In Cold Blood

In Cold Blood

marcindmjqtx
16.10.2000 12:00, aktualizacja: 08.01.2016 13:15

In Cold Blood

Wojciech Orliński

Nostalgicznemu amigowcowi za recenzję tej gry wystarczą tylko trzy magiczne słowa: „Beneath Steel Sky”. Tak jest, to produkcja tej samej wytwórni Revolution Software, która pięć lat temu wypuściła najlepszą przygodówkę na Amigę (i - moim skromnym zdaniem - jedną z najlepszych przygodówek wszech czasów). Była to jedna z pierwszych gier wydanych na kompakcie (bo też i Amiga była pierwszym domowym komputerem wyposażonym w CD-ROM), w okrojonej wersji dostępna też na 11 dyskietkach.

Wspólną cechą gier tej firmy jest przerost treści nad formą - w czasach, kiedy plagą gier jest zjawisko dokładnie odwrotne. Fabułę „Beneath Steel Sky” pamiętam w najdrobniejszych szczegółach do dzisiaj, a chyba niewiele dziś jest na rynku przygodówek, których fabułę (a nie grafikę) ktokolwiek będzie pamiętał za rok, nie mówiąc już o pięciu latach. „In Cold Blood” jednak należy do tych nielicznych.

Gracz wciela się w postać Johna Corda, agenta brytyjskiego wywiadu, który został wysłany do republiki o nieco zabawnej nazwie Volgia, mieszczącej się między Rosją a Chinami. Owszem, próżno szukać czegoś takiego na mapie, ale gra rozgrywa się w bliskiej przyszłości, w której Rosję straszliwa wojna domowa rozdarła na części. Cord jest już weteranem - zasłużył się w interwencji wojsk NATO w tamtej wojnie. Świetnie mówi po rosyjsku i sprawnie porusza się wśród ruin dawnego imperium.

Cord zostaje wysłany do Volgii z misją odszukania zaginionego amerykańskiego agenta, o którym wiadomo tylko tyle, że coś znalazł w tutejszej kopalni uranu - i zaraz kontakt z nim się urwał. W swoich poszukiwaniach Cord może liczyć tylko na pomoc niejakiego Grigorija Kostowa, bojownika podziemnej organizacji VFF (Volgian Freedom Fighters), walczącej z dyktaturą lokalnego przywódcy Dymitra Nagarowa.

Kto pamięta „Beneath Steel Sky”, ten już teraz domyśla się, że w tej grze czeka nas niejeden nagły zwrot fabuły - niedawni sojusznicy mogą się okazać wrogami i odwrotnie. Charles Cecil - główny scenarzysta i zarazem szef Revolution Software (samo połączenie tych stanowisk już dużo mówi o grach tej wytwórni!) - to miłośnik Hitchcocka i Tarantino. Tak jak w „Pulp Fiction” można tu od razu zdradzić zakończenie, bo poznajemy je na samym początku - Cord dostaje się w łapska Nagarowa i jego głównego oprawcy Lukiana. Jest torturowany i właściwie cała fabuła gry to po prostu jego zeznania. Ale jak do tego doszło i jakie tajemnice agent odkrył w rzekomej kopalni rzekomego uranu? Tego już nie zdradzę, obiecam tylko błyskawiczną akcję, w której pojawi się i piękna agentka chińskiego wywiadu, i zakulisowe przepychanki na szczytach władzy w USA i - wreszcie - groźba wojny chińsko-amerykańskiej. To wszystko naprawdę cudem mieści się na dwóch kompaktach.

Jak widać z recenzji, gra nadaje się szczególnie dla miłośników thrillerów political fiction. To nie jest szybka strzelanka, tylko przygodówka, w której bohater swoim życiem płaci za najdrobniejszy nawet błąd. Na szczęście zapisywanie gry rozwiązano tutaj „po ludzku”, bez udziwnień, w których lubują się autorzy gier na „Playstation” - można to robić w dowolnym momencie. Co w tej grze naprawdę się bardzo przydaje.In Cold Blood

Producent: Revolution Software

Dystrybutor: Sony

Platforma: PSX

Cena: 199 zł

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)