War Thunder - wrażenia z wersji PS4

War Thunder - wrażenia z wersji PS4

War Thunder - wrażenia z wersji PS4
marcindmjqtx
21.12.2013 18:58, aktualizacja: 30.12.2015 13:26

Czy pecetowy free-to-play ma szansę powalczyć na konsolowym niebie?

Pecetowy rodowód Absolutnie pierwsze zetknięcie z konsolową wersją War Thunder może przerazić. Po wybraniu aplikacji z biblioteki włącza się bowiem... wbudowana w PS4 przeglądarka internetowa, poprzez którą musimy założyć sobie konto gracza. I tu pierwsza zła wiadomość - nie zaimportujecie do konsolowej wersji konta z PC. Trzeba założyć nowe. Gry free-to-play mają do siebie to, że w końcu najczęściej mimo wszystko wydajemy na nie pieniądze, dlatego brak opcji połączenia obu platform w ramach jednego konta może oznaczać, że wielu z Was zakończy lekturę w tym miejscu nie widząc powodu do rezygnowania ze swoich osiągnięć i parku maszynowego.

War Thunder

Konsolowa wersja gry jest też uboższa w opcje od pecetowego pierwowzoru. To będzie się rzecz jasna zmieniać, ale póki co nie powalczymy w niej czołgami, nie polatamy też w innych rodzajach powietrznych bitew niż Arcade. Dla komputerowych lotników myślących o przesiadce to oczywiste wady, ale optyka zmienia się jeśli z War Thunder po raz pierwszy zetkniecie się właśnie na PS4. Bardziej przystępne, zręcznościowe oblicze gry ma mniejsze szanse na zrażenie do siebie amatorów, a i lata się przyjemniej ze świadomością, że póki co na niebie potykają się piloci o podobnym stażu z tą wersją gry. Ciekawi mnie, jak zmieni się oblicze bitew gdy na jednym serwerze spotkają się konsolowcy i pecetowcy. Póki co nie jest to jeszcze możliwe.

Pecetowy rodowód objawia się jeszcze w straszliwie nieintuicyjnym menu. Jednocześnie możemy wybierać opcje analogową gałką i kursorem (korzystając z panelu dotykowego) co powoduje spory chaos, gdy otwierają się okna, których wcale nie chcieliśmy wywołać, zatwierdzamy niewłaściwą opcję czy zwyczajnie nie wiemy jak znaleźć to, czego szukamy. W przypadku co bardziej nerwowych osobników kontakt z grą może zakończyć się już w menu.

War Thunder

Nie dziwię się im, ale współczuję. Bo gdy już wygramy bitwę z interfejsem, War Thunder zacznie przed nami odsłaniać swoje prawdziwe oblicze. A tego nie powinien przegapić nikt, kto choć raz marzył o locie w kabinie.

Nie tylko multiplayer Myśląc o War Thunder myślicie pewnie o wieloosobowych, sieciowych bitwach. To oczywiście serce gry i miejsce, w którym dzieją się najważniejsze dla ekosystemu free-to-play rzeczy. To tu zarabia się najwięcej srebrnych lwów (waluta w grze) i swoją skutecznością popycha do przodu badania nad nowymi maszynami i ulepszeniami. Ale War Thunder ma też atrakcje dla graczy, którzy chwilowo nie mają ochoty na rywalizację z innymi. Dynamiczna kampania losuje kolejne misje w zależności od tego, jak poradzimy sobie w pierwszej, a fanów rzeczywistych konfliktów ucieszy solidna liczba historycznych misji pogrupowanych w kampanie podzielone na teatry działań. Powalczymy nad Pearl Harbour, stawimy się na bitwie o wyspę Midway czy o Wielką Brytanię. To tylko kilka przykładów. Nie spodziewajcie się tu jakości pełnoprawnych kampanii w grach, które stawiałyby na fabułę, a nie walkę w sieci, ale i tak liczba misji dla samotników (część z nich można rozegrać w kooperacji) to przyjemne zaskoczenie.

War Thunder

To, co najlepsze w War Thunder, dzieje się na wieloosobowych serwerach. Olbrzymie doświadczenie Gaijin w tworzeniu symulatorów walk powietrznych czuć tu od pierwszego wzbicia się w powietrze.

