Z uKosa: Gracze drugiej kategorii, czyli o polskim Xbox Live

Z uKosa: Gracze drugiej kategorii, czyli o polskim Xbox Live

Z uKosa: Gracze drugiej kategorii, czyli o polskim Xbox Live
marcindmjqtx
15.04.2009 12:39, aktualizacja: 15.01.2016 15:51

Na kilkanaście godzin w tygodniu staję się rezydentem hotelu Radisson w Londynie. Mój znajomy w tym czasie przesiaduje na Buckingham Street, a inny kolega, dowcipniś, ma widok na stację Victoria, bo lubi słyszeć rodzimy język za oknem. To znaczy miałby i słyszałby, gdyby powyższe było sytuacją rzeczywistą, a nie rezultatem oszustw i łgarstw, do których codziennie uciekają się tysiące polskich graczy, by móc pograć na Xbox Live.

Sięganie po takie metody rozpoczęło się za czasów pierwszego Xboxa i startującej wówczas usługi Xbox Live. W Polsce konsola oficjalnie nie istniała, rodzimy oddział Microsoftu się do niej nie przyznawał, a gdy w końcu znalazł się dystrybutor, udzielił dwóch wywiadów i ślad po nim zaginął. Ale doświadczony latami PRL-u naród potrafi sobie radzić w każdej sytuacji. Kiedyś od cwaniactwa zależał byt rodziny, dziś aż tak dramatycznie nie ma (choć to nie reguła, niestety), ale globalne koncerny dbają o to, by ten duch w Polakach nie zginął. Za pierwszego Xboksa z trudem, bo z trudem, ale godziliśmy się z zaistniałą sytuacją, google'ując adresy w krajach Zachodu, bo tylko w taki sposób można było zarejestrować się na serwerach Xbox Live.

Po latach sytuacja się zmieniła. Polska stała się członkiem Unii Europejskiej, PKB zaczęło się rozwijać w imponującym tempie, a nasz MS rozpoczął promocję Xboksa 360. Jedynie sprawa Xbox Live nieustannie tkwiła w status quo, ucząc cwaniactwa i zaradności kolejne grupy entuzjastów grania po sieci. Symbioza wydawcy i polskich konsumentów była cokolwiek dziwna, bo choć online'owe ugrupowanie miało charakter podziemny i ździebko nielegalny, system bez problemów akceptował polskie karty płatnicze. Niemal jak bogaty pan na włościach, który nie pozwala biednym chłopom zbliżać się do swoich najlepszych krów, ale jeśli ci już zdołają je wydoić, magnat z chęcią przyjmuje podarek w postaci kanki mleka. Dochodzi do zjawiska zwanego dojeniem zwrotnym.

(Dojenie znalazło się w tej beznadziejnej metaforze zupełnie przypadkiem i dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że jest na miejscu bardziej niż pierwotnie sądziłem.)

Chwiejny dualizm trwałby w najlepsze, gdyby nie pewne tarcia w relacjach pana i chłopów. Oto bowiem pakiet map do Gears of War, pierwotnie dostępny również dla graczy drugiej kategorii, czyli nas, z dnia na dzień stał się "niedostępny do ściągnięcia z bieżącej lokalizacji". Doskonale znamy ten komunikat. Wspólne nasiadówy przy Gyrosach troszkę się zepsuły, bowiem część ekipy bawiła się w nowych miejscówkach, a druga część nie mogła, chociaż bardzo chciała wcisnąć Microsoftowi swoje pieniądze. Rozważania na temat tego, jak bardzo koncern z Redmond nie chce zarobić na Polakach, nie znajdowały żadnego celu, bo w słowniku rodzimego gracza pojawił się nowy termin - licencja na dystrybucję danej zawartości na określonym obszarze. Na tym jednak również nie będę się skupiał, bo zawiłości umów interesują nas mniej niż zasadniczy fakt - po prostu chcemy pograć.

