Codename: Outbreak

Codename: Outbreak

marcindmjqtx
18.11.2003 08:00, aktualizacja: 08.01.2016 13:01

Świat rzeczywiście musiał się zmienić, skoro rosyjscy programiści werbują do walki w obronie USA.

Codename: Outbreak

Świat rzeczywiście musiał się zmienić, skoro rosyjscy programiści werbują do walki w obronie USA.

Codename: Outbreak

Sentyment do kolektywu

Przeszłość wciąż jednak powraca jak upiór, bo robią to jakby bez przekonania. Gdybym był podejrzliwy, rzekłbym, że w tej wojnie dają fory Obcym. Może dlatego, że to insekty? Insekt przecież, jak wiadomo, chętnie żyje w kolektywie.

Rzecz się dzieje w niezbyt odległej przyszłości. W ziemię uderza meteoryt. Naukowcy z pobliskiej stacji meteorologicznej udają się na zbadanie krateru. Wkrótce świat traci z nimi łączność radiową. Wysłany w celu wyjaśnienia sprawy patrol policyjny też nie zgłasza się na wezwanie. Po nim milknie oddział sił specjalnych. No, teraz sprawa jest już na tyle poważna, że rząd wysyła na miejsce nas. Chyba jesteśmy nieźli, bo ekspedycja pod naszym dowództwem liczy zaledwie dwie osoby.

Pajęcza infekcja

Sytuacja znana jak z niejednej powieści lub filmu s.f. Obcy opanowują ziemię, przejmując kontrolę nad ludźmi - ich ciałami i umysłami. Mają formę pajęczaków. Przywierają do karku i wwiercają się w mózg, w wyniku czego człek staje się bezwolną marionetką. Walczymy więc głównie ze swoimi: niefartownymi policjantami i żołnierzami, a właściwie ich panami pajęczakami, którym - jak w dowcipie o żabie i lekarzu - coś się przykleiło do odwłoka. W ten oto prosty sposób twórcy gry unikają klasycznych oskarżeń o propagowanie przemocy wobec bliźnich.

W grze toczymy zatem regularną wojnę z teoretycznie równorzędnym przeciwnikiem, po drodze eliminując pajęczaki sauté, w formie mikro i wyrośniętej, kiedy to osiągają słuszne rozmiary małego byczka.

Jako że armia USA nieustannie korzysta z owoców postępu, mamy dostęp do najnowocześniejszego uzbrojenia. Z klasycznej pułapki logicznej wielu gier akcji z perspektywy pierwszej osoby autorzy wybrnęli dość zręcznie. Zamiast taszczyć ze sobą cały arsenał - karabin maszynowy, karabin snajperski, strzelbę laserową, wyrzutnię rakiet itd. - żołnierz niesie jedynie uniwersalną armatę o konstrukcji modułowej. Mówiąc w uproszczeniu, właściwy moduł, niczym w bębenku kolta, przesuwa się po okręgu między kolbę a lufę, i już można grzmocić w insekty.

Odporność na kolejne postrzały, która w podobnych grach zapewnia nam zwykle żywotność nadczłowieka, autorzy „Codename: Outbreak” tłumaczą właściwościami kombinezonu bojowego. Nawiasem mówiąc, kombinezon potrafi wytwarzać pole zapewniające nam chwilową niewidzialność, co jednak dzieje się kosztem obniżenia poziomu zdrowia i siły osłon energetycznych.

Gdzie oni są?

Kombinezon bojowy wyposażony jest w schematyczny wyświetlacz, który wskazuje nam kierunek kolejnego punktu docelowego lub położenie wroga. Niestety, nie na wiele się ta pomoc przydaje w walce. Przeciwników widzi się z trudem, a oni często zauważają nas już wtedy, gdy my widzimy ledwie jakiś piksel na horyzoncie. W dodatku strzelają wyjątkowo celnie. Nie jest więc łatwo, zwłaszcza w misjach, w których autorzy szczególnie starają się nam dopiec.

