„BloodRayne" Przypadki Krwawej Ryśki

„BloodRayne" Przypadki Krwawej Ryśki

marcindmjqtx
04.08.2003 19:00, aktualizacja: 08.01.2016 13:12

Tak krwawego potopu, jakiego doświadczymy w „BloodRayne”, mógłby pozazdrościć każdy punkt krwiodawstwa. Krew płynie tu litrami. Na dodatek przy głębokich, zmysłowych jękach pewnej rudej panny w czarnym skórzanym gorsecie. Istna perwersja

Tak krwawego potopu, jakiego doświadczymy w „BloodRayne”, mógłby pozazdrościć każdy punkt krwiodawstwa. Krew płynie tu litrami. Na dodatek przy głębokich, zmysłowych jękach pewnej rudej panny w czarnym skórzanym gorsecie. Istna perwersja

Przypadki Krwawej Ryśki

Tak krwawego potopu, jakiego doświadczymy w „BloodRayne”, mógłby pozazdrościć każdy punkt krwiodawstwa. Krew płynie tu litrami. Na dodatek przy głębokich, zmysłowych jękach pewnej rudej panny w czarnym skórzanym gorsecie. Istna perwersja

„BloodRayne” to kolejna z gier, których by nie było, gdyby nie „Tomb Raider”. Bohaterkę, niejaką Rayne, obserwujemy - tak jak Larę Croft - z perspektywy trzeciej osoby. Panna Rayne tak jak Lara została wyposażona w biust na tyle obfity, że należy się zastanawiać, jak dziewczę z tak przesuniętym punktem ciężkości jest w ogóle w stanie zachować równowagę. A Rayne nie dosyć, że bez trudu trzyma pion, to jeszcze wykonuje takie akrobacje, że daj, Panie Boże, zdrowie. Skacze jak pchła, na wiele metrów w górę, jest w stanie z wyskoku wykopać nogą dziurę w ścianie i bez problemu spaceruje po liniach wysokiego napięcia.

Fakt, Rayne ma bardzo ograniczony zestaw ruchów - nie potrafi się wspinać, podciągać czy choćby kucać - ale za to jest niezwykle dynamiczna, czego o Larze Croft, zwłaszcza w ostatnim wcieleniu, gdzie rusza się jak ciężarna locha, powiedzieć się nie da. Jednak też przed Rayne stoją inne wyzwania.

Ostre ząbki panny R.

Dziewczyna jest dhampirem - półwampirem, półczłowiekiem, owocem gwałtu, jaki jej krwiożerczy tatuś popełnił na kobiecie. Po komiksach i filmach o dhampirze Blade taka hybryda zaskoczyć nas nie może. Rayne tak jak Blade dysponuje atutami obu gatunków, choć nie jest wolna od wszystkich ich słabości. Dysponuje więc nadludzką siłą, zwinnością i żywotnością, ale musi się wystrzegać wody - jest dla niej zabójcza.

Rzecz dzieje się w latach 30. XX wieku. Rayne poluje na wampiry, których szczerze nienawidzi. Chce dopaść ojca. W walce z wampirami znajduje sojuszników: tajne Stowarzyszenie Brimstone. Jako jego agentka próbuje pokrzyżować plany nazistów, którzy mają nadzieję na zdobycie władzy nad światem dzięki wyzwoleniu okultystycznych mocy.

Miecze, spluwy, granatniki

Rayne - dla przyjaciół BloodRayne - jest dobrze przygotowana do walki. Do przedramion ma przymocowane dwa miecze, którymi likwiduje napotkane wampiry z wprawą doświadczonego kata, że o imć Longinie Podbipięcie nie wspomnę. Potrafi także obsługiwać wszelkiego rodzaju broń palną, którą przejmuje od wroga, rzuca granatami i laskami dynamitu, jest nawet w stanie dzierżyć spluwy w obu rękach i mierzyć z nich do dwóch wrogów naraz. Jak to możliwe?

Otóż panna Rayne namierza przeciwników automatycznie. Tego rozwiązania - swoją drogą także zapożyczonego z „Tomb Raidera” - szczerze nie cierpię. U Lary znosiłem owo uproszczenie dzielnie, bo walka stanowiła poboczny element rozgrywki, a jej urok polegał na czymś zgoła innym. W „BloodRayne” z kolei przede wszystkim się walczy. Albo przynajmniej się podkarmia...

Zraniona Rayne leczy się krwią wrogów - skacze na ofiarę i wisząc na niej okrakiem, ssie krew z tętnicy szyjnej, którą nakłuwa ostrymi siekaczami. Potrafi też wystrzelić harpun na linie, aby przyciągnąć krwiodawcę do siebie. Wydaje przy tym jęki, których nie powstydziłyby się gwiazdy różowej kinematografii. Szczerze mówiąc, wygląda to nie tyle na sceny walki z gry akcji, ile na igraszki sado-maso.

I tylko pejcza brak

Skojarzenie chyba nieprzypadkowe, bo mocne podteksty seksualne są w „BloodRayne” wszechobecne. I właściwie należałoby mówić nie tyle o podtekstach, co o jawnych komunikatach. Nie chodzi tylko o biust i perwersyjne jęki.

Rayne jest ubrana w czarne skóry, ściągnięte z tyłu niczym gorset czerwoną sznurówką. Nazistki, z jakimi przyjdzie jej walczyć, wyglądają nie mniej dwuznacznie. Trudno uniknąć refleksji, że grę stworzono głównie z myślą o nastoletnich, pryszczatych ofiarach burzy hormonalnej, którym kolana miękną na myśl o tym, jak ich młoda nauczycielka biologii wyglądałaby z pejczem, w rudej peruce i karminowo-czarnej bieliźnie.

A jeśli szukamy w grze innych atrakcji?

Też może być zabawnie, choć raczej nie na długo. Fabuła jest wyjątkowo banalna. Oprawa graficzna - choć daleka od finezji, przynajmniej skutecznie buduje klimat. Gra jednak polega głównie na walce, a ta szybko zaczyna nużyć. Jak długo można machać mieczami lub naciskać spust, nie zawsze nawet wiedząc, w co akurat celujemy?

Urozmaiceniem są różne rodzaje wizji (np. da się lokalizować wrogów przez ściany), możliwość chwilowego zwolnienia upływu czasu (a la „Matrix”) lub, po odpowiednim nasyceniu się krwią, aktywowania specjalnego trybu walki BloodRage. Jesteśmy wtedy przez kilkanaście sekund morderczo zabójczy i praktycznie nietykalni. To jednak chyba trochę za mało, aby uwieść gracza. Chyba że wdzięki panny Rayne są w stanie komuś zrekompensować tę słabość.

„BloodRayne”

Producent: Terminal Reality

Dystrybutor: Play-It

Wymagania: Pentium III 733 MHz, 128 MB RAM, akcelerator 3-D z 64 MB RAM, CD-ROM x4

Cena: 99 zł.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)