„Devastation": Wyzwolenie na śmietniku

„Devastation": Wyzwolenie na śmietniku

marcindmjqtx
05.05.2003 15:00, aktualizacja: 08.01.2016 13:12

Jak będzie wyglądało San Francisco za kilkadziesiąt lat? Stosy ruin i śmieci plus laboratoria demonicznej Wielkiej Światowej Korporacji. W tej scenerii rozgrywa się akcja „Devastation”

Jak będzie wyglądało San Francisco za kilkadziesiąt lat? Stosy ruin i śmieci plus laboratoria demonicznej Wielkiej Światowej Korporacji. W tej scenerii rozgrywa się akcja „Devastation”

Wyzwolenie na śmietniku

Jak będzie wyglądało San Francisco za kilkadziesiąt lat? Stosy ruin i śmieci plus laboratoria demonicznej Wielkiej Światowej Korporacji. W tej scenerii rozgrywa się akcja „Devastation”

„Devastation” to jedna z tych gier, których producenci powinni zająć się raczej marketingiem niż tworzeniem oprogramowania. Długie oczekiwanie na premierę i starannie kontrolowane przecieki do mediów podsycały emocje fanów. Kiedy w końcu gra trafiła do sklepów, okazała się dość przeciętną strzelaniną z kilkoma oryginalnymi pomysłami.

Historia jest następująca: w XXI wieku świat opanowała gigantyczna korporacja. Firma zaczęła od produkcji oprogramowania, ale wkrótce zaczęła kontrolować wszystkie właściwie dziedziny życia. Przeciw totalitarnej dyktaturze powstała garstka rebeliantów. Zarówno nazwą korporacji, jak i ruchu oporu nie warto sobie zawracać głowy - jedyną rzucającą się w oczy cechą obsady jest to, że główny bohater - nasze komputerowe alter ego - wygląda kubek w kubek jak Eminem.

Scenariusz jest trywialny i sztampowy. Niestety, większa część scenografii także. Dzielni rebelianci walczą m.in. w zrujnowanym laboratorium, podziemnym systemie tuneli oraz opuszczonym więzieniu na wyspie. Wszystkie takie miejsca każdy fan komputerowych strzelanin zwiedzał już wielokrotnie - i te, które zobaczy, grając w „Devastation”, wywołają u niego co najwyżej znudzone ziewnięcie.

Podobny brak oryginalności trapi także techniczne rozwiązania w grze. Autorzy gry reklamowali nowatorski system fizyki w grze, która miała do złudzenia naśladować tę, z którą mamy do czynienia w tzw. prawdziwym życiu. Świat „Devastation” miał być pełen przedmiotów, które można dowolnie przesuwać czy niszczyć (w większości strzelanin jest to mniej lub bardziej statyczna makieta). Co wyszło z tych zapowiedzi? Świat pełen śmieci. Na każdym poziomie gry pełno jest starych butelek, puszek, skrzynek, zardzewiałych beczek i innych takich drobiazgów. Rzeczywiście, można je przesuwać. Rzeczywiście, można je niszczyć. Ale po co? Ich obecność nie ma żadnego uzasadnienia w grze i do niczego ich nie można wykorzystać. Ile pustych butelek można odstrzelić dla frajdy? Dziesięć? Pięćdziesiąt? Bo chyba nie pięćset. Co więcej, większe przedmioty - takie jak stare beczki czy połamane krzesła - przesuwają się zbyt łatwo, co nie tylko jest mocno nienaturalne, ale w dodatku czasami utrudnia grę. Zdarza się, że bohater lub jego towarzysze blokują w drzwiach przesunięte przypadkiem krzesło. Pierwszym zadaniem nowego rządu po rewolucji powinno być posprzątanie tego bałaganu.

Z towarzyszami rewolucjonistami mamy zresztą osobny problem. Autorzy gry zdali sobie sprawę, że nawet klon Eminema nie byłby wiarygodny, obalając światowy rząd w pojedynkę. Do boju na śmierć i życie z tyranią podąża więc kilkuosobowa grupa bojowników (razem wyglądają jak grupa skejtów uzbrojona w karabiny maszynowe). Naszymi towarzyszami steruje komputer. Robi to jednak niezbyt dobrze. Pół biedy, że czasami nie potrafią wyjść przez drzwi albo zawieszają się, biegając w kółko wokół schodów. Przeciwnicy są jeszcze głupsi. Niestety, wróg ma przewagę liczebną. Nasi herosi nierozważnie często wystawiają się na ogień nieprzyjaciela, a śmierć dowolnego członka drużyny kończy grę. Czasami można wydawać rozkazy towarzyszom - wtedy najpraktyczniejsze rozwiązanie to zostawienie ich gdzieś w bezpiecznym miejscu i wystrzelanie przeciwników w pojedynkę. Nie zawsze jednak jest to możliwe - i wówczas skazani jesteśmy na niebywałą frustrację, bo któryś z tych bałwanów zawsze się gdzieś zawieruszy i pozwoli zastrzelić w jakimś ciemnym kącie.

Byłoby jednak przesadą twierdzić, że „Devastation” to nieoryginalna fuszerka. Gra trzyma niezłe, szybkie tempo. Wygląda też przyzwoicie - trójwymiarowa grafika na „silniku” graficznym Unreal Tournament prezentuje się może nie rewelacyjnie, ale nigdy nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu. Zwolennicy strzelanin docenią ogromny arsenał, którym dysponujemy. Od liczby rodzajów strzelb, obrzynów, karabinów, pistoletów maszynowych i zwykłych może zakręcić się w głowie. Wszystkie też wyglądają odpowiednio futurystycznie, a niektóre nawet brzmią jak należy. „Łatki” opublikowane przez producenta umożliwiają też wygodne granie w „Devastation” w sieci - co w pierwszej handlowej wersji gry było trudne z powodu licznych błędów. W „Devastation” można zagrać, jeżeli komuś nie znudziło się jeszcze obalanie totalitarnych rządów. Ja zaczekałbym jednak na przecenę.

„Devastation”

Producent: Arush Entertainment

Dystrybutor: LEM

Minimalne wymagania: PC Pentium III 700MHz, 256 MB RAM, akcelerator graficzny z 32 MB RAM

Cena: 99 złotych

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)