Gwiezdne Wojny w grach. Jaki jest twój ulubiony tytuł? [KLUB DYSKUSYJNY]

Gwiezdne Wojny w grach. Jaki jest twój ulubiony tytuł? [KLUB DYSKUSYJNY]

Gwiezdne Wojny w grach. Jaki jest twój ulubiony tytuł? [KLUB DYSKUSYJNY]
marcindmjqtx
27.11.2015 13:50, aktualizacja: 15.01.2016 15:36

Było ich wiele, to prawda. Ale wskażecie tę jedną, ulubioną grę z "bardzo odległej galaktyki"?

Oskar Śniegowski:

Dla mnie wybór jest prosty i wręcz oczywisty. Wszyscy wiedzą, że nie ma lepszej gry z uniwersum Gwiezdnych Wojen niż Jedi Knight: Jedi Academy! Swoją premierę miała ona we wrześniu 2003 roku. Moja miłość do Star Wars dopiero się wtedy rodziła (zdążyłem obejrzeć dwie części nowej trylogii i oczywiście byłem nimi zachwycony, a że internet nie był wtedy powszechny i nikt z nas nie czytał recenzji oraz nie słyszał płaczu i lamentu odwiecznych wielbicieli serii, to nie wiedzieliśmy, że jest słaba. Hej, mieliśmy wtedy po 8 lat). To były czasy, kiedy głównym źródłem (i dla mnie wtedy praktycznie jedynym) nowych gier były czasopisma z grami. W jednym z nich pojawiło się demo właśnie JK:JA.

Jedi Academy

Jeszcze nie wiedziałem ile radości mi to demo przyniesie. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy ukończyłem te dwa poziomy, które się w nim znalazły. Potrafiłem grać cały dzień, po prostu wybierając sobie za każdym razem inną postać i kolor mieczy dla urozmaicenia rozgrywki. Kilka miesięcy później dorwałem pełną wersję i historia się powtórzyła. Pomagałem Chewbacce, spotkałem Lucka Skywalkera, walczyłem z Roshem, którym zawładnęła ciemna strona mocy. Produkcja z wręcz kosmicznie dalekiej przeszłości, bo cudo to skończyło w tym roku 13 rok swojego żywota, ale na szczęście id Tech 3 zestarzał się godnie i nie trąci jeszcze myszką, więc jeżeli nagle odżyją Wasze wspomnienia, to okropnie polecam.

Patryk Fijałkowski:

Nie będę chyba specjalnie kontrowersyjny, kiedy powiem, że ze wszystkich gier z uniwersum Lucasa najlepiej wspominam oba KOTOR-y. I chociaż to pierwszy był dla mnie lepszą grą ze świetną fabułą i legendarnym już twistem, to drugi odcisnął więcej wyrazistych wspomnień. To chyba przez Dartha Siona - jego brzydota, tajemniczość, uporczywość z jaką mnie ganiał i groza jaką mnie napełniał sprawiały, że posiadał niesamowitą charyzmę, która kojarzyła mi się z innym idolem mojego dzieciństwa: Nemesisem z Resident Evil 3.

KOTOR

Wtedy też niewiele postaci fascynowało mnie tak jak ślepa, zakapturzona Kreia, której tajemnicę zapragnąłem poznać. NIe ufałem jej, a jednocześnie czułem się od niej uzależniony. Nie lubiłem jej, ale jednocześnie nie potrafiłem się od niej odkleić. Kurczę, nawet teraz pisząc to, mam ochotę wrócić do Sith Lords, które przerwałem gdzieś pod koniec, gdy mój zapis gry przeszedł na Ciemną Stronę Mocy. Może na święta...?

Ale istnieje jeszcze Galaktyka poza KOTOR-ami. Po pierwsze: Star Wars Jedi Knight II: Jedi Outcast. Przygody Kyle Katarna rozpalały moją spragnioną wrażeń wyobraźnię, a multiplayer ograbił mnie z kilku (dziesięciu) wieczorów. Przedłużenie tych wrażeń otrzymałem parę lat później przy The Force Unleashed, które okazało się zadziwiająco grywalnym tytułem. Świetnie było poczuć potencjał Mocy, a i fabuła zachęcała do świetlnego szatkowania kolejnych głuptasów stających mi na drodze.

