Dracula: Zmartwychwstanie (druga opinia)

Dracula: Zmartwychwstanie (druga opinia)

marcindmjqtx
13.09.2001 17:16, aktualizacja: 21.12.2015 12:23

Jedna chwila wystarczyła, by zburzyć spokój zbudowany z takim trudem. Po siedmiu latach od owych straszliwych wydarzeń, Dracula znów wkroczył w nasze życie. Obudził się w dalekiej Transylwanii i przywołał Minę do siebie. Tym razem potwór będzie ostrożniejszy, nie da się już tak łatwo powstrzymać. Jego celem jest zdobycie mojej żony.

Dracula: Zmartwychwstanie (druga opinia)

Tomasz Lustyk

Jedna chwila wystarczyła, by zburzyć spokój zbudowany z takim trudem. Po siedmiu latach od owych straszliwych wydarzeń, Dracula znów wkroczył w nasze życie. Obudził się w dalekiej Transylwanii i przywołał Minę do siebie. Tym razem potwór będzie ostrożniejszy, nie da się już tak łatwo powstrzymać. Jego celem jest zdobycie mojej żony.

A może raczej - „naszej żony”, gdyż tym razem, dzięki grze „Dracula: Zmartwychwstanie”, hrabia z Transylwanii zadarł z całą rzeszą graczy. Bohater kultowej powieści Brama Stokera, która doczekała się kilku udanych ekranizacji filmowych, m.in. głośnego filmu Francisa Forda Coppoli, ów smutny pan ze śmiertelnie bladą cerą, nieraz pojawiał się w grach komputerowych. Lada dzień pojawić się mają nie jedna, lecz dwie gry o niemal identycznym tytule. Aby uniknąć pomyłki, śpieszę z wyjaśnieniem. Dracula: Zmartwychwstanie to gra stricte przygodowa, zbliżona konceptem do Myst , choć zrealizowana z niewątpliwie mniejszym rozmachem. Fabuła jest dość niejasna. Jonathan Harker wyrusza do zamku demonicznego hrabiego w poszukiwaniu zaginionej żony. Przypuszczalnie została ona uprowadzona. Zresztą, od czasu poprzednich przeżyć w Transylwanii nigdy nie wróciła do siebie. Dręczące ją przeczucia i koszmarne sny, przez ostatnich siedem lat uśpione, odżyły z dawną siłą. Po ostatnich wydarzeniach raczej nie można mieć wątpliwości, że to Dracula ją wzywał. Tym razem wampir, nauczony bolesnymi doświadczeniami, jest znacznie przebieglejszy. Zaszył się w głębi swego mrocznego zamczyska, drogę zaś opanowały zbrojne bandy jego ludzkich pomagierów. Po przebyciu połowy Europy, pokonaniu niebezpiecznych mórz i trudów bezdroży Siedmiogrodu, Jonathan staje przed pozornie niemożliwym do pokonania problemem: jak dostać się do środka posępnego zamczyska?

Mrok jest w nas i wokół nas

Ponieważ Dracula: Zmartwychwstanie jest grą przygodową, odpadają metody, na jakie zdecydowałaby się większość normalnych ludzi: wspinaczka po urwisku, kupno czaru teleportacji u cyganki lub zapicie się na śmierć w przydrożnej karczmie. Zamiast tego, nasz Jonasz zmuszony jest podążyć krętą ścieżką wyobraźni programistów. Podążyć ścieżką - oto zwrot dobrze obrazujący fabułę. Akcja jest całkowicie liniowa, od początku do końca zaplanowana. Przyznam szczerze, że w epoce wielowątkowych przygodówek, o kilku alternatywnych zakończeniach, robi to wrażenie kroku wstecz. Wróćmy jednak do gry. Pierwszym zadaniem jest dowiedzieć się, gdzie jesteśmy. W tym celu kierowany przez nas Jonathan udaje się do pobliskiej karczmy, gdzie napotyka szynkarkę, która... I tak się zabawa toczy. W miarę upływu czasu zdobywamy wiele mrocznych informacji o przeszłości hrabiego Draculi. Pojawiają się elementy prasłowiańskich wierzeń, sporo magii i oczywiście więcej wampirów. Fabuła, mroczna jak dusza scenarzysty, który ją wymyślił, wciąga i umiejętnie podsyca atmosferę strachu. Mimo, że gra jest całkiem statyczna, nieraz obawiałem się, czy za kolejnym rogiem nie wyskoczy na mnie coś potwornego.

Sam mrok nie wystarczy...

Grając w Dracula: Zmartwychwstanie nie mogłem pozbyć się wrażenia, jakbym już doświadczył czegoś bardzo podobnego. I nie mówię tu o włóczeniu się po lochach w poszukiwaniu żony. Miałem wrażenie, jakby gra była wypadkową wszystkich klasycznych przygodówek, które przyszło mi przechodzić. Do tego wrażenia przyczyniły się na pewno napotykane zagadki: proste, nie wymagające dłuższego zastanowienia. Niemal wszystkie sprowadzały się do odnalezienia w jednej lokacji jakiegoś przedmiotu i wykorzystaniu go kilka ekranów dalej. Nie pojawiły się natomiast znane z Myst czy Shivers łamigłówki logiczne. Poziomu trudności nie komplikuje też mała liczba dostępnych przedmiotów oraz osób, z którymi można porozmawiać. Szczególnie tych ostatnich da się policzyć na palcach jednej ręki. Miło wspominam natomiast doznania audiowizualne. Grafika co prawda nie zachwyca feerią kolorów, jednak wespół z oprawą dźwiękową dopełnia mrocznego klimatu gry. Inna sprawa, że w paru miejscach ciemne lochy zamczyska Draculi i las nocą męczyły mnie, zlewały się w jedno tło, a panujący półmrok utrudniał odnajdowanie drogi i przedmiotów. Szkoda też, że autorzy zapragnęli zaoszczędzić sobie pracy nad enginem i ograniczyli ilość miejsc, do których bohater może się udać, wprowadzając z góry określone ścieżki poruszania się. To marne, według mnie, posunięcie, nieustannie przypominało o liniowości gry. Na szczęście, monotonię snucia się z góry wytyczonymi drogami autorzy osłodzili możliwością dowolnego rozglądania się wokół siebie. Pełnia księżyca w ośnieżonej puszczy i widok niedostępnych murów zamku Draculi naprawdę mnie oczarowały.

Refleksja...

Dracula: Zmartwychwstanie nie jest grą złą. Nie ma w niej rażących błędów, które zaniżają ocenę. Lecz poza mrocznym klimatem oraz tematyką rzadko przez twórców gier poruszaną, nie widzę też elementów, które mogłyby ocenę podwyższyć. Myślę, że to dobra gra dla młodszych maniaków elektronicznej rozrywki, rozpoczynających spotkanie z grami przygodowymi. Jednak weterani Małpiej Wyspy czy serii Sierry nie znajdą w niej niczego nowego. Za tą cenę wolałbym chyba wrócić do kilku wiecznie młodych klasyków...

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)