Pierwsze krok w szkole pilotażu Póki co w sieci dostępne są tylko starcia w kategorii Arcade. Oznacza to uproszczony model lotu, odnawiającą się amunicję oraz brak ograniczeń modelu sterowania i rodzaju kamery z której korzystamy, a mimo to dla wielu początki będą trudne. Samolotem możemy sterować na dwa sposoby. Pierwszy to znane z PC wodzenie mu przed nosem kursorem, podczas gdy krzemowy asystent dba o ewolucje, które maszyna musi wykonać, by polecieć tam gdzie chcemy. To najprostszy sposób, a jeśli na początku wyda się wam niegrywalny, to zmniejszcie czułość gry na wychyły gałki. Druga metoda to klasyczny model sterowania padem, znany z innych lotniczych gier - lewy analog to drążek sterowniczy, a prawy odpowiada za przepustnicę.

Przewagą pierwszego modelu sterowania jest precyzja - utrzymanie celownika na przeciwniku jest banalne, bomby spadają zawsze tam gdzie chcemy, a automatyczne manewry pozwalają nie spuszczać oczu z wrogiego samolotu. Drugi tryb to coś dla pilotów chcących mieć większą kontrolę nad swoją maszyną, by wycisnąć maksimum jej możliwości. Dużo trudniej tu o zestrzelenia, bo nawet na najniższej czułości sterowania trzeba nerwów ze stali by celownik nie tańczył wokół maszyny wroga. Nie wystarczy po prostu na niego spojrzeć, by samolot sam korygował kurs. W walce kołowej trzeba dzielić uwagę pomiędzy rozglądanie się (d-pad w dół + wychyły prawej gałki) i manewry.

War Thunder

Satysfakcja z udanego ataku jest nieporównywalnie większa, ale taka sama jest ilość trudu, który trzeba włożyć w każde zestrzelenie. Jeśli zamierzacie po prostu lecieć na wroga i wciskać spust, zostańcie przy podstawowym sterowaniu. Jeśli wiecie, że lepiej nie otwierać ognia zbyt wcześnie, by nie wystraszyć zwierzyny i będziecie potrafili polować tak, by nie miała pojęcia, że wzięliście ją na cel, od razu przestawcie ustawienie w opcjach. Aczkolwiek Gaijin mógłby nad tym trybem jeszcze nieco popracować, bo chyba nie został odpowiednio wyregulowany jeśli idzie o czułość.

Czas czy pieniądz? Mimo zręcznościowego charakteru bitew prędko przekonacie się, że każdy samolot to inna bestia. Przy czym "prędko" to rzecz względna, bo mówimy o grze free-to-play. Po wyborze początkowej nacji (USA, Wielka Brytania, Japonia, Niemcy, ZSRR) w hangarze nie znajdziecie Spitfire'ów czy B-17. Nowe maszyny trzeba najpierw wynaleźć (korzystając z zarabianych w trakcie walk Research Points), potem kupić (za srebrne lwy), często jeszcze przeszkolić załogę (za srebrne lwy) i rozpocząć pracę nad ulepszeniami (za research points), by w końcu odblokować możliwość wynalezienia kolejnego modelu. Każdy z tych procesów można przyśpieszyć albo wręcz sfinalizować od razu za Złote Orły - kupowaną za realne pieniądze "walutę premium".

To mechanizm bez którego żadna gra f2p się nie obejdzie, ale doceniam fakt, że WT nie zasypuje nas co chwila zachętą do wydania pieniędzy. Przy maszynach z wyższych klas wynajdywanie zdaje się trwać wieczność, ale nie spodziewajcie się okienka "hej, szkoda twojego czasu - może kupisz orzełki?". Taka opcja po prostu jest - czy z niej skorzystacie, zależy od Was. Za Orły możemy kupować też samoloty premium (modele z odblokowanymi od razu wszystkimi ulepszeniami) i konto premium dające m.in. bonusy do zdobywanych nagród.

