Gravity Rush - recenzja

Gravity Rush - recenzja

Gravity Rush - recenzja
marcindmjqtx
24.05.2012 15:01, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

Na europejską wersję "Gravity Rush" przyszło nam czekać kilka miesięcy. Przed premierą przez wielu była uważana za najlepszy tytuł na start Vity. Ciekawy, oryginalny pomysł i niecodzienne wykonanie zawróciły w głowie niejednemu posiadaczowi nowej przenośnej konsoli Sony. Ale czy gra faktycznie robi tak dobre wrażenie jak na zwiastunach? Nie do końca.

Ocena: 3/5 Fajny pomysł na rozgrywkę i ładna oprawa. Szkoda, że nie dograła fabuła, a próby zabawy z otwartym światem zepsuły dynamikę opowieści.

Jeśli kiedykolwiek graliście jakiś tytuł z gatunku japońskich RPG, to pewnie pamiętacie, że jednym z najmniej oryginalnych motywów wprowadzających do opowiadanej historii jest utrata pamięci przez głównego bohatera. Tak właśnie jest i tym razem - wcielamy się w Kat, śliczną, delikatną blondynkę, która nie do końca wie, dlaczego obudziła się na środku miejskiego placu, a obok niej stał czarny, specyficznie błyszczący kot. Z każdą kolejną chwilą dziewczyna staje się coraz bardziej zdziwiona samą sobą - okazuje się bowiem, że ma moc bawienia się grawitacją (ale tylko kiedy w jej towarzystwie jest kot), dzięki której potrafi między innymi latać. Z nowo nabytej umiejętności korzysta już na samym początku, ratując uwięzionego małego chłopca. Szybko okazuje się jednak, że nie każdy uważa ją za bohatera, a pojawienie się wrogo nastawionej Crow, dziewczyny o podobnych zdolnościach, nie ułatwia blondynce życia.

Ja latam Zdecydowanie najlepszym elementem „Gravity Rush”, który pozwala spojrzeć na gry typu TPP w trochę inny sposób, jest możliwość naginania praw grawitacji, pozwalającej Kat błyskawicznie przemieszczać się z miejsca na miejsce, szybując w powietrzu niczym ptak. Po wciśnięciu przycisku R dziewczyna niejako zawisa w powietrzu - należy wtedy wycelować znacznikiem w jakieś miejsce (za pomocą żyroskopu konsoli lub prawej gałki), a następnie wcisnąć ponownie przycisk R. Kat poszybuje do wyznaczonego celu, zawisając w powietrzu lub przyczepiając się do ściany lub sufitu. Całą zabawa grawitacją jest czasowo ograniczona i jeśli wyczerpie się umieszczony w lewym górnym rogu ekranu wskaźnik, kobieta spadnie. Jeśli widzicie, że kończy się grawitacyjny pasek, starajcie się znaleźć niebieskie kryształy, które wydłużają działanie mocy Kat. Przydaje się to szczególnie podczas pokonywania dużych odległości lub w trakcie powietrznych walk.

Bohaterka w trybie mocy grawitacyjnej nie tylko lata, ale także przyczepia się do absolutnie każdej powierzchni, na której wyląduje. Nie jest ważne, czy to ściana, czy sufit. Jedynie jej włosy będą nam sygnalizować, pod jakim kątem do podłoża stoimy. To pozwala pobawić się w Człowieka-Pająka, a trzeba Wam wiedzieć, że bieganie po ścianach sprawia frajdę. Oczywiście do czasu aż wyczerpie się pasek mocy (w trybie chodzenia po ścianach następuje to zdecydowanie wolniej) - wtedy Kat leci na łeb na szyję i... uderzając w ziemię, nic jej się nie dzieje, nie traci nawet zdrowia. Celowy zabieg, czy może mały błąd?

