Endless Space 2 - recenzja. Gdy puzzle nie układają się w całość

Endless Space 2 - recenzja. Gdy puzzle nie układają się w całość

Endless Space 2 - recenzja. Gdy puzzle nie układają się w całość
Maciej Kowalik
01.06.2017 11:09, aktualizacja: 12.04.2018 10:59

Przy dużych strategiach w pewnym momencie trzeba powiedzieć sobie dość.

W przeciwnym przypadku człowiek siedziałby i z każdej strony oglądał wszystko, co twórcy dają do zabawy. A ja już nie mam siły się dłużej męczyć. Do Endless Space 2 siadałem bez znajomości pierwszej części. Brakowało więc nadziei, uprzedzeń, czy też skrzywienia tym, co Amplitude Studios stworzyło wcześniej. To kolejny kosmiczny 4X, który daje za zadanie wykreowania od podstaw międzygwiezdnego imperium - czysta klasyka: eksploruj, zasiedlaj, rozbudowuj i zniszcz.

Platformy: PC

Producent: Amplitue Studios

Wydawca: Sega

Dystrybutor: Cenega

Data premiery: 19.05.2017

PL: Napisy

Wymagania: i3 czwartej generacji/i5 drugiej generacji/ A6; 4GB RAM; Intel HD 4000 / AMD Radeon 5800 / NVidia 550Ti

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Obrazki pochodzą od redakcji.

Przyznam, że z samego początku nie było źle. Mimo braku rozwiązań rewolucyjnych, co rusz odkrywałem mechaniki dawno zapomniane lub zaimplementowane szczególnie dobrze. Weźmy na przykład rasy. Niby jest ich jedynie osiem, co wydaje się liczbą niemal śmieszną gdy spojrzy się w bezkres kosmosu, jednak każda z nich wyróżnia się na tle reszty. Nie chodzi jedynie o to, że dano mi wybór pomiędzy ludźmi a skoncentrowanymi na nauce wielkookimi, jajogłowymi obcymi - to byłoby zbyt standardowe. Mogłem poprowadzić do boju niby-szarańczę, która para się niewolnictwem, drzewopodobne stworzenia, oplatające pnączami całą galaktykę czy przybyszów z innego wymiaru mogących manipulować czasem i zwyczajnie budować swoją populację zamiast czekać na jej rozmnożenie.Każdy z wyborów na ekranie startowym jest prawdziwym wyborem - nie ogranicza się jedynie do zmiany lakieru na flocie wojennej. Zamiast tego każda z ras zupełnie inaczej patrzy na świat i na to, jak będzie go zdobywać oraz rozwijać kolejne planety. Powiedzieć, że to ożywczy powiew świeżości to mało - jak często bowiem w jednej grze można wybrać pomiędzy statkami kolonizującymi, arkami przenoszącymi całe populacje czy dbaniem o gigantyczne rośliny pozwalające na błyskawiczne zasiedlanie planet?

Takich smaczków, dotyczących nadawania kształtu mojego międzygwiezdnego imperium, znalazłem zresztą dużo więcej. Bardzo dobrze rozwiązany jest system stronnictw politycznych, które zyskują poparcie na podstawie tego, w jaki sposób rozwijamy planety oraz zależnie od decyzji podejmowanych w czasie zdarzeń losowych. Gdy przychodzi czas wyborów, to właśnie partie reprezentowane w senacie dają dostęp do ustaw zmieniających funkcjonowanie kosmicznego państwa. Najczęściej sprowadza się to do bardzo dużych zmian dotyczących produkcji, wydobycia czy nauki, ale zdarzają się też na przykład bonusy do zdrowia dla naszych statków kosmicznych czy inne ciekawostki.Mam pełną świadomość, że wspomniane przeze mnie “zmiany w produkcji” nie wywołają w nikim drżenia rąk i wołania: “Halina, wyciungaj zaskórniaki z poduszek, kupujemy Endless Space 2, takie to nowoczesne” - ale autorzy się postarali. Układy planetarne mogą generować kilkanaście różnych surowców, z czego każdy ma swoje konkretne zastosowanie w dalszej rozgrywce. Mimo takiego zróżnicowania nie miałem ani przez chwilę wrażenia, że jestem przytłoczony. Byłem wręcz szczęśliwy, bo brak pojedynczego zasobu nie powodował całkowitego paraliżu wszystkich struktur, a był doskonałym pretekstem do wypowiedzenia kolejnej “wojny o ropę”, w której niosłem demokrację moim sąsiadom.Bardzo dobrze działa tutaj mechanizm odkrywania kolejnych bogactw naturalnych. W miarę postępów naukowych naszej cywilizacji, jesteśmy w stanie odkrywać i eksploatować coraz to nowe surowce. Jednak jeśli chcemy - do pewnego stopnia można ten aspekt rozgrywki niemal zupełnie zignorować. W Endless Space 2 nie ma standardowego drzewka techniki, jest za to koło podzielone na cztery strefy - militarną, naukową, rozwoju imperium oraz handlową. Nic nie stoi na przeszkodzie skierowania wszystkich wysiłków na rozwój uzbrojenia i złupienia nieprzyjaciół z tego, co zdążyli wydobyć

