God's Trigger - recenzja. Obcięty na diabła

God's Trigger - recenzja. Obcięty na diabła

God's Trigger - recenzja. Obcięty na diabła
Krzysztof Kempski
22.04.2019 14:00

Długą drogę przeszła produkcja One More Level od taniej kontrowersji aż do dobrej gry...

W momencie zapowiedzi w 2015 roku miała bowiem innego bohatera – wojowniczego księdza wypowiadającego krwawą wojnę wszelakiej przestępczości, również złu nie z tego świata. Na co część graczy była już w owym czasie szczególnie wyczulona. W końcu God’s Triggera obwieszczono tuż po tym jak przekonaliśmy się, że Hatred poza tanią sensacją nie oferuje jednak zbyt wiele.

Platformy: PC, PS4, XONE

Producent: One More Level

Wydawca: Techland

Data wydania: 18.04.2019

Wersja PL: Tak

Wymagania: Windows 7/8/10, Intel i5 2.3 GHz, 4 GB RAM, NVIDIA GeForce 560 GTX, 9 GB dostępnej przestrzeni.

Grę do recenzji dostaliśmy od wydawcy. Obrazki pochodzą od redakcji. Graliśmy na PC. Podczas testów jakimś cudem nie odpadł prawy trigger.

Podczas produkcji nieco ją jednak ugrzeczniono, zastępując księdza z kataną duetem bohaterów wyposażonych w drzewka umiejętności. I tak powstało kooperacyjne Hotline Miami.Podobnie więc jak w grze Dennaton Games obserwujemy świat z góry i wpadamy z rozpędu do kolejnych pomieszczeń, próbując oczyścić je z wrogów w taki sposób, żeby samemu nie oberwać. Jeden fałszywy ruch i zaczynamy od nowa, bo każde trafienie jest tu śmiertelne. By przeżyć, musimy kombinować w jakiej kolejności optymalnie będzie pozbywać się wrogów, a nawet kiedy wskoczyć do pomieszczenia, by np. zastać przeciwnika obróconego plecami i ułatwić sobie sprawę cichą eliminacją. Bo i skradanie jest tu obecne – służy jednak nie tyle rozwiązywaniu problemów, co rozpoczęciu starcia z bardziej uprzywilejowanej pozycji.Całkiem sporą rolę gra w God’s Trigger broń biała. Bohaterowie domyślnie mają do dyspozycji tylko katanę i łańcuch pozwalający atakować na dystans, pukawki pozostawiają po sobie natomiast polegli wrogowie. Często ostrze jest też po prostu skuteczniejsze – poprzedzając ciosy zmniejszającym dystans ślizgiem można szybko dopaść grupki wrogów i urządzić im jesień średniowiecza szybciej, niż celując w każdego po kolei. Przeciwnicy bowiem, z nielicznymi wyjątkami, także padają na ziemię po pierwszym trafieniu.