Brzydkie czarne plamy Czy jak wolicie - Nevi. To główni przeciwnicy Kat i będziecie co jakiś czas stawać z nimi w szranki. Jest ich kilka rodzajów, od małych, niezbyt groźnych stworków, przez większe, opancerzone, aż do bossów, na których trzeba znaleźć (na ogół łatwy i prosty, choć trochę monotonny i powtarzalny) sposób. Bijąc bezmyślnie w Nevi, raczej nie sprawicie, że zniknie. Każdy ze stworów ma jeden świecący punkt, którego atakowanie powoduje jego śmierć. Czasem łatwo do niego dotrzeć, innym razem wcelowanie bywa irytujące. Arsenał ataków blondynki nie jest przesadnie rozbudowany. Dysponujemy podstawowym atakiem, który wyprowadza się pojedynczym klawiszem (tylko na ziemi), oraz kilkoma rodzajami zdecydowanie silniejszych ataków grawitacyjnych. Kat może na przykład wykonać rozpędzone kopnięcie, które niejako drąży ciało ofiary, albo zebrać wokół siebie kamienie i nimi atakować przeciwnika. Jest jeszcze tworzenie specjalnego pola grawitacyjnego wokół bohaterki. Można w ten sposób złapać kosz na śmieci, czy inny pałętający się po mieście przedmiot, i cisnąć nim we wroga. Raczej średnio przydatna umiejętność.

Wrogowie, niezależnie od formy, nie należą do najinteligentniejszych stworzeń, więc nie powinniście się ich obawiać, jeśli są w pojedynkę. Problem sprawiają dopiero w grupie, gdyż zarówno atakują wręcz, jak i wystrzeliwują czerwone kulki. Z bossami jest gorzej - jeśli na przykład czułe punkty znajdują się na ciągle poruszających się mackach, to gwarantuję Wam, że próby przeprowadzenia celnego ataku będą nie lada frustrujące. Walka niestety nie jest najmocniejszym elementem „Gravity Rush”, szybko staje się monotonna i nawet świetnie wyglądające ataki grawitacyjne niespecjalnie ją ratują.

Budowanie mocy Na samym początku dysponujemy jedynie możliwością latania i wyprowadzenia najprostszego ciosu z powietrza. W trakcie wątku fabularnego odblokowują się kolejne umiejętności, w które za każdym razem wprowadza nas krótki samouczek. Podczas całej zabawy należy zbierać porozrzucane po lokacjach fioletowe kryształy, które następnie wymieniamy na ekranie rozwoju postaci. Ulepszycie tam zarówno podstawowe umiejętności władania grawitacją, jak i zdrowie czy siłę wykonywanych ataków. Warto inwestować kryształową walutę przede wszystkim w ataki grawitacyjne, które nie tylko uratują Wam życie w kryzysowej sytuacji, kiedy będziecie otoczeni przez hordę Nevi, ale również podczas starć z bossem. Takie na przykład kamienie mają samonaprowadzanie i potrafią zadać duże obrażenia. Grawitacyjny wślizg (jeśli trafiony) nieźle miesza w zdrowiu wroga. Trzeba jednak pamiętać, że aby wykonać mocny atak, należy odczekać aż się naładuje. W grze pojawiają się ponadto dodatkowe kostiumy, które można założyć w usytuowanym w kanałach „domu”. To również miejsce, gdzie można zapisać stan gry. Nie jest to oczywiście niezbędne, ponieważ po zaliczeniu zadania gra zapisuje się sama.

Otwarty świat Jestem zaskoczony sposobem poprowadzenia opowieści - spodziewałem się nieźle napisanego scenariusza, który będzie trzymał mnie w napięciu, rzucając od arcyciekawego do wciągającego zadania, a tymczasem twórcy postanowili przedstawić historię w zupełnie inny sposób. „Gravity Rush” to taka trochę piaskownica, gdzie główne zadanie fabularne pokazane są na mapie za pomocą czerwonego znacznika, a poza nim czekają na nas rozmowy z mieszkańcami oraz dodatkowe zadania, jak chociażby zabijanie przeciwników (im więcej, tym lepiej) lub zaliczanie kolejnych punktów kontrolnych w jak najkrótszym czasie (tu możemy natomiast sprawdzić i porównać nasze wyniki dzięki sieciowym rankingom). Owszem, możliwość zwiedzania miasta jest fajna, ale tylko przez pierwsze kilka minut. Cały system zaczyna irytować już w drugiej godzinie zabawy i konieczność przelatywania do kolejnego punktu fabularnego zabija dynamikę rozgrywki. A ta niestety nie jest tak duża jak w zachodnich produkcjach - tak, wiem, po japońskiej grze powinienem się spodziewać czegoś innego, ale i tak mnie to rozczarowało.

