FIFA 18 - recenzja. Joga bonito

FIFA 18 - recenzja. Joga bonito

FIFA 18 - recenzja. Joga bonito
Maciej Kowalik
28.09.2017 16:36

Czy symulacja może być jednocześnie piękna i wierna?

Dobrze gra mi się w tegoroczną FIF-ę. Bardzo dobrze. Dostarcza meczów, na które liczy się, odpalając telewizor przed kolejną ligową kolejką czy meczami Ligi Mistrzów. To piękny futbol, podany zresztą równie pięknie. W prawie kompletnej paczce, z ogromniastym worem licencji na rozgrywki ligowe, kluby i reprezentacje, w którym znowu nie zabrakło rodzimej Ekstraklasy. Rany, gdyby kopacze z polskiej ligi grali tak, jak tu to już nigdy nie zasnąłbym na jej meczu.

Platformy: PC, PS4, Xbox One - tych wersji dotyczy recenzja. Oraz: Switch, PS3, 360

Producent: EA Canada

Wydawca: EA Sports

Dystrybutor: EA Polska

PL: napisy, komentarz

Data premiery: 29.09.2017

Graliśmy na Xboksie One S. Grę do recenzji udostępnił dystrybutor, zdjęcia pochodzą od redakcji.

Jeśli spojrzeć na osiemnastkę chłodnym okiem, można by powtórzyć te same zarzuty, co przy tegorocznym PES-ie odnośnie trybów, które stoją w miejscu. Zmiany są kosmetyczne i w dobie wciąż wzbogacanych popremierowo gier-usług, FIFA nie robi nic, by gry sportowe przestały wlec się w samiutkim ogonie tego trendu. Rocket League chlubnym wyjątkiem.Squad Battles w Ultimate Team to nowinka dla graczy, którzy widzą w tym trybie sens corocznego kupna gry, ale nie lubią gry w sieci. Rywalizujemy z zespołem stworzonym przez innego gracza, ale sterowanym przez SI. Sami wyznaczamy poziom trudności, decydujący o liczbie zdobywanych punktów, które przekładają się na globalny ranking. Są też drużyny, wyselekcjonowane przez prawdziwe gwiazdy, co jest dodatkowym smaczkiem, działającym tym mocniej im mniej wiosen za nami. Rozumiem to. Tę namiastkę korespondencyjnej rywalizacji z idolem i satysfakcję z rozwalenia jego jedenastki marzeń. Ale dla mnie to już za mało, bym znów pakował czas w Ultimate Team, które rok w rok trzeba zaczynać od zera, a różni się detalami.

W sezonach doszły interaktywne negocjacje przy transferach, które są fajne przy pierwszym i drugim razie, ale w kolejnych okazują się stratą czasu, byle tylko "poświecić" przed graczem modelami zawodników i trenerów, które dzięki Frostbite'owi wyglądają często świetnie.Fajną opcją jest możliwość obejrzenia w menu powtórek z najciekawszych meczów FUT z zeszłego tygodnia. Ale już tej opcji brakuje... opcji. Mianowicie w powtórkach z własnych meczów możemy włączyć "podgląd" taktyczny na przebieg akcji. Strzałeczki, kropeczki i linie zdradzają tam, co dokładnie robili w danym momencie gracze na padzie. W tych powtórkach meczów tego nie ma.

Ale mimo wszystko łatwiej przechodzi się do porządku dziennego nad stagnacją w FIF-ie niż w PES-ie. Powody są dwa. Pierwszy nazywa się Alex Hunter, który powraca w drugim rozdziale Drogi do sławy. Troszkę ciekawszym od pierwszego. Ma kilka dobrze napisanych i zagranych momentów, zabiera Huntera (czy tego chcemy, czy nie) w podróż po świecie, jednak w realizowaniu potencjału sportowych trybów fabularnych nie jest szczególnym krokiem naprzód. Ale przynajmniej jest, a Hunterowi można zmieniać fryzurę, więc... Cóż - konkurencja nie może tego powiedzieć o swojej grze.FIFA zbierałaby większe baty za zastój w trybach, gdyby nie była... FIF-ą. Gram w serię od wielu lat, znudziły mi się jej koronne tryby, a i tak rok w rok nie mogę wyjść z podziwu nad całą, napompowaną licencjami, otoczką i cienką granicą jaką oddzielona jest rzeczywistość od wirtualnego futbolu.Odpalając szybki mecz w jednej z lig, przed oczami widzimy tabelę z rzeczywistych rozgrywek. O tym, że identyfikacja wizualna meczu (zegar, prezentacja wyniku itp.) różni się w zależności od kraju wspominam tylko z przyzwoitości, bo to żadna nowość. Mnogość ujęć zapowiadających mecz, ciekawe smaczki przy hymnach reprezentacji czy powitaniu piłkarzy, którzy czasem się przytulą, czasem klepną, czasem podokazują; scenki rodzajowe z trenerami - to wszystko tworzy niesamowity klimat. Jeszcze zanim sędzia zagwiżdże po raz pierwszy, gracz jest już "w meczu".Jedyną, ale sporą, łychą dziegciu jest w tym wszystkim komentarz Szpakowskiego i Laskowskiego. Wstęp do meczu jeszcze daje radę, bo żyje ciekawostkami. Potem jest tylko gorzej. O ile rok temu narzekałem, że jest tak samo, to w tym roku naprawdę udało się popsuć komentarz jeszcze bardziej. Jego największą nowinką są nienaturalnie długo wyrykiwane przez Szpaka nazwiska piłkarzy stających przed szansą na gola. Nie wyobrażajcie sobie teraz tylko tego fajnego, energetycznego entuzjazmu, z jakim krzyczeć w takich sytuacjach potrafią np. komentatorzy hiszpańscy czy Marcin "Messi, Messi!, MESSI!!!" Grzywacz. Szpakowskiemu bliżej do rykliwego pijaczka pod stadionem. Co cierpliwsi zniosą może z 5 takich jego akcji. Więcej to już wstyd przed domownikami i lepiej komentarz wyłączyć lub przełączyć na inny język.