Zgodnie z oczekiwaniami, jest więc dość trudno, acz mimo wszystko prościej, niż w mocno bezlitosnym pod tym względem Hotline Miami 2. Przeciwnicy są nieco wolniejsi i mniej spostrzegawczy, a checkpointów jest więcej. Do tego niektóre pokoje możemy zwyczajnie pominąć. Oczywiście częste ginięcie wpływa później na ocenę końcową za dany etap – ale jeżeli nie macie ambicji złowić wszystkich osiągnięć, samo zaliczenie kampanii jest tu łatwiejsze, niż w grach Denatona. Czasami padniemy kilka razy w tym samym miejscu, ale nic nie sprawia, że z bezsilności chce się odłożyć grę do jutra.Jak już wspomniałem, bohaterów jest dwóch, a ich charakterystyki nie różnią się jakoś drastycznie. Bohater płci męskiej (ma też w grze jakieś imię, którego już nie pamiętam – trudno bowiem mówić o wybitnej narracji) biega domyślnie z dwoma katanami i umie wjeżdżać z buta w niektóre ściany, a postać kobieca (też jakoś tam się nazywa) wyposażona jest w nieco wolniejszy atak dystansowy. Zamiast klasycznego ślizgu ma natomiast teleportację, która pozwala przejść na drugą stronę płotu – oczywiście w wyznaczonych miejscach – czy bez uszczerbku ominąć wiązkę lasera.Mamy też wreszcie system rozwoju, pozwalający zmniejszyć obrażenia od ognia, wydłużyć zasięg dasha czy ataku albo sprawić, że w łapy wpadać będzie nam za każdym razem przeładowana broń. Na kolejnych poziomach doświadczenia wybieramy po prostu jeden z trzech atutów. Szkoda tylko, że punkty doświadczenia nie są wspólne – w efekcie grając oboma bohaterami po równo, żadnego z nich nie rozwiniemy w pełni podczas jednokrotnego podejścia. Z drugiej strony to gra do coopa, dostępnego także lokalnie, więc tam rozwiązanie to nabiera sensu.O scenariuszu powiedzieć można tyle, że zapewnia nam spore zróżnicowanie kolejnych map – ale to tyle pozytywów. Nasi dwaj łowcy muszą zabić czterech jeźdźców apokalipsy i… w sumie tyle. Który to już raz...Ten dość słaby scenariusz został jednak bardzo dobrze wyreżyserowany. Najmocniejszą jego cechą jest ciągła zmiana konwencji – jeden z jeźdźców handluje nowym rodzajem narkotyku, inny buja się po planie filmowym westernu, a kolejny kryje się w wyrwanych wprost z diablo lochach. Dzięki temu w każdym z pięciu aktów zwiedzamy odmienne lokacje i cały czas zasypywani jesteśmy nowymi typami przeciwników czy broni. Dzięki temu nieustająca akcja ani trochę nie męczy.W jednej chwili wpadamy do saloonu z rewolwerem, innym razem przemieszczamy się pociągiem towarowym, by po kilku kwadransach czuć się z kuszą niczym łowca demonów. Do tego urozmaicające klasyczną formułę sekwencje, gdzie chwytamy za miniguna, pojedynek ze snajperem czy bardzo fajny (choć dość umowny – przeciwnicy rozpływają się w powietrzu po dekapitacji) etap skradankowy. Do tego zamykające każdy akt walki z bossami… Dzięki sporej liczbie punktów kontrolnych nie są trudne, ale cieszy ich zróżnicowanie.Nie śledziłem więc losów bohaterów z zapartym tchem, ale jednocześnie przy grze cały czas trzymała mnie ciekawość, co też wymyślą twórcy w kolejnym etapie. Dzięki stałemu napływowi nowinek nawet nie czułem więc, kiedy minęło mi niezbędne do ukończenia przygody 10 godzin. Po napisach zostaje nam jeszcze nabijanie lepszych ocen czy rozgrywany na mapach z kampanii tryb arcade, w którym nie przejmując się scenariuszem staramy się dekapitować jak najbardziej stylowo kolejne zastępy wrogów. 50 złotych to zatem całkiem dobra cena w odniesieniu do zawartości.Gra nie od początku zrobiła jednak na mnie dobre wrażenie. Głównie z powodu nie najlepszej oprawy graficznej. Nie chodzi nawet o jakość tekstur, ale przede wszystkim dość nijaki styl. Mamy tu niby pełne 3D, ale pomimo pociągnięcia modeli cel-shadingiem, wydaje się to wszystko mocno przestarzałe. Przede wszystkim zaś jest nijakie i nie tworzy spójnej, jednolitej stylistyki. Przez to natomiast, obawiam się, pomimo dobrej zabawy szybko o tej grze zapomnimy.

Tym niemniej przez spędzone razem 10 godzin przyjemnie gimnastykowało mi się palce na padzie, uciekając w ostatniej chwili przed chmurami śrutu z dwururek czy wpadało na pełnym pędzie do pełnego wrogów pomieszczenia, celem urządzenia w jak najkrótszym czasie krwawej jatki. Mimo, że z powodu masy zgonów już po kilku etapach zdobyłem osiągnięcie za wykończenie 666 wrogów, nie zatrzymywałem się, pchany naprzód ciekawością, co będzie dalej. God’s Trigger nie jest monumentalnym, obowiązkowym dziełem, bez którego wasze postrzeganie branży będzie uboższe. Ale ciągłe obcowanie z geniuszem czasem się nudzi i na taką właśnie okazję omawiana tutaj gra sprawdzi się idealnie. Jeżeli poszukujecie przede wszystkim niezobowiązującej rozgrywki na wypełnienie kilku wieczorów – polecam serdecznie.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)