Gravity Daze 15 min gameplay [PS Vita]

Chciałbym napisać, że misje fabularne w „Gravity Rush” zaskakują nas za każdym razem i nie pozwalają się nudzić, ale tak niestety nie jest. Poleć do punktu A, przynieś coś do punktu B, ocal kogoś, kto dziwnym trafem znalazł się na szczycie budynku. Bardzo monotonnie wyglądają również duże misje, w których musimy uratować jakiś oderwany fragment miasta. Aby przywrócić go na swoje miejsce, należy pokonać hordy Nevi, które pojawiają się co kilka punktów kontrolnych. To były te momenty, kiedy ziewałem, zastanawiają się „długo jeszcze?”.  Miłą, choć trochę irytującą, odmianą są fragmenty, w których trzeba ślizgać się jak po torze wyścigowym i łapiąc kolorowe kryształy, dotrzeć do „mety”. Naciskamy wtedy dwoma palcami skrajne części ekranu vity, skręcamy, przechylając konsolę w któryś z kierunków, i podskakujemy, trzęsąc urządzeniem.

Fabularne zadania starają się budować logiczną całość, ale łatwo się w nich pogubić i po pewnym czasie nie za bardzo wiedziałem, dlaczego ratuję miasto i czemu w ogóle pojawiła się nad nim grawitacyjne burza, która zagraża mieszkańcom, dzieli miasto na części i wysyła w naszą stronę Nevi. Nie za bardzo umiałem się przez to utożsamić z bohaterką i jej opowieścią, a to dla mnie dość istotne w każdej grze.

Szyk i styl Bardzo podoba mi się natomiast stylistyka „Gravity Rush”. To taki trochę cel-shading, niepozbawiony uroku i urzekającej kolorystyki. Na samym początku zostaniecie zaatakowani różnymi odcieniami czerni i żółci, przeplatanymi z intensywną czerwienią. Wraz z odkrywaniem kolejnych części miasta kolorystyka ulegnie jednak zmianie - na przykład dzielnica, gdzie na każdym kroku spotkacie panie odpłatnie oferujące swoje wdzięki, będzie mroczna, ale intrygująca kontrastami ciemności i neonów. Świetnie wyglądają komiksowe scenki przerywnikowe. Poczujecie się właśnie jak podczas czytania komiksu - do kolejnych jego kart przeskakuje się bowiem, przesuwając palec po ekranie vity. Jeśli trochę przechylicie urządzenie, przechylą się również obrazki. Super.

Gra wygląda bardzo dobrze i działa płynnie, choć widać, że twórcy musieli pójść na pewne kompromisy. I tak na przykład oddalone budynki mają tylko niezwykle symboliczne obrysy. Pasuje to na szczęście do graficznej koncepcji gry, przesadnie nie odstaje od całości i nie psuje odbioru. Jeśli lubicie lekko jazzującą muzykę, to podłączcie słuchawki, bo ścieżka dźwiękowa może wpaść Wam w ucho.

Werdykt Chyba zbyt wiele obiecywałem sobie po „Gravity Rush” i konfrontacja z grą okazała się małym rozczarowaniem. Chodzi przede wszystkim o próby stworzenia namiastki otwartego świata, nie do końca wciągającą fabułę i bohaterkę, z którą nie potrafiłem się utożsamić. Nie zmienia to jednak faktu, że zabawa grawitacją i latanie nad budynkami niesie ze sobą masę frajdy. Trudno odmówić „Gravity Rush” oryginalności - zarówno pod względem rozgrywki, jak i oprawy. To solidny tytuł, przy którym można się nieźle bawić przez około 12 godzin (tyle trwa tryb fabularny). Dodajcie jeszcze do tego kilka godzin zaliczania zadań dodatkowych. Szkoda, że nie wszystko dograło, a gra nie dorównała moim najwyraźniej zbyt wygórowanym oczekiwaniom.

Ocena: 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka).

Paweł Winiarski

Data premiery: 13 czerwca 2012 Deweloper: Japan Studio Wydawca: Sony Computer Entertainment Dystrybutor: Sony Computer Entertainment Polska PEGI: 12

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor, Sony Computer Entertainment Polska.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)