TowerFall Ascension - recenzja. Gdzie czterech się bije, tam jest zabawa

TowerFall Ascension - recenzja. Gdzie czterech się bije, tam jest zabawa

TowerFall Ascension - recenzja. Gdzie czterech się bije, tam jest zabawa
marcindmjqtx
11.03.2014 15:10, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Ouya świata raczej już nie podbije, ale gdyby nie ta pseudokonsolka, być może nie mielibyśmy szansy na odpalenie TowerFalla na bardziej popularnych sprzętach. Świat gier wideo sporo by stracił.

Każdy powinien mieć w domu przynajmniej jedną grę, którą może odpalić, gdy zbiorą się znajomi i patrzeć, jak łapią bakcyla. Kiedyś taką rolę pełniły u mnie gry z klockami Lego w roli głównej czy Guitar Hero/Rock Band, ale te czasy minęły. Po cichu liczyłem, że może Basement Crawl wypełni tę lukę, ale kicha od Bloobera dzielnie zmierza po tytuł najgorszej gry na PS4. Ostatnio trafiłem na TowerFall i wiedziałem, że dalej szukać nie muszę.

Zasady nie są skomplikowane. Czterech łuczników wkracza na arenę z zamiarem wpakowania ostrego końca strzały w rywali. Ostatni żywy wygrywa rundę. Proste? Owszem. Ale rozgrywka nie jest prostacka.

TowerFall należy do tej rzadkiej grupy imprezowych gier, które potrafiły znaleźć równowagę pomiędzy przystępnością a strategiczną głębią. Przy czym czasu na myślenie jest tu niewiele - każda runda to dynamiczna kotłowanina, w której szanse na przeżycie do końca mają nie ci, którzy najcelniej strzelają, a ci, którzy najsprytniej poruszają się po planszy. Liczba strzał jest ograniczona. Pusty kołczan czyni z nas łatwą ofiarę, ale wystrzelone pociski można zbierać. Łucznicy są zaskakująco mobilni, potrafią stosować uniki nie tylko na ziemi, ale i w powietrzu. A przy odrobinie szczęścia i wyczucia czasu nawet łapać lecące w ich stronę strzały. Sztuczka warta wyuczenia, tak samo jak zapoznanie się z mniej oczywistymi ścieżkami na szybkie przemierzanie aren. Wskakując w dziurę w podłodze, wypadniemy z dziury w suficie. Wychodząc poza planszę z prawej strony, pojawimy się z lewej.

Nie tylko strzały zabijają. Równie skuteczne jest zdeptanie przeciwnika z powietrza. Nie da się go zablokować, nie da się przechwycić - sprawne poruszanie się po planszy to podstawa, by nie znaleźć się w złym miejscu, w nieodpowiednim czasie. Pozwala też dotrzeć do pojawiających się power-upów, które potrafią odwrócić losy meczu. Wybuchowe czy potrafiące przewiercać się przez otoczenie strzały to zwiastun podkręcenia tempa rozgrywki. Tarcza uratuje przed śmiercią, a może pozwoli też na kontratak. Skrzydła pozwolą na poruszanie się po ścieżkach niedostępnych dla innych.

TowerFall Ascension

Dynamika starć różni się w zależności od ilości graczy. Pojedynki 1 na 1 pozwalają sprawdzić umiejętności zawodników w spokojniejszym otoczeniu. W przeciwieństwie do starć czterech łuczników, jest w nich czas na trochę szybkich szachów i próby zapędzenia przeciwnika w ślepą uliczkę. Trudniej zginąć od przypadkowej strzały. Gdy na arenie mamy komplet, tempo odpowiednio wzrasta, miejsca jest jakby mniej i w każdej chwili ktoś może spaść nam na głowę. Ale i tak nad wszystkim da się zapanować, a z nieprzewidywalności starć czerpać dodatkowe emocje i kolejne porcje najczystszych ładunków frajdy. TowerFall to gra, przy której nie sposób wysiedzieć w miejscu. Będziecie skakać, krzyczeć, szturchać się i wyzywać. W ramach przyjacielskiej rywalizacji, rzecz jasna. Każdy kolejny mecz udowadnia, że jej autor - Matt Thorson - trafił w samo serce grywalnościowej żyły złota.

