Z uKosa: Kruche zwycięstwo Microsoftu

Z uKosa: Kruche zwycięstwo Microsoftu

Z uKosa: Kruche zwycięstwo Microsoftu
marcindmjqtx
15.12.2008 23:09, aktualizacja: 15.01.2016 15:52

"Wygrywamy" - ogłosił niedawno triumfalnie Microsoft. Nie umknęło to uwadze szanowanego serwisu Computer & Video Games, który zatytułował w ten sposób newsa wrzuconego na wirtualne łamy. Gdzieś pomiędzy próbą zrozumienia, co właściwie wygrywa firma z Redmond, a próbą przypomnienia sobie, jak faktycznie wygląda układ sił w tej generacji konsol, zadumałem się głęboko nad tabloidyzacją mediów poświęconych grom wideo. I wpływie na to PR-owej nowomowy. (Dumam po raz pierwszy na stronie Polygamii, a dumać będę częściej, bo niniejszy tekst inauguruje stały cykl felietonów. Pyskatych, obrazoburczych, przewracających świat do góry nogami - tak się to zwykle reklamuje. Ugrzecznionych, łagodnych, wycmokanych - a tak się zwykle kończy. Ocenicie sami, miłej lektury.)

Bo jak właściwie rozumieć informację, że wygrywa Microsoft? Czy to znaczy, że Xbox 360 sprzedaje się najlepiej spośród wszystkich konsol nowej generacji? Czy może że to właśnie ten sprzęt generuje największe zyski z softu? Tytuł nie wprowadza w błąd. Jest za to tak paskudnie tendencyjny, że czytelnik mimowolnie klika na "czytaj dalej". Dopiero z tekstu dowiaduje się, na jakim polu i przeciw komu zostało odniesione zwycięstwo. Nie wie jednak, że i tak wykonał kliknięcie, które zagwarantuje autorowi podwyżkę i większy apetyt na podobną słowną woltyżerkę w przyszłości.

Microsoft wygrywa w Europie. Sprzedało się tu 7 milionów Xboxów 360, więcej niż PLAYSTATION 3. Ani słowa o Wii. Konsola Nintendo nie zajmuje miejsca w wypowiedziach przedstawicieli MS czy Sony z dwóch powodów. Pierwszy jest oficjalny - biały klocek Nintendo nie walczy z hi-endowymi systemami domowej rozrywki, stanowi ofertę dla zupełnie innego konsumenta. Powód drugi (nieoficjalny, czyli prawdziwy) - sprzedaż Wii stoi pozostałym uczestnikom rynku kością w gardle i lepiej tematu unikać, zamiast tego skupiając się na walce z rywalem będącym w zasięgu.

To jeszcze nie nowomowa, ale za to zręczna manipulacja. Nintendo zresztą nic sobie nie robi z tej sytuacji. Wiceprezydent Nintendo of America Denise Kaigler nazywa sytuację po imieniu: "To nie wojna. To rozrywka, to gry wideo... to zabawa!".

(Jeśli zabawa jest szerokim pojęciem, na pewno pomieści udawanie, że trzymany w ręce Wiilot to rakieta tenisowa, a koszmarnie brzydki ludzik na ekranie to nasze wirtualne alter ego. Ale z wiekiem to pojęcie chyba nam się zawęża.)

Dobry humor pani Denise jak najbardziej rozumiem. Nie ma powodów do smutku, skoro 50% konsol w tej generacji to właśnie białe klocki od Nintendo.

Wróćmy jednak do nieszczęsnego newsa. W dalszej części czytamy zdanie: "Pierwszy raz w historii Xbox 360 prowadzi w południowej Europie. W Hiszpanii od trzech tygodni sprzedaje się lepiej niż PS3, we Włoszech prowadzi w stosunku 2:1 - dodaje firma". Podoba mi się sformułowanie "dodaje firma", bo z autora notki prasowej Microsoftu zdejmuje odpowiedzialność za ewentualne naginanie faktów. Poza tym taki suchy, odczłowieczony news, pozbawiony wypowiadających go ust i możliwości powiązania go z twarzą kolejnego uśmiechniętego pana w garniturze, łatwiej przyjąć za pewnik. To nie John twierdzi. Nie Jennifer twierdzi. Microsoft twierdzi.

