Ej, a graliście w... Medievil [TEKST CZYTELNIKA]

Ej, a graliście w... Medievil [TEKST CZYTELNIKA]

Ej, a graliście w... Medievil [TEKST CZYTELNIKA]
marcindmjqtx
24.07.2015 16:07, aktualizacja: 15.01.2016 15:36

Sony zawsze miało nosa do platformówek. W konsoli Playstation biegały takie sławy jak Rayman, Spyro, czy Crash Bandicoot, bawiąc całe pokolenie graczy razem z ich przyjaciółmi i rodzinami. Na konsoli następnej generacji także można było spotkać wiele osobistości pamiętanych do dziś, ale na moim szczycie podium plasuje się pewien kościsty, fajtłapowaty jegomość, który poprzez brak szczęki przez cały czas trwania swoich przygód nie mógł wypowiedzieć ani słowa. Pamiętacie jeszcze Sir Daniela Fortesque?

Gdy niewyróżniający się niczym szczególnym pododdział Sony o nazwie SCE Cambridge został poproszony o zrobienie swojej ostatniej, pożegnalnej gry przed rozwiązaniem studia, nikt nie pomyślał, że da światu produkcję tak oryginalną, przepełnioną magią i humorem, która porwie ponad 400 tysięcy ludzi (co oznaczało wydanie gry w prestiżowej, platynowej edycji) i na zawsze wpisze się w annały kultowego szaraka. Tak, tą grą jest Medievil z 1998 roku.

Najpierw dopadłem demo, które rozłożyłem na czynniki pierwsze i zawsze z niewysłowionym smutkiem patrzyłem, jak przed walką ze Szklanym Demonem ekran się zaciemnia i wersja demonstracyjna się kończy. Były to same początki XXI wieku i internet był gdzieś tam u wybranych, a w sklepach sprzedawano dwie gry na Playstation na krzyż. Nie pozostawało nic innego jak dalej uruchamiać w napędzie czarną płytkę i cieszyć się tym, co jest.

Nagle, od kogoś dowiedziałem się, że taki a nie inny ma ponoć pełną wersję tego bóstwa. Przez pośredników odnalazłem szczęśliwca i w wyniku wielu perypetii zgodził się pożyczyć mi pełną wersję. Do domu biegłem sprintem, jakiego nigdy nie mogłem wykrzesać z siebie na lekcjach wuefu. Odpaliłem pachnący dysk z pięknie na nim wytłoczoną ilustracją (nie była to jeszcze platynowa wersja) i zacząłem grać. Szybko pokonując znane doskonale pierwsze poziomy w końcu stanąłem przed stworem wyskakującym z witraża i z drżeniem serca czekałem, czy ekran jak wcześniej się wygasi, czy też stoczę z nim walkę. Nie wygasł.

Medievil

Cóż to był za bój - pokonany demon padł na kolana, rozsypał się na setki kawałków a z jego serca wypadł klucz, który otwierał przede mną wrota upiornej, pięknej, pomyleńczej i komicznej krainy Gallowmere.

Ludzie ze studia Cambridge stworzyli nieprawdopodobny świat w stylu halloweenowych filmów Tima Burtona, w którym czekała autentyczna groza gotyku, podlana swego rodzaju przaśnością i czarnym humorem, dając mieszankę wybuchową. W grze wcielaliśmy się w poległego (sic!) rycerza Królestwa Gallowmere, który zginął w bitwie od pierwszej strzały. Jakiś czas później zły czarnoksiężnik Zarok odnalazł księgę, dzięki której ożywił wszystko co było zakopane od dłuższego czasu w ziemi i zapanował chaos. Nasz przyjaciel także ożył i kto jak nie on miałby przywrócić stary porządek i ład.