Ale jeśli ryk Szpakowskiego zaciekawi kogoś z otoczenia, to jest spora szansa, że FIFA zrobi z niego lub niej gracza. Nie tylko dlatego, że w grze wciąż wszyte jest maksymalnie uproszczone sterowanie, w którym wszystkie podania i strzały wykonuje się dwoma przyciskami.Napisałem, że FIFA 18 to piękny futbol, więc teraz wytłumaczę, że nie chodziło mi o oprawę. Choć ta też jest śliczna. A jeśli poruszamy się w obrębie najlepszych drużyn z najlepszych lig, to i modele postaci prezentują się lepiej niż rok temu. W części może to wynikać z faktu, że przesiadłem się na telewizor 4k, bo faktycznie - ostatnio wszystkie gry są dla mnie prześliczne...Ale wróćmy do tego piękna FIF-y, bo sprawa ma dwa dna. Odpowiedź na zadane w leadzie pytanie, o to czy symulacja może być jednocześnie piękna i wierna, jest bowiem... przecząca.

Futbol w FIF-ie 18 jest przepiękny. W zasadzie nie ma tu brzydkich bramek. Farciarskie? Owszem - sporo, ale brzydkiej jeszcze nie widziałem. Każdy strzał jest tu albo armatnim wystrzałem, albo pięknym, finezyjnym "ciasteczkiem". Każda parada bramkarza w normalnym świecie walczyłaby o interwencję kolejki. Gdy skrzydłowy zaczyna sprint, to biegnie jak do pożaru. Rozgrywana piłka wędruje jak po sznurku, by na koniec potężne i supercelne wysokie podanie mogło zdecydować o jej losie, gdy znajdziemy już gracza na wolnym polu. FIFA 18 to futbol galaktyczny, co rusz wzbudzający okrzyki zachwytu. Więc jest to też... futbol kompletnie nierealny, ultraofensywny, arcade'owy, w którym hokejowe wyniki są codziennością.Dobrze to czy źle? Zależy od gracza. W momencie, gdy mamy nastawioną na niuanse futbolu konkurencję, zręcznościowa FIFA zupełnie mi nie przeszkadza. Jak mówiłem na wstępie, gra mi się w nią świetnie. Ba, mam wrażenie, że sporo podpatrzono od zeszłorocznego PES-a w temacie dynamiki. Zawodnicy w grze EA dużo szybciej niż rok temu reagują na polecenia gracza.Do spółki z drobnymi animacjami prowadzenia piłki, tchnęło to nowe życie w pojedynki 1 na 1. A sterowanych przez SI obrońców mocno osłabiono. Trzeba bronić własnoręcznie, co wlewa sporo emocji w każdy mecz w sieci, który można rozpisać na wiele takich pojedynków 1 na 1. Analogowy sprint wreszcie się do czegoś przydaje, a przepuszczenie piłki między nogami zamiast ją przyjąć, sieje wielkie spustoszenie w obronie zaskoczonego przeciwnika. Wreszcie jest też z kim rozgrywać akcje w ataku. Sterowani przez SI kumple z drużyny nigdy tak chętnie i tak ciekawie nie wychodzili na pozycje. FIFA 18 ma więc to, czego zabrakło w poprzedniczce - wróciła frajda z rozrywania obrony przeciwnika na różne sposoby.

Może tylko szkoda, że wypuszczenie szybkiego skrzydłowego na wolne pole jest zabójcze, jeśli w porę nie zagonimy do niego defensora. A nawet wtedy skrzydłowy ma jeszcze w arsenale również wracające do łask minięcie z obiegiem, które - jak na swoją skuteczność - wymaga niewielkiego wyczucia czasu. Obrońca czasem może liczyć na to, że przepchnie przeciwnika, albo że sędzia nie zagwiżdże po tym jak go staranuje. Ale co zrobić, jeśli już nie ma szans go dogonić?Zastanawiam się, na ile tutejsze oblicze piękna futbolu wynika właśnie z ogromniastego wora wykupionych przez EA licencji. Chodzi o to, że piłkarze są w pewien sposób "uśrednieni" - ich statystyki nie mówią całej prawdy. Odpalając mecz Lecha z Legią, możecie liczyć na takie same torpedy zza pola karnego, rajdy i celne podania w uliczkę, co w przypadku el classico w Hiszpanii. Domyślam się, że licencja Ekstraklasy byłaby na nic, jeśli w grze mecze miałyby przypominać to, przy czym co tydzień przysypiamy, czekając na mecze innych lig.Ale... to nie wada. To po prostu świadomy wybór oblicza piłki nożnej, jakie chce się prezentować w swojej grze. Druga strona tego samego medalu co PES. Dużo bardziej atrakcyjna dla niedzielnego fana futbolu. I nie mam problemu z tym, że właśnie ten fan dostanie w tym roku fajniejszą grę niż rok temu. Pełną emocji i spektakularnych bramek. Przebogatą w tryby, które choć w większości się nie zmieniły, to są nieco przemalowane i opakowano je w licencje po mistrzowsku.Ja wybieram PES-a, bo wolę wierniejszą symulację sportu i jego taktycznych niuansów. Ale FIFA 18 to gra, która fanów serii EA nie ma prawa zawieść. A oni powinni dziękować za to, że w futbolu Konami jeszcze się trzyma. Bo dzięki mocnemu PES-owi, EA Sports nie musi już próbować robić gry dla każdego.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)