W cytowanym zdaniu bardziej zastanawia mnie świadomość geograficzna Microsoftu (nie Johna i nie Jennifer). Najpierw ustalmy, gdzie znajduje się Europa. Otóż Europa znajduje się w "Others". Graficzne wykresy i kolorowe słupki, którymi firmy lubią się chwalić przy okazji różnych imprez, zazwyczaj przedstawiają trzy prostokąty lub prostopadłościany (bierzemy poprawkę na biegłość w posługiwaniu się Power Pointem). Jeden to Stany Zjednoczone (ewentualnie Ameryka, jeśli akurat koncern ma dobry dzień i nie chce wciskać kolejnej szpili tym biednym Kanadyjczykom), drugi to Japonia, trzeci zaś to właśnie "Others".

"Others" to kraina większa od Japonii, a bywa, że i większa od Stanów Zjednoczonych. W "Others", jak sama nazwa wskazuje, leży reszta świata. Coś nie pozwala jednak koncernom wpisać w to miejsce "Europa". Bo przecież w "Others” może się zawierać również Afryka, w której zniknął już problem głodu, AIDS i braku wody, a mieszkańcy tłumnie rzucili się do lepianek z RTV, by nabyć swoją konsolę. Są i Chiny, w których jeśli ktokolwiek widział oryginalną grę, to już dawno został rozstrzelany za kapitalistyczne ciągoty. Dla sprawiedliwości wymienię też Australię, Indie i inne bardziej cywilizowane miejsca na globie, ale fakt pozostaje faktem. Panowie od Power Pointów, minęły czasy gatesowych 640 kB RAM-u i stworzenie czwartego słupka naprawdę nie zeżre laptopowi pamięci. Nadajcie trzeciemu słupkowi dumne imię Europa, zwodujcie rozbijając butelkę szampana o burtę, a pod czwartym słupkiem wrzućcie sobie "Others” czy co tam chcecie. Możecie tam nawet Alaskę przenieść, zaniża wyniki procentowe pierwszemu słupkowi. Tak to jest, jak się leży blisko Kanady.

Kontynuujmy wątek geograficzny. Ameryka, jak przystało na ląd odkryty przez genueńczyka, zasiedlony przez Brytyjczyków i w dużej części brzmiący dziś hiszpańskojęzycznie, jest doskonale zorientowana geograficznie. Zapewne w nowym numerze "National Geographic" natkniemy się na stworzoną przez Microsoft (nie Johna i nie Jennifer) kategorię południowej Europy. Przyjęło się dzielić Stary Kontynent na część zachodnią, środkową i wschodnią, a bardziej niż w geograficznych kryteriach miało to uzasadnienie w historii. Nie według firmy z Redmond.

Oczywiście południowa Europa istnieje, ale poza Hiszpanią i Włochami zalicza się do niej również południową Francję, Portugalię i kraje bałkańskie. O tych państwach w komunikacie nie ma wzmianki, a to już nieładna manipulacja - mieszkańcy Prowansji czy Langwedocji mogliby wręcz wytoczyć koncernowi proces za wrzucanie ich do jednego wora z makaroniarzami. "Xbox 360 prowadzi w południowej Europie" brzmi równie szczerze, jak informacja, że "Janusz Palikot jest najbardziej pracowitym posłem na świecie". Bo przecież nie zająkniemy się, że przyjęte przez nas kryterium to liczba świńskich głów przyniesionych do telewizji. Były bodaj tylko dwie, ale to i tak wyśrubowany wynik.

Nie podoba mi się, że serwisy dążą do zwiększenia klikalności nadając newsom nieprawdziwe bądź nie do końca prawdziwe tytuły. Nie podoba mi się, że dziennikarze siłą rzeczy są skazani na te praktyki, bo od liczby odsłon zależy to, ile zarobią. Największe polskie portale internetowe są zbudowane na tym kretyńskim założeniu i dlatego staram się nie korzystać z największych polskich portali internetowych. Gorzej, gdy po podobne metody sięgają lubiane i szanowane serwisy o grach, na domiar złego cytując bezkrytycznie informacje prosto z notek prasowych. Notek wielkich koncernów, bo przecież nie Johna i nie Jennifer.

Marcin Kosman

(autor jest redaktorem PSX Extreme)

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)