War Thunder

War Thunder nie denerwuje, choć elementów na które chciałoby się wydać niezarobioną na polu walki walutę jest tu dużo. Dokupienie miejsca w hangarze na nowy samolot i załogi kosztuje. Przeszkolenie jej do obsługi nowej klasy, rozwój umiejętności pilota, strzelców, obsługi naziemnej - także. A lepiej nie zaniedbywać rozwoju załogi i - przede wszystkim - planować go z głową. Pakowanie punktów na ślepo może się skończyć wspaniale wyszkolonym strzelcem pokładowym w załodze obsługującej jednoosobowy myśliwiec. Z kolei pilot bez wytrenowanego wzroku i świadomości otoczenia nie zobaczy maszyny wroga z odległości dającej nam przewagę w walce. Takie szczegóły liczą się na polu walki w War Thunder, choć rzecz jasna nie tak jak umiejętności pilotów w obsłudze ich maszyn.

Bandyta na szóstej War Thunder ma w sobie coś z Battlefielda. W obu grach nowicjuszy poznamy po tym, że poruszają się po polu walki bez szczególnego celu, starając się ustrzelić innych graczy. Tymczasem w głównych trybach produkcji Gaijin i DICE chodzi przede wszystkim o wypełnianie założeń misji. W Ground Strike w War Thunder mecze wygrywa się niszcząc cele naziemne przeciwnika (rozmaite pojazdy, stanowiska AA, okręty czy całe bazy), a nie wykrwawiając go z samolotów (choć ostatecznie można i tak). Podniebne pole bitwy obfituje także w niecodzienne momenty, które błyskawicznie chce się zapisać na dysku konsoli. Trudno tu o rutynę czy znużenie, gdy każdy scenariusz każdego meczu pisany jest na bieżąco przez pilotów. Jeśli już, to brakuje kilku trybów rozgrywki, które by ją urozmaiciły - zabawa w przejmowanie i utrzymywanie lotnisk na wzór Conquest z serii Battlefield spisuje się świetnie i chciałoby się takich dodatków więcej.

Swoje do frajdy dokładają też mapy, choć w grze o podniebnych starciach może brzmieć to nieco dziwnie. Ale przecież wspominałem już, że by wygrywać misje, trzeba skupiać się na celach naziemnych. Te często poukrywane są w wąwozach czy między górskimi szczytami, więc pojedynków na pułapie grożącym trzaśnięciem w ziemię i pościgów z wykorzystaniem ułożenia terenu jest tu w bród. Emocje sięgają w ich przypadku zenitu, nawet jeśli jakość oprawy traci nieco z każdym metrem bliżej ziemi. Z pułapu kilku kilometrów gra wygląda ślicznie, oferując mnóstwo okazji do tworzenia własnych widokówek (sprawdźcie opcje oprawy, pozwalające pobawić się nieco kolorystyką).

Sterowanie zostało idealnie wypośrodkowane pomiędzy zręcznościową strzelaniną a elementami symulacji. Nie będziecie mieć problemów z manewrami, ale wyciągnięcie wszystkiego ze swojej maszyny oraz dobranie odpowiedniej strategii wymaga już i umiejętności, i doświadczenia. Każda maszyna prowadzi się też wyraźnie w inny sposób, zależny także od wybranego uzbrojenia dodatkowego. War Thunder wyciska maksimum frajdy z podniebnych pojedynków, ale jednocześnie nie jest banalną arcade'ówką, w której liczy się czysty fart. I tylko fani hardkorowej symulacji nie znajdą w tej wersji gry nic dla siebie, bo na bliższe im tryby musimy jeszcze poczekać.

War Thunder

Edycja PS4 to mój pierwszy kontakt z War Thunder, aczkolwiek symulacje od studia Gaijin znam całkiem dobrze. Nie spodziewałem się, że gra free-to-play będzie mogła stawiać czoła tradycyjnym produkcjom, więc moje zaskoczenie jakością rosło z godziny na godzinę. Brakuje tu jeszcze wielu opcji, ale już teraz warto zainstalować War Thunder i rozpocząć zbieranie doświadczenia i odblokowywanie kolejnych samolotów. Gdy Gaijin zacznie rozbudowywać grę, będziecie chcieli być przygotowani.

Maciej Kowalik

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)