Problem w tym, że wszystkie ciekawe rozwiązania nie składają się razem na wciągającą rozgrywkę. Gra fatalnie skaluje się na duże mapy. W pewnym momencie liczba planet do zarządzania po prostu przytłacza mikrozarządzaniem. I nie pomaga tutaj limit, którego przekroczenie powoduje spadki zadowolenia naszych obywateli, bo trzeba się naprawdę postarać, żeby go osiągnąć. Udaje się to dopiero bardzo późno, po pierwszej lub drugiej wygranej wojnie, gdy anektujemy układy planetarne przeciwnika. Wtedy nagle całkowicie trzeba skupić się na zadowoleniu obywateli, inaczej imperium popadnie w anarchię i kolonie zaczną się buntować.Rozwiązaniem nie jest także automatyczne zlecanie zarządzania produkcją na planetach, bo z racji unikatowości każdej z ras, i tak pewnych aspektów musimy doglądać sami - ogólny algorytm nie zawsze dobrze sobie radzi.

Pierwszych kilkadziesiąt tur to zwyczajna nuda. Poza odkrywaniem kolejnych układów planetarnych i męczącym wysyłaniu ekip badawczych na powierzchnie ciał niebieskich nie dzieje się absolutnie nic godnego uwagi. Co jakiś czas zdarzają się zdarzenia losowe lub małe zadania do wykonania, ale ich wpływ na nasz rozwój jest niestety żaden. Trochę zasobów albo mały kopniak do produkcji naprawdę nie sprawia, że nie możemy doczekać się kolejnych niespodzianek serwowanych przez grę. Równie dobrze możemy sobie radzić omijając większość z nich. Jedyną sytuacją, w której warto się na nich skoncentrować jest możliwość zyskania przewagi nad nadmiernie agresywnym sąsiadem. Ale mowa tu wtedy o mapie bardzo małej, gdzie wszystkie zasoby są na wagę złota. Poza tym - nuda i przeklikiwanie się do kolejnych tur.Nawet odkrycie innej cywilizacji niewiele tu zmienia. Z początku wszyscy są skoncentrowani na zajęciu jak największego kawałku gwiezdnego tortu, a wszelkie interakcje są ograniczone do minimum. Chciałbym powiedzieć, że później jest lepiej, ale tak źle i bezpłciowo zrealizowanej dyplomacji dawno nie widziałem.

Komputer rzadko wychodzi z jakąkolwiek propozycją, a dostępne działania dyplomatyczne są ubogie. Jasne, raz na jakiś czas zdarzał się jakiś cios w plecy od sąsiada, gdy akurat byłem zajęty walką z kimś innym, ale to za mało. Nie za bardzo rozumiem też dlaczego bardziej zaawansowane traktaty między rasami są dostępne dopiero po wynalezieniu bardzo zaawansowanych technologii. Autorzy wyszli z założenia, że pomimo faktu, że rasy bez problemu się ze sobą komunikują, to ich przedstawiciele są na tyle głupi, że wpaść na pomysł sojuszu mogą po setkach lat i przeczytaniu jakiegoś specjalnego manuskryptu?Gdy chodzi o działania militarne, mógłbym właściwie skopiować akapit o dyplomacji i zamienić kilka słów. System jest bardzo prosty, wykorzystujący mechanizm wzajemnie kontrujących się rozwiązań i kilku wielkości statków kosmicznych. Wiecie jakie rozwiązanie idealnie się sprawdziło w moim przypadku? Wrzucałem wszystkiego po trochę i po analizie sił przed walką wybierałem taktykę, która powinna zapewnić zwycięstwo. I zwykle zapewniała. Moje postępowanie może wydać się lekkomyślne, ale niestety - na hardzie gra nie dostarczała absolutnie żadnego wyzwania i całkowicie marnowała ciekawą mechanikę.

