Wspominkowo #8 - Młodszy brat Diabła ma już 20 lat

Wspominkowo #8 - Młodszy brat Diabła ma już 20 lat

Wspominkowo #8 - Młodszy brat Diabła ma już 20 lat
yaroslav1987
02.07.2020 11:12

29 czerwca 2000 r. miała premiera Diablo 2, długo wyczekiwanego następcy, kultowego i wałkowanego przeze mnie do znudzenia Diablo. z okazji równego jubileuszu, Diablo 2 życzymy kolejnych 20 lat grywalności, a po cichu to jednak marzymy o remasterze, ale nieco lepszej jakości niż ten jakim popisał się Blizzard przy okazji odświeżenia Warcraft 3.

Na Diablo 2 czekałem, wielki świat, mnogość postaci i sprzętów do zebrania było czymś czego mój młodociany mózg nie ogarniał. Potrafiłem przeczytać ten sam artykuł z zapowiedzią 10 razy. I marzyłem. Problem polegam na tym, że w 2000 r. nie miałem maszyny gotowej udźwignąć nowoczesną technologię D2. Chodziłem do kolegi pograć i spędzałem u mnie zbyt długie godziny. Myślę, że tak około 20h spędziłem na obcym komputerze. Czasem graliśmy na zmianę, ale nie miało to sensu na dłuższą metę. Musiałem mieć własne Diablo 2. Udało się dopiero w okolicach 2002 r. w gimnazjum, a zabawa miała zdwojoną siłę, bo pojawił się już solidny dodatek Lord of Destruction zawierający V Akt i satysfakcjonujący endgame.

Diablo 2 jest grą bardzo dobrą i to właśnie tej odsłonie Blizzard może zawdzięczać popularność Battle.neta (czy jak się nazwa jego obecna iteracja) - no może nie licząc Starcrafta wcześniej. Jest to też pierwsza gra w jaką grałem w wersji wieloosobowej, nie licząc zabawy LAN, z tymi samym kolegą co zaledwie tydzień temu ogrywałem rocznicowy powrót do Diablo. D2 darze sympatią za tempo i skomplikowanie rozgrywki. Podczas gdy pierwsza część była raczej hermetyczną przygodą dla jednego gracza, kulejącą w grze wieloosobowej, o w zasadzie niewielkiej możliwości rozbudowy postaci i sprzętu (o czym pisałem w/w wpisie, trudno tu mówić o jakiś buildach) tak Młodszy Diabeł dawał nam niesamowite ja na ówczesne czasy możliwości. Poprawione też zostały niedociągnięcia, dodano szybkość poruszania, umiejętności pozwalając na zróżnicowanie bohatera w obrębie klasy, zniesiono limit punktów w danej umiejętności ( od teraz można było mieć czarodziejkę, która ma 200 zręczności, ale po co - niemniej był to raj dla mid-maxerów). Duży nacisk został jednak położony na zabawę wieloosobową, więc zawitało do nas dzielone drużynowe doświadczenie i dzielone złoto. Loot, a więc to co wypada z wroga zostało jednak wspólne dla wszystkich, więc zaklikiwanie podłoża w celu wyrwania najcenniejszego przedmiotu upuszczonego przez bossa jest wręcz ikoniczne dla serii.

