Z archiwum ZX

Z archiwum ZX

marcindmjqtx
18.11.2003 08:00, aktualizacja: 07.01.2016 12:42

Telewizor Neptun zamiast monitora, ZX spectrum zamiast peceta, drewniany joystick, magnetofon Kapral i giełda na Grzybowskiej. Słowem: czar późnego peerelu.

Z archiwum ZX

Telewizor Neptun zamiast monitora, ZX spectrum zamiast peceta, drewniany joystick, magnetofon Kapral i giełda na Grzybowskiej. Słowem: czar późnego peerelu.

Z archiwum ZX

Telewizor Neptun zamiast monitora, ZX spectrum zamiast peceta, drewniany joystick, magnetofon Kapral i giełda na Grzybowskiej. Słowem: czar późnego peerelu.

Początek lat 80., komputery wkraczają do naszych domów. Dostałeś w prezencie upragnione Atari albo Spectrum...

Krok pierwszy: Neptun czy Junost'

To był trudny wybór. Komputer trzeba było do czegoś podłączyć. Na przykład rodzinnego telewizora. Ale wtedy groziły długie przerwy na „Isaurę” czy „W kamiennym kręgu”. Najczęściej kupowano więc mały, czarno-biały telewizor. Neptuna produkowano nawet w specjalnej wersji monitorowej, bez odbiornika sygnału telewizyjnego (gwarantowało to dużo lepszy obraz). Dobry był też radziecki Junost', ale Neptun był wyżej ceniony - miał „komputerowo” wygiętą obudowę.

Ci, którzy chcieli cieszyć się kolorem, natrafiali na barierę technologiczną Wschód-Zachód. Rodzime telewizory odbierały sygnał w systemie SECAM, a importowane komputery kodowały obraz w PAL. Cieszyło to tylko elektroników, którzy masowo przestrajali odbiorniki.

Krok drugi: drewniany joystick

Do grania potrzebny był joystick. Niewielu miało dewizy na importowanego, eleganckiego Quickshota (z wygodnym, wyprofilowanym uchwytem i przyciskiem „autofire” w wersji II). Rodzimy „prywaciarz” produkował drewniane dżojstiki (jedyna chyba taka konstrukcja na świecie). Oprócz ogólnej toporności, pękających styków, największym problemem był przycisk „fire”. Po pierwsze umieszczono go w najmniej wygodnym miejscu (na czubku), a po drugie szybko przestawał działać.

Podobno prywaciarzowi największy problem sprawiały wtyczki. Zagraniczne były niedostępne (brakowało dewiz), a rodzime miały za duże obudowy do komputerowych gniazdek. Producent robił więc do wtyczek własne obudowy - z obrzydliwego plastiku w kolorze zużytej opony.

Krok trzeci: na głowicę - spirytus

Programy w tamtych czasach były zapisywane na... kasetach magnetofonowych. Przed graniem trzeba było załadować grę (wysłuchując kilku minut okropnych szumów i pisków).

Do ZX Spectrum można było podłączyć dowolny magnetofon (o ile był wyposażony w gniazdka typu minijack, w razie czego trzeba było kombinować z kabelkami). Największym wzięciem cieszyły się małe grundigi oraz krajowe kaprale i kasprzaki. Każdy szanujący się spektrumowiec wyposażony był w miniaturowy śrubokręcik do regulacji głowicy magnetofonowej. Od tego zależała jakość sygnału - jeśli była słaba, to ładowanie gry kończyło się porażką.

Głowica musiała być też czysta. Jeśli się zabrudziła, urządzenie wciągało taśmę, i nawet jeśli udało się ją wyciągnąć bez rozerwania i wyprostować, to jakość dźwięku tak się pogarszała, że kasetę z ulubioną grą można było wyrzucić. Dlatego na podorędziu nalezało mieć buteleczkę ze spirytusem oraz patyczki owinięte watą.

Krok czwarty: programy na fali

Skoro programy zapisywano w postaci dźwiękowej na kasetach, to nic nie stało na przeszkodzie, by transmitować je przez radio. I faktycznie, w poświęconych komputerom audycjach Rozgłośni Harcerskiej Polskiego Radia zdarzały się emisje dziwnie brzmiących dźwięków, które maniacy nagrywali na domowych magnetofonach.

Niestety, jakość tych nagrań z reguły była marna. W dodatku emitowane programy były mało ciekawe. Po najnowsze gry i tak trzeba było wybrać się do kolegi albo na giełdę.

Krok piąty: w rękach piratów

Sala gimnastyczna i korytarze szkoły podstawowej przy ul. Grzybowskiej w Warszawie w drugiej połowie lat 80. stały się mekką fanów Spectrum i Atari. Można tam było przegrać sobie za bezcen programy - pirackie oczywiście, bo innych wtedy nie było.

Na Grzybowską przychodzili zarówno ojcowie w przyciasnych ortalionowych kurtkach szukający gier dla synów, jak i studenci informatyki czy inżynierowie po programy do projektowania płytek drukowanych. Najwięcej rzecz jasna było zafascynowanych komputerami uczniaków z ostatnich klas podstawówki. Takich, jak my.

wspominali

Marcin Bójko

Adam Leszczyński

Jan Stradowski

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)