Komputer nie potrafił wyprowadzić ani jednego skutecznego ataku, ani razu też nie zdobył żadnej z moich planet, nawet tych słabo bronionych. Przede wszystkim dlatego, że kwestia inwazji na kolonie ogranicza się do wybicia wszystkich obrońców z orbity, co trwa zwykle kilkanaście tur. Przez ten czas spokojnie byłem w stanie zorganizować potężne siły uderzeniowe, które dosłownie zmiatały wrogów bez żadnych strat. Nie wymaga to zbytniego zmysłu taktycznego, a jedynie odpowiedniego zaplecza produkcyjnego. Ale sztuczna inteligencja nie była w stanie odpowiedzieć takim samym manewrem, nawet wciąż kontrolując swoje najbardziej rozwinięte, a więc najszybciej produkujące, planety.Przeczytaj: Stellaris - recenzja.Alternatywą do anihilacji obrońców z orbity są bitwy naziemne, na które mamy jeszcze mniejszy wpływ. Niby wojska podzielone są na trzy typy - piechotę, czołgi i lotnictwo - które można ulepszać, ale nie produkujemy ich bezpośrednio, a jedynie ustalamy odgórnie, jaką część naszej armii ma stanowić każda z części. Co ciekawe, nawet jeśli nasza cywilizacja dysponuje technologią potrafiącą zakrzywiać czasoprzestrzeń, a podróże międzyplanetarne są tak powszechne jak jazda na rowerze - żeby dołączyć lotnictwo do inwazji jesteśmy zmuszeni wynaleźć bardzo zaawansowaną technologię. To czym wcześniej przemieszczałem armie pomiędzy planetami - gołębiami pocztowymi?Gra Amplitude ma bardzo mocno konkurencję, w której cieniu wypada blado. Bo gdzie jak gdzie, ale to właśnie w międzygalaktycznych czwóriksach brakuje miejsca na błędy - gdzie indziej można by jeszcze nadrobić grafiką. A tu? W końcu na ile różnych sposobów można pokazywać kosmos? Zresztą ważniejsze są nie fajerwerki wizualne, a sposób, w jaki użytkownik nawiguje po całej plątaninie danych. Nie wszystko zostało dopięte na ostatni guzik - interfejs użytkownika bywa nieczytelny i momentami wymaga naprawdę dobrej znajomości tego, co oferuje nam gra, żeby dostać się do najbardziej ukrytych funkcji. Co z tego, że galaktyka wygląda pięknie, jeśli przez kilka minut będziemy szukali tego diabelskiego menu, w którym można ustawić faworyzowane rasy w naszym imperium?Jest też sporo błędów, z czego część bywa mocno denerwująca. Czasami czas trwania danej akcji lub liczby nie zgadzają się z rzeczywistością. W końcu co za różnica, czy anarchia podczas zmiany ustroju potrwa pięć czy dziesięć tur? Irytowało mnie też, że nie mogłem wyłączyć autootwierania się raportu o inwazji naziemnej, będącego czymś, co mogło spokojnie poczekać na swoją kolej. Na polską wersję językową spuszczę zasłonę milczenia - jest bowiem polskawa, pełna wyrazów angielskich lub zdań sformułowanych w sposób utrudniających jednoznaczne zidentyfikowanie, o co tak naprawdę w danym momencie chodzi.

Endless Space 2 to gra, której nie ratuje nawet genialny soundtrack. Muzyka jest naprawdę świetna i pozwala w pełni wczuć się w klimat nieskończoności gwiazd. Ale niestety - bądźmy szczerzy - nie zrobi z całości nagle arcydzieła.Nie polecam tego tytułu nie dlatego, że jest niesamowicie zły. Jest zwyczajnie nudny, a ten gatunek oferuje wiele lepszych alternatyw. Może nie poszczycą się tyloma nowościami w kwestii mechaniki, ale sam proces rozbudowy imperium czynią dużo bardziej dynamicznym i wciągającym. Ocena nie zamyka się w jednej gwiazdce przede wszystkim dlatego, że jednak trochę plusów udało mi się znaleźć - no i jeśli ktoś preferuje mniejsze mapy i szybsze tempo, cała zabawa nabiera dynamizmu. Dodatkowo Amplitude Studios przygotowało naprawdę dobry tutorial, przez co ich tytuł jest przystępny nawet dla osób, które wcześniej nie bawiły się w inne czwóriksy.Mimo tych kilku plusów, chętnie żegnam się z Endless Space 2 i głęboko wątpię, żebym dał tej grze kolejną szansę. Szczególnie jeśli sobie przypomnę, że podczas jednej z rozgrywek trafiłem na buga, który uniemożliwił mi kontynuowanie zabawy i na wieczność pogrążył moje kosmiczne imperium w niebycie. Ale z drugiej strony - może to i dobrze?

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)