Problemy z licencjami pojawiały się coraz częściej. Dotyczyły gier z Xbox Live Arcade, dem, dodatków (o Xbox Originals i filmach nie wspominając), a ostatnio struchlały nam serca w dniu premiery GTA IV: The Lost and Damned, którego przez kilka godzin nie sposób było ściągnąć na twardy dysk. Tu sytuacja rozeszła się po kościach, ale kto nam zagwarantuje, że godziny obgryzania paznokci do łokci się nie powtórzą? Na przeciwległym biegunie znalazło się PlayStation Network, znacznie życzliwsze dla Polaka. Nie dość, że pozwala płacić w złotówkach, zamiast komplikowania procesu punktami, to umożliwia grę za darmo i nie stawia żadnych barier. Jeśli już je napotykamy, to przy produkcjach firm niezależnych, jak choćby Metal Gear Solid 4 od Konami, który w trybie online sprzedał polskim fanom nawet większego prztyczka w nos niż Microsoft.

Ale, jak już napisałem, Polska od kilku lat jest członkiem Unii Europejskiej. Instytucji, której działanie i funkcje wynikają z kilku traktatów, między innymi Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską. Ten dokument w artykule 14 definiuje rynek wewnętrzny, czyli obszar, w którym jest zapewniony swobodny przepływ towarów, osób, usług i kapitału. Interesują nas usługi, bo taką jest Xbox Live. Microsoft, ignorując kilka państw Unii, narusza podstawowe prawo. Zatrzymajmy się na chwilę przy artykule 14 i zastanówmy, jak jeszcze - analogicznie, ale z zachowaniem proporcji - można by go naruszyć. Z podobnym pogwałceniem zasad mielibyśmy do czynienia, gdyby Polska nagle zamknęła granicę z Niemcami i przywróciła kontrolę celną. Angielskie władze piłkarskie od lat zastanawiają się nad zastosowaniem limitu obcokrajowców z państw UE w drużynach Premier League, ale ręce wiąże im właśnie prawo europejskie i szereg konsekwencji, który wiązałby się z naruszeniem prawa. Prawo europejskie jest, jakie jest, ale trzymaniu się jego ogólnych zasad patronuje piękne hasło, w zasadzie słowo-klucz do zrozumienia UE - solidarność.

Tyle że to nieszczególnie Microsoft obchodzi. Mówimy o firmie, której Komisja Europejska wlepiła kary na łączną sumę blisko 2 miliardów euro. Ostatnia z kar, za uchylanie się od zaleceń Komisji, opiewała na astronomiczną kwotę 900 milionów euro. Winy dotyczyły głównie monopolistycznych zapędów firmy. W przypadku Xbox Live, choć sprawa wydaje się klarowna, radykalnych kroków nie widać. Na razie wiemy tylko o wydanej przez UE dyrektywie o świadczeniu usług, która powinna zmusić firmy do zakończenia dyskryminacji do końca tego roku. Ładnie brzmi, ale poza groźnie zmarszczonym czołem mędrców z Komisji, w powietrzu nie wisi nic więcej.

Podobny wydźwięk ma sprawa iTunes, sklepu online Apple, w którym Polacy nie mogą kupić muzyki. Nawet naokoło, bo tu polskie karty kredytowe są odrzucane. Firma z jabłuszkiem na każdym kroku podkreśla, jak bardzo jej na Polsce zależy. Podczas polskiej premiery iPoda Shuffle mówiono, że to jeden z pierwszych rynków, na którym pojawił się ten gadżet. Pytania o to, jak Polak ma do niego załadować muzykę, pozostały bez odpowiedzi. "iTunes nie łamie przepisów prawa monopolowego" - twierdzi unijna komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes. "W związku z tym to firma Apple podejmuje decyzje o tym, czy i kiedy otworzyć sklepy internetowe iTunes w nowych państwach członkowskich”.