Medievil

Gameplayowo Medievil to pozornie nic szczególnego - ot, biegamy kościejem z mieczem, tudzież toporem/młotem czy łukiem i ciachamy, miażdżymy, strzelamy. Co zatem spowodowało, że ta gra, choć po prawdzie trochę niedoceniona (maskotką Sony został pewien jamraj i smok), obrosła w pewnych kręgach ogromnym kultem i do dziś jest wspominana z łezką w oku?

Jak dla mnie była to wyobraźnia twórców i sposób, w jaki za pomocą techniki z późnych lat 90. przenieśli ją na pierwszą konsolę Sony. Wierzcie lub nie, ale Medievil to jedna z niewielu wtedy gier z pełnym 3D. Zazwyczaj oglądało się akcje z boku, a tu penetrujemy zakątki poziomów jak chcemy. W połączeniu z genialną wtedy grafiką, która wzbudza zaciekawienie nawet do dziś, dało to niesamowity efekt.

Ponadto kreatywność Brytyjczyków - stworzyli zakręcone, pełne tajemnic i klimatu krainy: zwiedzamy cmentarze (jakże by inaczej :), upiorne pola kukurydzy, zakład psychiatryczny i surrealistyczny ogród z zagadkami, czy skąpane w deszczu miejsce dawnej bitwy gdzie nasz bohater poległ. Jest nawet latający statek piracki, a zmniejszeni przez wiedźmę, gubimy się w ciemnych i przerażających korytarzach mrowiska (jak dla mnie jeden z najbardziej odjechanych i psychodelicznych poziomów w grach komputerowych, przed którym zawsze miałem autentycznego stracha) i wiele, wiele innych, równie pomysłowych i tajemniczych. Lokacje są pełne niebezpieczeństw lecz co chwilę coś absorbuje naszą uwagę i zmusza do eksploracji.

Medievil

Już zawsze będę pełen uznania dla ludzi, którzy w czasach tak ograniczonych środków potrafili stworzyć tak znakomicie zaprojektowane poziomy. Każdy różni się od poprzedniego, ma inny nastrój, charakter i własne tajemnice do odkrycia. Czasem  trzeba pogłówkować. Świetnym pomysłem było dodanie odległego tła na którym gdzieś hen daleko świecą się nieliczne punkty świateł, co dodaje grze ciekawy efekt przestrzeni skrytej w nieprzeniknionym mroku.

Historię Gallowmere poznajemy też z ksiąg poustawianych w różnych miejscach, a co jakiś czas spotykamy "gadającą głowę", która daje nam instrukcje i objaśnia niuanse. Nie można zapomnieć również o muzyce. Duet kompozytorów Paul Arnold i Andrew Barnabas skomponowali ścieżkę dźwiękową która potrafi przestraszyć, rozśmieszyć czy też kazać zadumać się nad tą dziwną krainą, którą przemierzamy. Od chóralnych zaśpiewów rodem z zaświatów, przez wesolutkie plumkanie gdy jesteśmy w weselszej lokacji czy tez delikatne, tęskne utwory klawiszowe. Mistrzostwo.

Wracając do rozgrywki - na każdej planszy musimy odnaleźć wyjście, pokonać przeciwników, rozwiązać zagadki i zdobyć Kielich. Cóż to za ustrojstwo? Otóż na każdym poziomie jest ukryty unoszący się nad ziemią przezroczysty kielich. Po prostu. W górnej części ekranu mamy wskaźnik, który musimy wypełnić do 100% zabijając przeróżne kreatury i wtedy owe naczynie materializuje się, i możemy je złapać. Gdy mamy kielich, zagadki rozwiązaliśmy i dziarsko wychodzimy ku następnej lokacji jesteśmy teleportowani do tak zwanej Hall of Heroes. To sporych rozmiarów izba, gdzie ucztują dawni, polegli bohaterowie Gallowmere. Pod ścianami stoją ich pomniki, gdzie po zdobyciu kielicha możemy z nimi porozmawiać.