Diablo 2 jednak buildami postaci stoi. W tworzeniu builda było coś z hardkorowości, bo nie przygotowawszy się do niego uprzednio można było zepsuć sobie postać, a możliwości ponownego rozdania punktów nie było (podobno późniejszy patch, ok 2012 r. to wprowadził (!)) I tak, moją ulubioną postacią była Czarodziejka magii lodu eksterminująca swoich wrogów kulą śnieżną albo zamiecią, wszakże magia lodu była jedną, która obniżała odporności przeciwników, a na wyższych poziomach gry można było trafić na takich co są na magię danego typu odporni, toteż wypadało mieć też czary innej szkoły w zanadrzu. Lodowych czarodziejek miałem w swojej przygodzie z Młodszym Diabłem co najmniej 4. Wszystkie nazywały się - zgodnie z ograniczoną wyobraźnią gimba - Yennefer albo Triss Merigold. Drugim z praktykowanych przeze mnie buildów był Palladyn na młotki, który unicestwiał swoich wrogów siłą przekonywania kręcącego się wokół niego magicznego młota. Build ten nie był zbyt fajny w rozgrywce, rozkręcanie śmiercionośnego tornada długo trwało, ale było za to bardzo skuteczne. Gorzej w podziemiach i ciasnych, pokrętnych korytarzach robalewa (tak nazywaliśmy gniazdo skolopendromorfów z II aktu gry). Być może zdarzyło m się też grać Barbarzyńcą na trąbę powietrzną, lubiłem tem postać za potęgę i dużo pasywnych umiejętności. Okazywało się jednak, że najsilniejszy jest Barbarzyńca na okrzykach bojowych. Nigdy nie lubiłem klasy przywoływaczy Nekromanty i Druida z dodatku. Zabójczyni była ciekawa ze swoim stylem gry i ładowanymi ostrzami, natomiast Amazonka była dla mnie zawsze łuczniczką, podczas gdy jej najbardziej śmiercionośna wersja ciskała oszczepami. Diablo 2 potrafiło zaskoczyć.

Dodajmy do tego bombiliard ekwipunku do customizacji postaci. Skromny pancerz i hełm, miecz i tarcza oraz dwa pierścienie i amulet z Starego Diabła został rozbudowany do pancerza, hełmu, pasa, spodni, butów, dwóch rodzajów broni ręcznej, 2 pierścieni, amuletu, a w plecaku można było nosić również talizmany (dodatek). Typy przedmiotów również uległy rozbudowaniu, z zwykłych, magicznych i legendarnych, na zwykłe (białe), rzadkie (żółte), magiczne (niebieskie), setowe/zestawy (zielone), unikatowe (złote). Grindowanie tego samego poziomu po 20 razy nigdy nie było tak zabawne, jak w poszukiwaniu części do zestawu. Problem w tym, że pojedyncze przedmioty często dawały więcej bonusów niż cały zestaw, ale ich kolekcjonowanie to do dziś niepowstrzymana frajda.

Jakby komuś było mało, to warto jeszcze wspomnieć o Kostce Horadrimów, artefakcie do robienia cudów, m.in. do modyfikowania specyfiki przedmiotów, zwiększania gradacji klejnotów i run, a także dostępu do chyba najbardziej popularnego easter egga w historii gier - Krowiego poziomu. Tak, odnajdywanie klejnotów i run to wyższy poziom choroby zbieractwa (hoardingu). Klejnoty były tak rzadkie i tak cenne, że pieczołowicie gromadziło się je w skrytce jak relikwie i ostatecznie prawie w ogóle nie wykorzystywano w obawie o ich utratę. Zawsze przecież mogliśmy znaleźć lepszy przedmiot z miejscem na klejnoty. Układnie słów runicznych było meta grą. Szkoda, że nie zostało to powtórzone w Diablo 3.

Diablo 2 zaprezentowało nam też prototyp tego co zostało rozwinięte w trzeciej odsłonie - meta grę. Czyli poszukiwanie recept na miksowanie przedmiotów w kostce horadrimów (kiedy dostęp do Internetu nie był jeszcze tak oczywisty), boss rushe czyli rajdowanie konkretnych przeciwników, w celu zdobycia konkretnych unikatowych przedmiotów, eventy w postaci Uber Tristram, gdzie trzeba było spełnić szereg wymagań, aby otrzymać najpotężniejsze przedmioty w grze. Oczywiście, samemu nie dało się tego dokonać, w ten sposób gra tylko wzmacniała aspekt grupowej współpracy.

