I wtedy wchodzi on...

I wtedy wchodzi on...

I wtedy wchodzi on...
gsg
08.01.2017 11:30, aktualizacja: 09.01.2017 16:07

Monster Hunter, chyba zyskałeś nowego wyznawcę.

Kiedy gibka smoczyca Rathian padła w pierwszym podejściu do walki, mój łowca - Gustaw ze skonfundowanym wyrazem twarzy i fryzurą Elvisa - mógł odnieść wrażenie, że całkiem nieźle rozumie już rządzące grą mechanizmy. Mógł liczyć, że pozostała, powiedzmy, połowa (przynajmniej w trybie single player) questów pójdzie podobnie gładko. W końcu Rathian, wedle słów znajomych, miała go porządnie sponiewierać. Tymczasem nie zdołała choćby raz trafić go swoim powietrznym saltem.

Z błędu wyprowadził go najpierw Nibelsnarf. Złowieszcza paszcza większość czasu spędzała poza zasięgiem jego łowieckiego rogu, pływając pośród piasków pustyni, szarżując niemal od niechcenia i kłapiąc zębami w najmniej odpowiednich momentach. Łowca Gustaw podziela zdanie sterującego nim autora tekstu, że walki z bossami, które w dziewięćdziesięciu procentach polegają na bieganiu za adwersarzem po całej planszy, nie należą do najbardziej interesujących. Od dobrze zaprojektowanego starcia oczekuje pewnego rytmu. Szansy, żeby sensownie pomachać swoją absurdalnie wielką bronią.

Swoją drogą, wielki młot, który potrafi do tego wygrywać specjalne piosenki od razu podbił moje serce i pozostałem głuchy na sugestie, że ze względu na możliwość buffowania całej drużyny to głównie broń dla postaci wspierających innych graczy. Nie że się nie da, ale zabawka jest ponoć trudna w opanowaniu. Nic to. Przeszedłem tutorial wszystkimi dwunastoma klasami ekwipunku i właśnie z tą miałem największy ubaw.

Mam do takich nonsensownie dużych sztab żelaza sentyment chyba od czasu Zweihandera z Dark Souls. Sposób w jaki po zamachu, który powinien mojej postaci co najmniej wyrwać kości ze stawów, ryje w ziemię, daje mi po prostu masę frajdy. I Hunting Horn okazał się podobnie uroczą zabawką, tylko z bonusem w postaci uzależnionych od jego typu buffów. Jasne, że potwory bez mrugnięcia okiem karzą nieuważne próby odegrania podwójnego koncertu, który wzmacnia dodatkowo wspierające efekty, ale też możliwość leczenia przy pomocy melodii nie raz i nie dwa uratowała mojemu niedoświadczonemu łowcy życie.

Nibelsnarf mógłby robić za świadka, gdyby nie fakt, że w trzecim czy czwartym podejściu został wreszcie upolowany. Zmęczyłem drania. Z początku zbyt mocno starałem się używać zaproponowanych przez grę taktyk - ani nie wychodziło mi napuszczanie go na wybuchającą beczkę, ani wyciąganie go spod piasku specjalnymi bombami. Efekt przyszedł dopiero kiedy zamiast skupiać się na tych mechanikach, przeszedłem do metodycznego okładania boków jego skorupy.

Nigdy więcej takich bossów, pomyślał wciąż skonfundowany Gustaw, do którego dotarło chyba wreszcie, że Rathian stanowiła bramę do zupełnie nowego świata.

Nigdy więcej wyrywania zwycięstw tępym uporem, pomyślała gra. I na drodze Gustawa postawiła Gigginoxa.

Gigginox okazał się być jeszcze trudniejszą od Nibelsnarfa do złapania, zmutowaną i straumatyzowaną Lugią z Pokemon SIlver. Nie tylko szarżował i odskakiwał na przemian, rzygając przy tym na wszystkie strony trucizną, ale  i co chwilę pakował się na sufit jaskini, w której walczyliśmy. Dziesięć odtruwających mikstur, które zabrałem na polowanie połknąłem w trymiga, następnie skończyły się Mega Potiony i po dwudziestu minutach mordęgi bardziej niż na sporadycznych próbach odgryzania się przeciwnikowi skupiałem się na leczniczej melodii mojego rogu. W końcu, po niemal pięćdziesięciu minutach śmiertelnego tańca, trucizna i tak znalazła drogę do mojego serca. Uznałem wyższość Gigginoxa i poszedłem wyfarmić pancerz wstydu - taki z odpornością na zatruwanie.

Zgoda, że trzeba sobie w walce dopomóc osprzętem to jedno - skill przyjdzie z czasem, jeszcze kiedyś pokonam go bez takich odporności. Naprawdę bolesny był natomiast fakt, że zmuszam postać do noszenia średnio atrakcyjnej zbroi kowboja. Jej pojawienie się w szafie Gustawa podyktowała jedynie najwyższa konieczność.

Giggi padł, a uzbrojony w nowe doświadczenia Gustaw jął dyskutować z wodzem wioski kolejne questy. Wielki Baggi, który miał zostać jego kolejną ofiarą, miał posługiwać się usypiającym statusem, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Boleśnie doświadczony przez trującego pokemona Gustaw zdecydował, że zamiast kusić los, zapozna się z działaniem tego typu ataków podczas innego questa - polegającego na eksterminacji dwudziestu pomniejszych Baggich. Pogrom układał się tak dobrze, że niemal zapomniał, jaki ma właściwy cel.

Wtem! Na arenę, zupełnie nieproszony, nieprzewidziany, we własnej osobie wkroczył Wielki Baggi.

Jeśli to nie brzmi w Waszych uszach równie dostojnie co Nibelsnarf czy Gigginox, macie rację. To o wiele mniejszy kaliber wyzwania, zimowy kuzyn służącego za bossa w początkowych etapach gry Jaggiego. Gustaw mógł go zupełnie zignorować - celem misji było dwadzieścia pomniejszych klonów. Ale nie. Gustaw uparł się, żeby i jemu dać radę. Nagle misja zaczęła być przeszkodą - jak pozbyć się bossa bez atakowania wspierających go mniejszych dinozaurów? Wszak na liczniku już niemal dwudziestka, a polowanie zakończy się automatycznie po osiągnięciu wymaganego limitu.

Rozgrywka zamieniła się więc w balet w którym w chmarze potworów staram się swoim niezbyt przecież zgrabnym orężem razić jedynie bossa. Eliminacja mniejszych wiele by ułatwiła - w końcu wszyscy oni potrafią moją postać uśpić, bohater co i rusz pada w objęcia Morfeusza, niezdolny unikać kolejnych szarż stada.

Nie poddaję się i metodycznie wyszukuję chwile, kiedy przy którejś z części ciała Wielkiego Baggiego nie ma pomocnika. Udaje mi się wytrwać w tym tańcu przez dobrych kilkanaście minut, aż w końcu przypadkowo zahaczam bronią któregoś przydupasa i krzyczę - Nieeeee! - bo na pierwszym planie pojawia się nie tylko komunikat o zakończeniu misji, ale w ostatniej chwili bohater zostaje też trafiony osłabiającym atakiem i usłużnie układa się do snu.... Ale obok niego Wielki Baggi.

Mój ostatni atak wykończył nie tylko przypadkowego pomocnika, ale i bossa. Klasyczny double kill.

Błogość. Błogość i satysfakcja.

Monster Hunter, chyba zyskałeś nowego wyznawcę.

Paweł Kumor

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)