Mam nadzieję, że niedotrzymywanie słowa przy zbiórkach społecznościowych nie wejdzie twórcom gier w nawyk

Mam nadzieję, że niedotrzymywanie słowa przy zbiórkach społecznościowych nie wejdzie twórcom gier w nawyk

Mam nadzieję, że niedotrzymywanie słowa przy zbiórkach społecznościowych nie wejdzie twórcom gier w nawyk
Bartosz Stodolny
14.03.2017 19:38, aktualizacja: 15.03.2017 12:52

Tym razem sprawa dotyczy małego studia Gloomywood i jego 2Dark.

Nie tak dawno temu, bo pod koniec stycznia, mieliśmy całą aferę z inXile Entertainment i brakiem obiecanych podczas zbiórki na Kickstarterze elementów w Torment: Tides of Numenera. A właściwie to dwie afery, bo była jeszcze kwestia edycji kolekcjonerskiej od Techlandu.

Torment: Tides of Numenera - Edycja Kolekcjonerska. Ruszają pre-ordery

Dziś natomiast sprawa dotyczy mniejszego dewelopera i projektu na dużo mniejszą skalę, ale sprawa z 2Dark od Gloomywood ciągnie za sobą dużo większy smród. W przypadku Tormenta wszyscy zainteresowani przynajmniej dostali grę. Okej, nieco różniącą się od tego, co zapowiadano, dla niektórych lekko rozczarowującą, ale jednak grę.

Tego samego nie może powiedzieć nikt, kto wspierał powstanie 2Dark za pośrednictwem platformy Ulule z myślą o grze na Linuksie bądź Macu. Wszystko za sprawą zabezpieczenia Denuvo, na które zdecydowali się twórcy, a właściwie wydawca – Bigben Interactive. Już samo użycie Denuvo jest zaprzeczeniem tego, co znajdowało się na stronie zbiórki, bo z DRM-ów była mowa tylko o Steamie, a gra miała trafić też na GOG-a i Desurę, gdzie pozostałaby wolna od „dodatków”.

Obraz

No dobra, samo Denuvo nie jest DRM-em, to bardziej zabezpieczenie zabezpieczenia, by nikt przy nim nie grzebał, a poza tym, jeśli ktoś legalnie kupi grę, nie powinno to być większym zmartwieniem. Problem w tym, że Denuvo nie jest kompatybilne z Linuksem i OSX-em, co skutecznie wyklucza użytkowników tych systemów. Użytkowników, którzy będąc przekonanym, że zagrają w 2Dark, dorzucili swoje pieniądze do zbiórki. A jak tłumaczy się Gloomywood, czy właściwie wydawca, bo studio na razie milczy?

Dalej mamy marketingowy bełkot o tym, że zbiórka wyewoluowała, że przecież na początku nikt nie planował wersji na konsole, że główny bohater nie miał voice actingu i tak dalej, a to wszystko doszło do skutku, bo Bigben łaskawie zainteresował się tą grą. Ach, przy okazji potwierdzono, że wersji na Linuksa faktycznie nie ma już w planach.

Obraz

Najgorszy jest jednak sam ton oświadczenia. Skoro już ktoś podjął taką decyzję, wypadało by napisać coś w stylu: Słuchacie, przepraszamy. Rozumiemy wasze rozczarowanie, ale musieliśmy zrobić tak, a nie inaczej. Oczywiście każda dotknięta osoba otrzyma od nas zwrot wpłaconej kwoty. Tymczasem zarówno studio, jak i wydawca, uważają, że nic się nie stało. Wszystko w imię „większego dobra”.

W tym miejscu warto się zastanowić, co my tak naprawdę wspieramy na tych wszystkich Kickstarterach i podobnych? O tym, że pierwotna idea zbiórek społecznościowych na gry została wypaczona, wiemy od dawna. Ale czy nie jest przypadkiem tak, że dziś płacimy nie za powstanie danego tytułu, a za jego kampanię marketingową i badanie rynku?

2Dark - Launch Trailer - EU

Bo to nie pierwszy raz, kiedy jakiś wydawca zaczyna interesować się małym studiem i jego pracą po tym, jak to osiągnęło crowdfundingowy sukces. Tak było choćby z Eternal Crusade i Bandai Namco, które skutecznie zabiło tę grę, niedawno natomiast Square Enix postanowiło wziąć pod swoje skrzydła inny hit Kickstartera – Battalion 1944.

Bartosz Stodolny

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)