The Force Unleashed 2

No i Star Wars: Battlefront II. W Mos Eisley i wśród potężnych drzew Kashyyk spędziłem mnóstwo godzin. Możliwość brania udziału w tych wielkich, kosmicznych bitwach była dla mnie czymś wyjątkowym, choć i tak najlepiej bawiłem się podczas mniejszych starć, gdzie wszyscy wcielali się w bohaterów sagi. No i absolutnie czadowo było poturlać się Droideką.

Karol Kała:

Gwiezdne Wojny to nie do końca moja bajka. Owszem, obejrzałem filmy, znam podstawy uniwersum i postaci, ale nigdy specjalnie nie zagłębiałem się w historię i strukturę tej marki. Najbliższy i najdłuższy kontakt miałem jednak z The Old Republic. I byłem całkiem mile zaskoczony.

Co prawda, gra nie oferowała żadnej wielkiej rewolucji - to kolejne MMO, bez większych usprawnień i fajerwerków. Ciekawił jednak sposób prowadzenia historii postaci i same zadania. Jasne, gros z nich to klasyczne "zabij i przynieś", ale zdarzały się też perełki, które pozwalały poczuć się ważnym, znaczącym bohaterem w tym ogromnym uniwersum. Każda klasa miała swoją linię fabularną i paradoksalnie, z powodzeniem można było grać w The Old Republic jak w grę dla jednego gracza, a nawet w pewnym sensie ją "przejść". Na uwagę zasługiwała też muzyka i udźwiękowienie.

Star Wars: The Old Republic

Walki mieczami świetlnymi i ostrzał z blasterów przy akompaniamencie orkiestry momentami pozwalał poczuć się jak w filmie. Spore i różnorodne mapy, kryjące w sobie masę zakamarków i poukrywanych historii zachęcały do zwiedzania. Ostatecznie jednak, nie zostałem w tym świecie na długo. Odrzuciła mnie optymalizacja i małe zainteresowanie znajomych, przez co w efekcie po miesiącu grałem sam. System subskrypcji wcale w tym nie pomógł. I mimo że gra przeszła obecnie w model free-to-play, to obostrzenia narzucone dla graczy skutecznie mnie do niej zniechęcają.

Do ogrania czeka jeszcze The Force Unleashed, ale niespecjalnie mam kiedy się za nie zabrać, a kolejka innych tytułów jest długa. Czekam na nowy film i, może trochę naiwnie, ale liczę na to, że złapie mnie za kark i zanurzy w tym bogatym i legendarnym uniwersum. Może wtedy zdam sobie sprawę, że tak naprawdę dużo tracę.

Maciej Kowalik:

Sam wymyśliłem ten temat, ale... nie wiem. Gwiezdne Wojny miały szczęście do gier. I to bardzo różnych. Były strzelanki, RPG, symulatory lotu, strategie. Była nawet bijatyka i to coś, czymkolwiek było Star Wars: Yoda Stories. I w większości były to gry dobre. I jak tu wybrać tę najlepszą? Wyobraźcie sobie, że rozkładam teraz ręce na boki, w geście rezygnacji. Ale gdy mrugniecie, rozbłysną w nich miecze świetlne, a blaster, którym we mnie celowaliście trzaśnie o ścianę.

Star Wars: Jedi Knight 2

Jedi Knight 2. Można tę grę nazwać strzelaniną, ale czy ktoś przeszedł ją strzelając? Ja od razu wpisywałem kod na miecz świetlny (o dziwno kiedyś nie płaciło się za takie rzeczy) i w trakcie zabawy nie korzystałem z niczego innego. Oprócz Mocy, oczywiście. Kampanii za dobrze nie pamiętam. Ale tworzone przez moderów mapy ściągałem na potęgę, by potem łoić na nich boty. Nie wiem jak jest teraz, bo na PC już nie gram, ale kiedyś strony z modami do Jedi Knight wyrastały jak grzyby po deszczu.

Był też multiplayer. I tam faktycznie widywałem wielu fanów blasterów. Nie każdy biegał z mieczem. Nie rozumiałem tego. Dla mnie liczył się pojedynek 1 na 1. Najpierw ukłon, potem prezentacja broni i starcie. Owszem, korzystałem z tego, że backstaby były zbyt mocne, ale byłem wtedy młody i głupi. Ale ten odgłos miecza świetlnego w słuchawkach. To buzowanie Mocy... Potęga. Po prostu potęga.

Redakcja

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)