Mamy co prawda do pomocy drugiego żołnierza, ale jego inteligencja i niezaradność wołają o pomstę do nieba. Mój kolega na przykład potrafił przez długą chwilę walić bez przerwy - i, niestety, bez powodzenia - w jakiegoś nieistotnego pajęczaka w oddali, aż do wystrzelania całej amunicji. Potem została mu tylko mało wydajna, wolno strzelna broń energetyczna. Z tego powodu nie był w stanie skutecznie mnie wspierać w starciu z rzeczywistymi siłami wroga, na które nadziałem się chwilę później.

Ów „przyjaciel” to poważny kamień u nogi. Trzeba się o niego nieustannie troszczyć jak niańka, bo, niestety, są w grze takie sytuacje, że bez dwóch karabinów szanse na przetrwanie są doprawdy nikłe. Duet bojowy dobieramy swobodnie przed każdą misją, kierując się specjalnością danego żołnierza i jego osobistymi zdolnościami (szybkość, celność itp.), które rosną po każdym udziale w walce. W danym momencie możemy sterować dowolnym żołnierzem, przełączając się swobodnie między kolegami z pary.

Brak jednego bohatera gry, wokół którego można by osnuć ciekawą historię lub zbudować sugestywny klimat, jak to miało miejsce choćby z Gordonem Freemanem z „Half-Life'a”, to oczywista słabość. Może ją zrekompensować bogactwo opcji taktycznych, czego przykładem omawiana przed tygodniem gra „Tom Clancy's Ghost Recon”, ale do tego trzeba, niestety, kontroli nad całym zespołem - nie nad zaledwie duetem, w dodatku przy bardzo ubogim menu rozkazów.

Autorzy popełnili zatem ewidentny błąd w założeniu, który dowodzi, że nie wyciągnęli właściwych wniosków z najbardziej spektakularnej klapy w historii gier komputerowych - porażki gry „Daikatana” samego Johna Romero (współtwórcy legendarnych gier id Software, np. „Wolfenstein 3-D”, dziś pisze gry na telefony komórkowe). Tam też dowodziliśmy szczątkowym „oddziałem”, mając z tego powodu mnóstwo problemów, bo para naszych przyjaciół nie potrafiła się sama o siebie zatroszczyć.

Zabrakło szlifu

„Codename: Outbreak” jest porażką nie tylko dlatego, że autorzy nie potrafili wybrać między strzelanką w stylu „Serius Sama”, fabularną intrygą „Deus Ex” czy taktyką „TC's Ghost Recon”. Gra ma więcej wad.

Irytuje źle wyważony poziom trudności. Niektóre walki są irracjonalnie ciężkie, co wręcz odbiera chęć, by brnąć dalej, bo przeciwnik jest ewidentnie faworyzowany przez komputer.

Drażni konieczność szukania dysków z danymi, które trzeba zdobyć, by ukończyć daną misję. Bywa, że pętają się w najmniej widocznych i oczywistych miejscach. Możliwość zbierania przedmiotów i umieszczania ich w ekwipunku nie została należycie wykorzystana. Po co mi dziesiąta paczka papierosów, zwłaszcza że nie palę? Podnoszenie kwalifikacji przez żołnierzy nie przekłada się szczególnie czytelnie na ich sprawność bojową.

Gra mogłaby wyglądać lepiej. Po produkcjach opartych na kodzie „Quake'a III” chociażby, poprzeczka mocno poszła w górę.

Na koniec uwaga, która być może nie dotyczy wersji sklepowej. „Codename: Outbreak” jest programem niestabilnym. Zawieszał się często, zwłaszcza wtedy, gdy na horyzoncie pojawiał się wrogi czołg. Lęk przed bronią ciężką mógłby być uzasadniony w moim przypadku, bo nawet z lekką miałem trudne przejścia, ale od programów oczekuję większego opanowania.

Grę testowałem w wersji anglojęzycznej. Być może wersja polska, z łatkami, nie będzie już tak wierzgać.

Olaf Szewczyk

Codename Outbreak

Dystrybutor: Manta

Cena: 47 zł

Wymagania: Pentium 300 MHz, RAM 64 MB, Akcelerator 3D

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)