Medievil

Dawni herosi stanowią tło fabularne. Często ironicznie odnoszą się do naszych poczynań, dowcipkują z nami lub dają ostrzeżenia. Na koniec zawsze ofiarują nam broń, która będzie siała strach i zniszczenie wśród miejscowej fauny. Energetyczny młot, emanujący niebieską energią wielki miecz czy łuk z magicznymi strzałami - to wszystko daje niesamowitą radość z tej prostej przecież rzezi i gna nas naprzód.

A ciachać jest co - od pospolitych umarlaków (spod ziemi wysuwa się trumna i wyskakuje truposz, genialne), po dyniostwory, gnomy, strachy na wróble, czy nawet ożywione elementy ogrodu botanicznego. No i bossowie - wielkie, epickie kreatury albo małe i przebiegłe stworzenia - do wyboru, do koloru. Do tego gra ma satysfakcjonujący poziom trudności i odpowiednią długość, ale to standard większości gier na Playstation.

Medievil dał mi tak ogromne, jak na grę wideo, spektrum emocji, że dziś darzę go swoim osobistym kultem. Pamiętam, jak podczas ferii zimowych codziennie o szóstej rano budziłem się i nie posiadając karty pamięci zaczynałem nową zabawę. Po sześciu godzinach dochodziłem do pewnego etapu i ginąłem. I musiałem zaczynać od początku. Kląłem, miałem gry dość, ale świadomość, że gdzieś za tym etapem są jeszcze inne krainy, stwory i te wszystkie różne niesamowite rzeczy sprawiała, że codziennie zaczynałem od nowa.

Albo jak utknąłem w pewnym miasteczku gdzie ludzie zostali zahipnotyzowani przez Zaroka, i przez pół roku próbowałem rozgryźć jak z tej cholernej mieściny się wydostać. Dużo było tak zapadających w pamięć momentów.

Potem oczywiście kupiłem "memory carda" i grę skończyłem dziesiątki razy. A potem na emulatorze na komputerze. I zawsze oglądając końcowy, renderowany filmik, czułem, że pomogłem temu gapowatemu szkieletowi wykonać swoją misję, zdobyć własny pomnik w Hali Bohaterów i udać się na zasłużony spoczynek.

Medievil dał mi wszystko czego mogłem oczekiwać od elektronicznej rozrywki - śmiech, strach, zdziwienie czy zadumę. I pomyśleć, że gra ma już siedemnaście lat. Genialna robota, Panie i Panowie z Sony Cambridge. Medievil to symbol moich młodych i beztroskich lat z Danielem Fortesque jako przyjacielem.

Dwa lata później ukazał się Medievil 2 i znów pokazał klasę. Z dziwacznego średniowiecza przeniósł się w czasy londyńskiej rewolucji przemysłowej i potwierdził umiejętności twórców, będąc znakomitym sequelem. W 2005 roku powstał remake na PSP Medievil Resurrection, będący liftingiem jedynki. Otrzymaliśmy grę przyjemną, lecz tylko tyle - nie posiadała jednak duszy pierwowzoru. Jak na razie o trzeciej części cicho i głucho, i niestety obawiam się, że marka uległa zapomnieniu.

Z jednej strony to źle, bo dwie części były świetne, ale czy sympatycznemu kościejowi nie należy się już wieczny odpoczynek, skoro dwa razy w wielkim stylu uratował już świat? Czy może Daniel i w tych czasach pokazałby, że nieważne stare kości, tylko młody duch?

Kamil Przytomski

--

Ej, a graliście w..." to nasz wakacyjny cykl, w którym będziemy blogować o grach, o których chcemy Wam coś opowiedzieć. Mogą być stare, mogą być nowe, mogą być świetne, a mogą okazywać się też crapami. Grunt, że zmusiły nas do podzielenia się z Wami historyjką.

A może i Was zachęcą do podobnych opowiastek? Śmiało. Ślijcie je na kontakt@polygamia.pl Może trafią na stronę.

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)