Kończąc ten pean pochwalny na cześć Diabła Młodszego przypomnę jeszcze o Krowim levelu, który był żartobliwą odpowiedzią twórcą na mitomanie graczy. W pierwszej części Diablo stały na polanie krowy i zasadzie nic nie robiły, oprócz muczenia. Ktoś jednak pobawił się assetami z gry i stworzył modele postaci, gdzie wiedźmy z piekła dosiadały krów. Tak powstał mit o sekretnym krowim poziomie, którego w rzeczywistości nie było. Deweloperzy sprytnie wykorzystali popularność tego mitu i faktycznie umieścili krowi poziom w grze. Żeby go otworzyć należało w kostce horadrimów zmiksować nogę Wirta - drewnianą protezę dziecka kupca z pierwszej części, księgę portalu miejskiego oraz klucze). Przed nami stawał czerwony portal do polany pełnej krów z halabardami i krowim królem oraz tone sprzętu i doświadczenia do zdobycia. Była to niewątpliwie lokacja endgamowa.

Wszystko pięknie ale co w Diablo 2 nie wyszło?

Kontrowersyjne i spotykające się z dużą dawką krytyki było przeniesienie Diablo poza lochy. W sensie, lochy też były, ale przeważała otwarta przestrzeń i zróżnicowane biomy - las, pustynia, śnieżne góry, dżungla, piekielne pustkowie. To naturalne założenia produkcji sequela - szybciej, mocniej, więcej, bardziej zróżnicowanie. Też na to utyskiwałem z początku, później po setkach godzin spędzonych na uganianiem się za sprzętem doceniłem tą zmianę klimatu z aktu na akt. Dalej jednak bardzo nie lubię dżungli w Kurast i jest to miejsce gdzie mój zapał do gry mocno wyhamowuje. Rozwój lokalizacji był również powodem do rozwoju historii świata Sanktuarium, którego zakres wydarzeń okazał się być o wiele szerszy niż zwalczanie zła w lochach katedry w pewnym zapadłym miasteczku. Samo ikoniczne Tristram również powraca, jednak w zniszczonej wersji, dając nam jednak niesamowity zastrzyk nostalgii ( oh, Griswold...) Deweloperzy wiedzieli co robią i zrobili to dobrze. Miała być krytyka, a wyszła kolejna zaleta, hej!

Ale jakbym miał już na serio się do czegoś przyczepić w Diablo 2 to brzydota. Gra była już brzydka na etapie premiery w 2000. Piekło (no pun intended) deweloperskie trwało za długo, a premiera też była nieco przyspieszona i na siłę. W efekcie otrzymaliśmy rozpikselowaną grę w klatkarzu maksymalnym 800 x 600 i ograniczoną, bardzo przytłumioną paletą kolorów, nie przystającą na swoje czasy. Szczególnie raziły mi projekty wyglądu poszczególnych części ekwipunku, zrobione jakby od niechcenia. Na plus jednak był fakt, że odtąd każda cześć ekwipunku była widoczna na modelu postaci, stąd też rozpoczęła się kultura fashion buildów, bo co z tego że ten czepiec wieśniaka ma lepsze statystyki, skoro wygląda gorzej niż mój hełm rycerski itp.

Także tego, grafika była brzydka, wszystko inne było fajne. Po setkach godzin rozgrywki przestało się nawet na to zwrcać uwagę. Ale remaster, remaster jest konieczny i pożądany! Stąd zdziwienie, że deweloperzy go nie chcą zrobić wymigując się, że kod źródłowy gdzieś bezpowrotnie przepadł (serio?!). Diablo 2 to w dalszym ciągu bardzo dobra gra, do której powrotu noszę się z zamiarem.

I pamiętajcie, podążajcie na wschód. Zawsze na wschód.

P.S, zapomniałem wspomnieć o przerywnikach filmowych, ale to jak w każdej grze Blizzarda - są kultowe i legendarne.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)