Wielka Brytania NIE zezwala na piractwo w sieci - nieprawdziwe informacje na ten temat wyrastają jak grzyby po deszczu

Wielka Brytania NIE zezwala na piractwo w sieci - nieprawdziwe informacje na ten temat wyrastają jak grzyby po deszczu

Wielka Brytania NIE zezwala na piractwo w sieci - nieprawdziwe informacje na ten temat wyrastają jak grzyby po deszczu
marcindmjqtx
22.07.2014 14:58, aktualizacja: 07.01.2016 15:27

Jeśli przeczytaliście gdzieś, że w Wielkiej Brytanii piractwo nie będzie karane, to musicie wiedzieć, że to nieprawda. Co więcej, niedługo mają zostać wprowadzone jeszcze ostrzejsze przepisy, których celem jest ukrócenie ściągania treści z internetu.

Dzisiaj w internecie zawrzało - Wielka Brytania oficjalnie przestaje karać za piractwo w sieci! Padają słowa jak "dekryminalizacja" i "rewolucja". Problem w tym, że... nic się nie zmieni. To klasyczny przypadek tego, że ktoś czegoś nie zrozumiał, a potem reszta serwisów internetowych bezmyślnie przepisuje nieprawdziwe informacje.

Skąd ludzie wzięli informację o dekryminalizacji piractwa w Wielkiej Brytanii? Brytyjska grupa dostawców internetu i przedstawicieli przemysłu filmowego i muzycznego, Creative Content UK, uzgodniła, że wprowadzą rozwiązania mające na celu promowanie legalnego dostępu do treści.

W skrócie działa to tak:

1. Przedstawiciele producentów i dystrybutorów będą monitorować sieci peer-to-peer (np. torrenty) w poszukiwaniu treści chronionych prawem autorskim

2. Gdy takie zlokalizują, będą sprawdzać jakie adresy IP dzielą się tą zawartością.

3. Następnie dostawca internetu wyda właścicielowi praw dane takiej osoby, do której zostanie wysłany list z pouczeniem i informacją na temat legalnych źródeł kultury. Takich pouczeń każda osoba dostanie maksymalnie cztery rocznie.

W założeniu pomoże to skierować słabo zorientowane osoby w stronę legalnej dystrybucji, a zatwardziali piraci i tak nie dadzą się przekonać (dlatego po czterech listach Creative Content UK da sobie spokój).

Fot. Gary Denham

Dlaczego to nic nie znaczy Rewelacyjne informacje krążące w sieci, jakoby Wielka Brytania postanowiła dekryminalizować piractwo, od początku budziły nasze wątpliwości. Skontaktowaliśmy się więc z Creative Content UK by dowiedzieć się z pierwszej ręki o co w tym chodzi. Jak się okazało, ta decyzja nie jest prawem, tylko inicjatywą prowadzoną wspólnie przez wszystkich członków Creative Content UK. Nie oznacza także, że firmy, które biorą w tym udział zaprzestaną roszczeń w ramach obowiązującego prawa. Jak powiedział nam Peter Jones, przedstawiciel grupy:

To jest dodatkowa inicjatywa, która ma zachęcić ludzi do korzystania z legalnych źródeł. W żaden sposób nie zmienia ona polityki firm ani obowiązującego prawa. Wszystko będzie działało, jak dotychczas. W ramach inicjatywy dostawcy internetu zgodzili się też na podejmowanie dodatkowych kroków przeciwko osobom, które otrzymały już cztery powiadomienia. Będą tymczasowo obniżać im prędkość łącza lub przekierowywać na specjalną stronę, która zniknie dopiero, gdy użytkownik skontaktuje się z dostawcą lub ukończy internetowy kurs edukacyjny o prawie autorskim. Wbrew informacjom podawanym na niektórych polskich portalach nie będzie mowy o odłączeniu internetu. Te wszystkie środki, to tylko tymczasowe kroki do czasu, aż rząd brytyjski wprowadzi w życie Digital Economy Act...

Co w takim razie dzieje się w Wielkiej Brytanii? W 2010 roku uchwalono Digital Economy Act, który jest gotowy, ale nie został jeszcze w pełni wprowadzony w życie. Jednym z jego elementów jest prowadzenie przez dostawców internetu listy użytkowników nielegalnie ściągających treści z internetu. Po przekroczeniu ustalonej liczby naruszeń prawa autorskiego (na przykład... 4 razy) dane takiej osoby trafią do anonimowego rejestru Copyright Infringement List (lista osób naruszających prawo autorskie). Dystrybutorzy i wydawcy będą mieli do niego wgląd i na podstawie zawartych tam informacji (jakie treści były ściągane, czy ilość naruszeń) będą mogli wybrać przeciwko komu chcą prowadzić sprawę w sądzie. Wtedy dane takiej osoby trafiają do prokuratury. Jako alternatywę dla sprawy sądowej, Digital Economy Act przewiduje możliwość odłączenia takiemu użytkownikowi dostępu do sieci.

Dodatkowo w Wielkiej Brytanii blokowanych jest wiele stron internetowych zawierających odnośniki do materiałów rozpowszechnianych z pominięciem praw autorskich. Początkowo miał na to zezwalać Digital Economy Act, ale ten zapis budził wiele obaw o cenzurę w sieci, więc z niego zrezygnowano. Jak się później okazało, głównym powodem rezygnacji z tego zapisu był fakt, że blokowanie stron było już możliwe na mocy obowiązującego Copyright, Designs and Patents Act z 1988 roku. Jak powiedział nam Peter Jones z Creative Content UK:

Nic w tym zakresie nie ulega zmianie.

Fot. UK MoD

Wiadomość z ostatniej chwili: "Nic się nie wydarzyło" Tego całego tematu by nie było, gdyby media sprawdzały wiarygodność przepisywanych informacji. Z naszej rozmowy z przedstawicielem Creative Content UK jasno wynika, że inicjatywa jest kampanią społeczną, która będzie dobrowolnie przeprowadzana przez dostawców internetu i dystrybutorów treści.

Blokowane strony w Wielkiej Brytanii nadal będą blokowane, a Digital Economy Act nadal będzie kierowany do wdrożenia. Jedyną ważną rzeczą, jaką wprowadza Creative Content UK jest wczesne rozpoczęcie budowania rejestru Copyright Infringement List. Wtedy po wprowadzeniu DEA będzie można zabrać się od razu do roboty...

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)