Neelie Kroes mówi jednak również: "W usunięciu barier dotyczących usług o charakterze transgranicznym, a także przeciwdziałaniu segmentacji rynku, mogą również pomóc zasady dotyczące rynku wewnętrznego. W szczególności art. 20 dyrektywy o usługach, której wdrożenie będzie musiało nastąpić przed końcem 2009 r., wymaga zarówno od państw członkowskich jak i operatorów świadczących usługi, aby nie dyskryminowali odbiorców usług, włącznie z konsumentami, ze względu na ich przynależność państwową lub miejsce zamieszkania".

Pani Kroes próbuje najwyraźniej dobrnąć do końca kadencji Komisji płynąc na banialukach, bo nie wiem jak naiwnym trzeba być, by wierzyć, że dyrektywa zmieni coś, czego nie zmienił zapis w Traktacie. Oby następca potraktował problem poważnie.

Wniosek musi być banalny. Tak, chodzi o pieniądze. Michael Mott zajmujący się sprzedażą i marketingiem MS w regionie Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki (EMEA) mówi wprost, że brak sieciowej usługi w naszym kraju wynika z niewielkiej liczby sprzedanych konsol. Być może jestem ograniczony w temacie wiązania przyczyn i skutków, ale jak w takim razie rozumieć fakt, że np. Pub Games, gra XLA "uzupełniająca” niejako Fable II, ukazuje się po polsku? Zlokalizowana gra w usłudze, do której przeciętny Polak nie powinien mieć dostępu. Cóż za absurd. Może to dla Polonii w Chicago, taki barter w rozliczeniu za F-16?

Xbox Live nie pojawi się w Polsce, dopóki Microsoft (centrala, nie polski oddział, który na takie decyzje wpływ ma praktycznie żaden) nie będzie miał gwarancji, że będzie się to wiązało z zyskami. Co innego budowanie bazy użytkowników konsol i dopłacanie do interesu długimi latami, co innego udostępnianie usług ekstra. Rzecz nie jest tak prosta, jak niektórym może się wydawać - że informatyk w Redmond naciśnie przycisk, sezam się otworzy i nagle zasoby Rynku staną przed nami otworem. Trzeba negocjować i renegocjować umowy wynikające z praw autorskich i licencji, lokalizować zawartość i stworzyć system, który pozwoli Polakom na zakupy bez konieczności uciekania się do uciążliwych metod w rodzaju zmiany IP. I dlatego polskiego Xbox Live za kadencji Xboksa 360 nie będzie.

Niemniej chciałbym mieć satysfakcję z odszczekiwania.

Marcin Kosman (autor jest redaktorem PSX Extreme)

[warto przy okazji przypomnieć też inicjatywę UE, o której pisaliśmy jakiś czas temu, zapraszam tutaj - przyp PG]

AKTUALIZACJA: Otrzymaliśmy stanowisko MS. Kuba Mirski pisze:

Podczas niedawnej wizyty w Polsce, Michael Mott (dyrektor regionalny) zapowiedział, że Microsoft w tym roku będzie w stanie potwierdzić czy serwis Xbox Live będzie oficjalnie udostępniony polskim użytkownikom. Jeśli decyzja o starcie usługi Xbox Live będzie pozytywna należy się spodziewać podania z naszej strony przewidywanej daty jego udostępnienia. Na sytuację w kwestii polskiego Xbox Live należy patrzeć przed pryzmat ogólnej sytuacji Xbox 360 w Polsce. W listopadzie 2006 roku wprowadzaliśmy praktycznie nieznany szerzej produkt, który zdobył sobie uznanie wśród Polaków. Marka jest rozpoznawalna i cieszy się dużą popularnością. To niewątpliwe argument przemawiający za tym, aby dalej czynić kolejne inwestycje w ten rynek. Niestety w chwili obecnej nie mogę przewidzieć jaki wpływ na takie decyzje będzie mieć obecny kryzys finansowy.

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)