„Lionheart": Serce lwie, rozumek niewielki

„Lionheart": Serce lwie, rozumek niewielki

marcindmjqtx
18.11.2003 08:00, aktualizacja: 21.12.2015 12:47

Sprawdza się stara mądrość mówiąca, że nic nie przynosi większej goryczy niż realizacja marzeń. Na grę „Lionheart” opartą na znanym z „Falloutów” systemie rozwoju postaci S.P.E.C.I.A.L czekałem stęskniony jak naród na błyskotliwe, rozpraszające mroki ignorancji sentencje posłanki Błochowiak. Lecz bosko nie jest, niestety.

Sprawdza się stara mądrość mówiąca, że nic nie przynosi większej goryczy niż realizacja marzeń. Na grę „Lionheart” opartą na znanym z „Falloutów” systemie rozwoju postaci S.P.E.C.I.A.L czekałem stęskniony jak naród na błyskotliwe, rozpraszające mroki ignorancji sentencje posłanki Błochowiak. Lecz bosko nie jest, niestety.

Serce lwie, rozumek niewielki

Sprawdza się stara mądrość mówiąca, że nic nie przynosi większej goryczy niż realizacja marzeń. Na grę „Lionheart” opartą na znanym z „Falloutów” systemie rozwoju postaci S.P.E.C.I.A.L czekałem stęskniony jak naród na błyskotliwe, rozpraszające mroki ignorancji sentencje posłanki Błochowiak. Lecz bosko nie jest, niestety

A było tak. Dawno, dawno temu, bo Roku Pańskiego 1192, król Ryszard Lwie Serce wyruszył na trzecią krucjatę. Na skutek pewnych zajść, które w okresie Oświecenia uznano by za wątpliwe, nastąpiło magiczne rozdarcie naszej doczesnej rzeczywistości. Przez powstałą wyrwę przelazły z innych sfer tabuny najrozmaitszych duchów, demonów i wszelkich stworów naznaczonych piętnem magii. Do Oświecenia w związku z tym pewnie nigdy na ziemi nie dojdzie, bo zdrowy rozsądek łatwo kapituluje wobec wszechobecnych przejawów działania sił nadnaturalnych.

Akcja „Lionhearta” rozgrywa się jakieś 400 lat po opisanych wydarzeniach, czyli teoretycznie w czasach Renesansu, ale... wpływy średniowiecznej wizji świata są nadal silne. Inwazję z zaświatów udało się odeprzeć. W obliczu zagrożenia krzyżowcy połączyli swe siły z wrogimi dotąd saladynami. Magia jest jednak nadal wszechobecna. Napiętnowanych nią jest wielu ludzi, którzy z biegiem czasu stworzyli odmienne rasy. W imię Boże Święta Inkwizycja najchętniej poddałaby ich wszystkich eksterminacji, a że jej potęga jest olbrzymia, obywatele o „nieczystej” krwi muszą się ukrywać. Żeby było ciekawiej, inkwizytorzy sami używają czarów. W imię Boże, rzecz jasna.

W takim oto świecie toczy się nasza przygoda. Zaczynamy od ucieczki z lochów, gdzie schwytano nas z powodu piętna magii. Potem przyjdzie nam walczyć o obronę świata przed groźbą kolejnej inwazji, do której chcą doprowadzić tajemniczy złodzieje cennych relikwii.

Postać możemy stworzyć sami lub skorzystać z galerii bohaterów przygotowanych przez twórców gry. Oczywiście fani „Falloutów” nie odmówią sobie przyjemności poeksperymentowania, bo S.P.E.C.I.A.L to system rewelacyjny, jeden z najlepszych w historii gier fabularnych. Oczywiste było, że na potrzeby „Lionhearta” musiał ulec modyfikacji. W uniwersum, gdzie najbardziej zaawansowana broń dystansowa to łuki i kusze, nie da się zastosować kategorii zdolności „bronie ciężkie” czy „bronie energetyczne”. No, chyba żeby do tych ostatnich zaliczyć magiczne kule ognia. W kategorii „walka" mamy za to podział m.in. na bronie jedno- i dwuręczne, co powala wybierać między krótkimi mieczami a ciężkimi młotami i toporami.