A gdybyście po kilku godzinach zapragnęli delikatnej odmiany od podstawowych trybów, na ustawienie czeka mnóstwo opcji, które zmienią oblicze rozgrywki. Co powiecie na to, by każdy startował tylko z jedną strzałą? Może w ogóle je wyłączymy? A gdyby tak każda platforma była pokryta lodem? A może z boków ekranu powinna wypływać mordercza lawa? Można zapisać trzy różne kombinacje opcji rozgrywki.

TowerFall Ascension

Wszystko, czym zachwycałem się powyżej, jest dostępne pod warunkiem, że obok siedzi przynajmniej jedna osoba. TowerFall Ascension nie oferuje rozgrywki przez sieć. Być może właśnie ten brak sprawi, że gra nie wskoczy w tym roku na podium moich ulubionych gier ostatnich 12 miesięcy, zobaczymy. Rozumiem, że kod sieciowy musiałby być tu bezbłędny. Przykładów na to, co się dzieje gdy nie jest, nie trzeba szukać daleko - spójrzmy chociaż na Nidhogg. To jeden z cieniów niezależnej deweloperki w gronie kilku osób...

Samotnicy znajdą w TowerFall dwa tryby. Quest to wariacja na temat hordy - zamiast innych graczy, areny szturmują kolejne fale potworów. O tyle ciekawa, że każda plansza ma swój zestaw stworków do pokonania. Te zaprojektowano z głową, różnią się zachowaniem, umiejętnościami i charakterystyką ataków, zmuszając gracza do obierania różnych strategii. Czasem na planszę wskoczy też sterowany przez SI bot, w skórze innego łucznika. Sokole oko i nieziemski refleks sprawiają, że potrafi napsuć krwi, ale to nie to samo co żywy przeciwnik. Za wyniki na każdej planszy jesteśmy oceniani, więc po godzince z lekkim hakiem, jaką zajmie przejście wszystkich, pozostanie już tylko bicie wyników, by zapracować na lepszą odznakę. Do Quest możemy zaprosić drugiego gracza.

TowerFall Ascension

Drugim trybem, który umili oczekiwanie na gości, są wyzwania, w których musimy jak najszybciej usunąć z planszy treningowe manekiny. Połowa sukcesu to obranie możliwie najefektywniejszej ścieżki i zaplanowanie każdego skoku czy strzału. Ot, nietypowa łamigłówka. Druga połowa to wykonanie tego, co sobie zamierzyliśmy. Zwykle dużo trudniejsze, ale ten tryb to świetny trening poruszania się, celowania i refleksu.

TowerFall błyskawicznie obudził we mnie wspomnienia kooperacji z Bubble Bobble i rywalizacji w Wormsach czy Soldacie także swoją oprawą. Na stare lata coraz bardziej podobają mi się wielkie piksele, zwłaszcza animowane z takim rozmachem jak tu. Zachwycając się masą drobnych smaczków, nie zauważyłem początkowo nawet tego, że obraz podano w proporcjach 4:3, fundując z boku bezużyteczne pasy. No i ta muzyka. Najlepsze wspomnienia starych gier wylewają się nie tylko z ekranu, ale i głośników.

Werdykt TowerFall to imprezowe złoto - pierwsza i ostatnia gra, którą odpalicie, gdy wpadną znajomi. Thorson znalazł prostą formułę, która daje graczom dostęp do tych samych pokładów grywalności, z których czerpały Wormsy, Bomberman i inne imprezowe klasyki. Za kilka lat TowerFall będzie wspominany tak samo ciepło. A jeśli z rozmaitych przyczyn na regularne granie ze znajomymi w jednym pokoju nie macie szans? Wtedy TowerFall z kategorii "musisz mieć" spada o oczko niżej - i tak warto go kupić, ale raczej po obniżce, bo główne danie Was ominie.

Maciej Kowalik

Platformy:PC, PS4 Producent:Matt Thorson Wydawca:- Dystrybutor: - Data premiery:12.03.2014 PEGI:7 Wymagania: 2,5 GHz, 2 GB RAM, karta graficzna min. Intel HD 4400

Grę do recenzji udostępnił producent. Testowaliśmy wersję na PS4. Screeny pochodzą od producenta.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)