Hyrule Warriors - recenzja

Hyrule Warriors - recenzja

Hyrule Warriors - recenzja
marcindmjqtx
17.09.2014 16:01, aktualizacja: 30.12.2015 13:26

Po piętnastu minutach zabawy z Hyrule Warriors miałem na swoim koncie więcej wyrżniętych przeciwników, niż we wszystkich odsłonach The Legend of Zelda razem wziętych.

Nie powinno mnie to dziwić. Już od pierwszego zwiastuna wiadomo było, że mechanika gry będzie opierała się raczej na rozwiązaniach znanych właśnie z Dynasty Warriors, niż z The Legend of Zelda. Jak w praniu wypada gra łącząca w sobie świat kojarzący się z logicznymi zagadkami z rozgrywką polegającą głównie na obsesyjnym męczeniu przycisków?

Na froncie cała ekipa W Hyrule Warriors możemy kierować poczynaniami postaci znanymi z kilku odsłon serii The Legend of Zelda. Od Linka, który w tym wcieleniu jest młodym rycerzem armii Hyrule, po Midnę z Twilight Princess, czy nawet Girahima ze Skyward Sword. Zaimponował mi fakt, że obecność wszystkich tych bohaterów udało się uzasadnić fabularnie. Co prawda dość pokrętnie, ale jednak.

Hyrule Warriors

Tak, mimo iż Hyrule Warriors nie wchodzi do oficjalnego kanonu serii, to otrzymało własną historię i cała zabawa nie ogranicza się wyłącznie do torowania sobie trupami drogi do następnego poziomu. Narracja prowadzona jest za pośrednictwem scenek przerywnikowych i swego rodzaju opowiadania czytanego przez lektorkę przed każdą misją. Wszystko zaczyna się tradycyjnie od snu, ale tym razem mroczna wizja nawiedza nie Linka, a Zeldę. Następnie, również jak każe obyczaj, mamy porwanie, wielką wojnę i legendarnego wybrańca.

Nawiasem mówiąc, twórcy gry posunęli się w nawiązaniach do Zeldy tak daleko, że wzorem Nintendo zapomnieli o voice actingu. Irytowało mnie to zwłaszcza na polu bitwy, gdy zamiast skupić się na walce musiałem czytać kolejne wieści od towarzyszy broni. A w walce dzieje się dużo...

Hyrule Warriors - zwiastun Do broni W kolejnych misjach głównego trybu gry odwiedzamy miejsca znane z serii Zelda. Dojście do końca każdego poziomu trwa około 25 minut, a jego przebieg sprowadza się zwykle do wykonania kilku konkretnych zadań. Zwykle trzeba zająć dany obszar pola bitwy, następnie kilka kolejnych, odszukać nową broń i pokonać bossa, po drodze wysyłając w zaświaty kilka tysięcy wrogów. Całość jest czasem urozmaicana różnymi misjami dodatkowymi, jednak oś pozostaje właściwie niezmieniona. Asortyment ruchów bohaterów ogranicza się do standardowych ataków, ataku specjalnego (możliwego do wykonania po naładowaniu odpowiedniego paska), bloku, magii i użycia dodatkowych przedmiotów, takich jak choćby bomby czy łuk.

Prócz trybu fabularnego otrzymujemy też Free Mode (nazwa mówi sama za siebie) i dość interesujące Adventure Mode. W tym ostatnim, podejmując się różnych wyzwań, na przykład przejścia poziomu w określonym czasie czy z użyciem wybranej broni, zdobywamy nowe gadżety i odkrywamy kolejne części 8-bitowej mapy inspirowanej pierwszą częścią Zeldy na NES-a. Każdy kwadracik na mapie jest jednocześnie nowym zadaniem.

Hyrule Warriors

Obcowanie z tytułem uatrakcyjnia system rozwoju postaci. Zdobywają one doświadczenie, specjalne odznaki ulepszające ich statystyki, a także bronie, które możemy modyfikować. System jest prosty, ale wystarcza do dobrej zabawy. Wykorzystywanie różnych postaci i oręża, mimo iż te różnią się od siebie, nie jest zwykle podyktowane jakimiś założeniami taktycznymi. Wybór odbywa się raczej na zasadzie „ciekawe, jak Impa będzie wybijała gobliny tym mieczem i jak wygląda jej atak specjalny”. Napakowanie gry tego typu zawartością to świetny ruch ze strony twórców. Bez takiej dodatkowej motywacji, Hyrule Warriors mogłoby się znudzić o wiele szybciej.