Na takiej kosmetyce zmiany się nie kończą. Ciekawy jest podział na kilka szkół magii i zyskiwanie dostępu do nowych zaklęć w miarę rozwijania danej kategorii. Celowo nie sprawdzałem w instrukcji gry, jakich zaklęć szkoły ognia nauczy się moja postać, gdy zwiększę jej sprawność w tej dziedzinie. Zawsze to jakaś dawka emocji i niespodzianki. W grze, niestety, na zbyt wiele emocji i niespodzianek nie ma co liczyć.

Czego jak czego, ale banalnej eksploatacji zużytych pomysłów po weteranach z Black Isle i Troice się nie spodziewałem. Tymczasem „Lionheart” to coś w rodzaju klasycznej naparzanki, krzyżówki „Diablo” z „Icewind Dale”. Niemal cała gra polega na walce. W „Icewind Dale” przynajmniej prowadziło się drużynę. Dawało ti przyjemność rozwijania najróżniejszych umiejętności przy awansach postaci na wyższy poziom i wymyślania dla nich taktyki właściwej zintegrowanej grupie bojowej. Nie było żalu, że znakomity magiczny miecz dwuręczny znaleziony w jaskini zamieszkałej przez jakieś wielkie, wredne i niebezpieczne bydlę, które trzeba było wcześniej ubić, na nic nam się nie zda. Ktoś z drużyny najprawdopodobniej szkolił się w tej specjalności. W „Lionheart”, niestety, mamy tylko jednego bohatera. Czasem co prawda ktoś się do niego przyłączy na chwilę, ale nad taką postacią nie mamy żadnej kontroli. To regres nawet w stosunku do leciwych „Falloutów”, gdzie przynajmniej można było decydować o wyposażeniu towarzyszy.

Najbardziej boli jednak mizeria fabuły i zaprzepaszczone okazje. Ubogie opcje dialogowe, niemożność wykonania większości zadań inaczej niż magią bojową i mieczem, płytki klimat gry stoją w jawnej sprzeczności z oczekiwaniami wszystkich tych, którzy liczyli na coś w rodzaju „Fallouta” w scenerii historyczno-baśniowej.

Smutne jest to, że jak się już jakiś świetny pomysł objawia, to szybko wychodzi na jaw, że nie został należycie wyeksploatowany. W Barcelonie, gdzie trafiamy zaraz na początku gry, możemy spotkać takie postacie, jak Szekspir, Cervantes, Machiavelli, da Vinci, Cortez. Idealna okazja na świetne grepsy i puszczenie oka do graczy, którzy zwykli czytać coś więcej niż instrukcje obsługi otwieraczy do konserw. Niestety, panowie autorzy potraktowali nas jak misie o bardzo małych rozumkach. Zakładam tak przez grzeczność. Inaczej musiałbym uznać, że niewielkie, misiowe rozumki to nieodłączna cecha szacownych twórców gry.

Dobrze prezentuje się za to praca panów od rysunków. Lokacje wyglądają ładnie, niekiedy pięknie, choć - tu szpilka pierwsza - zdarza się, że nader monotonnie. Szpilka druga - niewystarczająco zadbano o czytelność kluczowych miejsc/obiektów. Kilka razy sięgałem po ściągę, bo zdarzało mi się utknąć z powodu niedostrzeżenia tego, co w przyzwoitej grze powinno od razu rzucać się w oczy.

Za to o animacjach i wyglądzie postaci nie napiszę nic, bo i tak by nie przeszło przez cenzurę Kolegi Redaktora, a bez soczystych inwektyw w tym przypadku bym sobie nie poradził.

Mimo tych minusów wytrzymałem z „Lionheartem” parę ładnych wieczorów. Chyba głównie z powodu sentymentu do S.P.E.C.I.A.L-a, a także motywowany nadzieją, że coś się wreszcie rozkręci. Jednak im dalej od Barcelony, tym nudniej.

I na koniec miło o fajnej inicjatywie wydawcy. Po instalacji możemy wybrać język gry: polski lub angielski.

„Lionheart”

Producent: Interplay

Dystrybutor: CD Projekt

Wymagania: Pentium III 700, 128 MB RAM, karta graficzna z 8 MB RAM

Cena 99,90 zł

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)