiedy tylko w okolicy pojawia się jakiś wojak, naszego bohatera aż skręca w środku. Od zawsze bowiem pragnął krążyć po lochach i walczyć z potworami.Wpada zatem na pomysł, by połączyć przyjemne (acz ryzykowne) z pożytecznym. Za dnia – jeden z vendorów, niepozorny sklepikarz, który obwieszcza otwarcie sklepu dzwoneczkiem. Bacznie obserwuje reakcje klientów, gotów obniżyć – a czasem też podciągnąć – ceny, byleby tylko wszyscy byli zadowoleni.

Ale kiedy tylko zamyka drzwi za ostatnim klientem, sięga pod łóżko po miecz i pędzi w stronę lochów.Moonlighter łączy nieskomplikowaną zabawę w zarządzanie sklepikiem z grą akcji w stylu roguelike. I połączenie to jest genialne w swej prostocie. Okazuje się, że zmiana perspektywy potrafi bardzo mocno wpłynąć na chęć zwiedzania lochów, które, nawet losowo generowane, na dłuższą metę mogą wydawać się monotonne. W Moonlighterze nie chodzi o pokonanie odwiecznego zła, hordy demonów czy uratowanie kogokolwiek. To chciwość i pazerność stają się motorem napędowym podczas zwiedzania podziemi.Są to siły, które z jednej strony pchają nas na kolejne poziomy, gdzie czekają skrzynki z cennymi przedmiotami, ale z drugiej – zmuszają do zastanowienia się nad każdym krokiem. Śmierć powoduje bowiem, że tracimy wszystkie przedmioty z plecaka, poza pięcioma, które mamy tuż przy sobie (zakładam, że poupychane w kieszeniach). Każde wkroczenie do nieznanej lokacji jest więc poprzedzone ostrożnym rachunkiem zysków i strat. Ryzykować utratę cennych skarbów i rzucić się w nieznane, czy może cofnąć się do miasteczka i najpierw sprzedać to, co upolowaliśmy?A ryzyko jest spore. Will to kupiec, który z niejednej walki został wyniesiony na tarczy. Wrogowie są bardzo zróżnicowani, mają inne techniki i strategię walki, poza tym walą mocno. Trzeba wykazać się nie lada zręcznością i refleksem, a i tak czekają nas zgony. Wiele zgonów.Dzięki magicznemu artefaktowi mamy możliwość wrócenia na pole walki, ale tylko raz. Losowo generowane podziemia powodują, że za każdym razem trafimy na nieco inny układ pomieszczeń i potworów. Łącznie odwiedzimy pięć różnych lochów, z czego każdy ma trzy poziomy. Różnią się one klimatem, przeciwnikami i rodzajem skarbów. Oraz bossem czekającym w swym leżu na samym dnie.Skoro już mowa o walce, to trzeba zaznaczyć, że nasz kupiec nie biega w sklepowym uniformie. Poszczególne elementy uzbrojenia są drogie, podobnie jak wszelkie wzmocnienia broni - jeden rajd do podziemi to początkowo jeden upgrade - które jednak są warte swojej ceny. Postać nie awansuje jak w klasycznym RPG. Całą jej siłę, zręczność i moc określa ubranie, które kompletuje się długo, ale dzięki nim czasami Will może poczuć się jak prawdziwy wojownik.Ale możemy też wydać pieniądze na udoskonalenia sklepu: lepszą kasę, większą powierzchnię, różne ozdoby, które przyciągną klientów. Nie od dziś wiadomo, że w miłym otoczeniu łatwo przepuszcza się pensję. Inną opcją jest zainwestowanie w Rylokę i zaproszenie specjalistów takich jak kowal czy zaklinaczka.Żałowałam tylko, że nie ma w grze wydarzeń, które wpływają na ceny przedmiotów, na podaż i popyt. Możemy modyfikować ceny, sporadycznie przyjmować zlecenia na niektóre przedmioty, ale nie zdarza się, by np. w soboty ludzie chętniej kupowali książki, a w poniedziałek rudę żelaza. Zajmowanie się sklepem schodzi na dalszy plan zwłaszcza gdy pojawi się opcja wynajmowania pomocników. Są oni przydatni w wystawianiu towaru i wyręczaniu nas przy kasie. Okazuje się, że im większa sława naszego przybytku, tym bardziej przychylnym okiem patrzą na niego złodzieje – ktoś musi też zatem pilnować towaru.Po jakimś czasie praktycznie cała nasza aktywność sprowadza się do zwiedzania podziemi i znoszenia kilogramów łupu. W grze przydałaby się jakaś bardziej wciągająca fabuła, ponieważ sam grind, jakkolwiek ciekawie nie byłby zrealizowany, po jakimś czasie staje się nużący. Owszem, pieniędzy nigdy za wiele i zawsze znajdzie się rzecz warta wydania na nią złota – a to możemy kupić lepszą zbroję, a to zainwestować w sklep - ale mam wrażenie, że przez brak wciągającej historii gra jest niepełna.Co nie zmienia faktu, że rozgrywka sprawia przyjemność i oczyszczanie podziemi ze skarbów dawno nie sprawiało mi takiej satysfakcji.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)