O ile rozgrywka przebiega zgodnie ze standardami Dynasty Warriors, o tyle cała otoczka kipi wręcz klimatem The Legend of Zelda - doskonale znani bohaterowie (pojawiają się też nowi, ale są raczej mdli), wrogowie, przedmioty, czy nawet animacja otwierania skrzyni z nowym przedmiotem sprawiają, że wielbiciele przygód Linka będą chcieli więcej i więcej. Świetne wrażenie robi również oprawa dźwiękowa, składająca się głównie z przearanżowanych w żywiołowy sposób utworów z Zeldy.

Hyrule Warriors

Trochę dobrze, trochę źle Wizualia stoją w Hyrule Warriors na przyzwoitym, choć nierównym poziomie. Niektóre efekty, wybuchy czy modele postaci wyglądają naprawdę bardzo imponująco, inne natomiast straszą swoją brzydotą. Styl graficzny jest dość unikalny, ale kolorystyka i modele postaci nawiązują lekko do tego zastosowanego w Skyward Sword na Wii. Animacji zdarza się czasem chrupnąć, lecz są to ledwo zauważalne spadki. Niestety, fakt że producent nie jest mistrzem developerki, daje o sobie znać boleśniej w inny sposób.

To, że postać którą mam eskortować do danego miejsca zachowuje się jak pozbawione mózgu zombie, byłbym jeszcze w stanie zaakceptować - tego typu misje to już przecież niejako tradycja gier wideo. W Hyrule Warriors znaleźć można jednak niedociągnięcia tego typu, które irytują o wiele bardziej. Ot, choćby taka sytuacja: wybiłem całą hordę przeciwników i posłusznie udałem się szybko w nowoodkryte miejsce na mapie. Czekam i czekam, a tu nic nowego się nie dzieje. Co więcej, jeden z moich towarzyszów pogania mnie, bym udał się w punkt, w którym już stoję. Dopiero gdy wróciłem i doszedłem do niego jeszcze raz, uruchomiła się animacja popychająca akcję do przodu. Nie był to odosobniony przypadek - podobne wpadki zdarzają się dość często.

Hyrule Warriors

Umieszczanie w recenzjach gier na Wii U zdania „Gamepad nie jest wykorzystywany w żaden interesujący sposób” stało się już niemal sakramentalną formułą. Hyrule Warriors nie stanowi wyjątku. Na ekranie kontrolera widzimy stan zdrowia poszczególnych bohaterów i raport z aktualnie wykonywanej misji. Pad sprawdza się jednak świetnie w trybie kooperacji - jedna osoba obserwuje akcję na ekranie telewizora, a druga na Gamepadzie. Niestety, w grze nie umieszczono żadnego trybu zabawy online. A szkoda, bo po samotnej zabawie muszę stwierdzić, że perspektywa roznoszenia w pył tysięcy przeciwników ze znajomymi w sieci prezentuje się nadzwyczaj kusząco.

Dla tych, co na Zeldzie zjedli zęby Hyrule Warriors jest przepełnione atmosferą Zeldy i potrafi całkiem nieźle wciągnąć. Mnóstwo upakowanych w grze dodatków, mnogość bohaterów czy system rozwoju postaci sprawiają, że tytuł przechodzi się z przyjemnością. A na tym nie koniec, bo w dniu premiery produkcji otrzymamy darmową łatkę, która doda do niej zupełnie nowy tryb rozgrywki. Drobne niedociągnięcia, mimo iż dopiekają chwilami do żywego, ostatecznie nie potrafią zepsuć radości płynącej z zabawy. Pamiętajcie jednak, że jest to opinia wielbiciela The Legend of Zelda.

Hyrule Warriors to specyficzne dzieło dla określonej grupy odbiorców - będzie niemal idealną produkcją dla fanów jednocześnie Zeldy i Dynasty Warriors (są tacy?) oraz dobrą dla większości miłośników któregokolwiek z tych tytułów. Reszta powinna go sobie raczej odpuścić - nie doceni ciekawych smaczków i nawiązań do legendarnej serii, a to właśnie w tym tkwi siła gry. Zawiodą się też ci, którzy oczekiwaliby od tytułu zagadek, labiryntów i eksploracji w stylu Zeldy. Ale czy naprawdę są takie osoby?

Michał Pisarski

Platformy: Wii U Producent: Omega Force, Team Ninja Wydawca: Nintendo Dystrybutor: ConQuest Entertainment Data premiery: 19.09.2014 PEGI: 12

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Screeny pochodzą od wydawcy.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)