The Chronicles of Nyanya – recenzja. Dobre koty w złym towarzystwie

The Chronicles of Nyanya – recenzja. Dobre koty w złym towarzystwie

The Chronicles of Nyanya – recenzja. Dobre koty w złym towarzystwie
Joanna Pamięta - Borkowska
12.03.2018 12:27, aktualizacja: 12.03.2018 14:01

Opowieść o tym, jak to tak naprawdę jest być kotem w świecie pełnym mebli i rozmokłych kartonów.

Mrutair była kiedyś niewinną kotką z Kotowic. Dorastała w kochającej rodzinie, w otoczeniu lasu, dobrobytu i piękna. Jednak nie dane jej było w spokoju dożyć dorosłości, bo oto Kotowice padły ofiarą Kotorków, zaś Mrutair, jako jedyna ocalała, trafiła do zakonu miassasynów zwanego Zakonem Ruchomego Punktu. Z dniem zakończenia szkolenia, wyruszyła wraz ze swą drużyną w poszukiwaniu przygód.

Platformy: PC

Producent: Hamsterbcube

Wydawca: Fat Dog Games

Wersja PL: Tak

Data premiery: 16.02.2018

Wymagania: Windows 7 – 10, Intel Core2 Duo,  2 GB RAM, karta graficzna zgodna z DirectX 9

Grę udostępnił wydawca. Obrazki pochodzą od redakcji.

Tak zapowiada się produkcja Fat Dog Games i Hamstercube. Czyli RPG dla wielbicieli kotów z ogromną dawką humoru i ciekawą, klasyczną fabułą. A jak to wygląda w praniu?Zacznę od tego, za co należą się twórcom największe brawa – to warstwa językowa. Żywy język potoczny, którym posługują się postacie podczas dialogów, jest niewymuszony i bardzo naturalny. Duża liczba zabaw językowych, neologizmów i mrugnięć do graczy sprawia, że praktycznie każda linijka tekstu kryje w sobie niespodziankę. Już same nazwy takie jak Wrota Kocura, Smyrajewo czy imiona Mruevara Do'MRuczkena, księcia Podmruku (moja ulubiona postać, może z powodu podobieństwa do Sephirotha, a może Drizzta?), czarodziej Furry Kotter, mistrz Kotashi – sporo tego jest. Za warstwę fabularną oraz otoczkę graficzną odpowiada Ilona Myszkowka, znana z komisków internetowych "Chatolandia" czy "Barwy Biedy". Jej fani na pewno rozpoznają jej specyficzny styl i jedyne w swoim rodzaju poczucie humoru.Jestem też pod wrażeniem znawstwa kociej natury. Koty nie mieszkają w zwykłych domach, tylko kartonach. Kartony umeblowane są nad wyraz skromnie – koszyki, kuwety oraz, sporadycznie, doniczki, przewrócone zresztą z niebywałą wprawą. Jedyne miejsce, w którym znajdują się całe doniczki, to kapliczka we Wrotach Kocura, strzeżona przez sędziwego Doniczkomancera.

Wrogami kotów są Kotorki, ale prawdziwym złem, przed którym trzeba bronić kociej krainy są... meble. A zwłaszcza przerażające dzikie szafy górskie, w których wnętrzach kryje się prawdziwa groza. Mrutair nie raz będzie musiała stoczyć bój z podstępnymi taboretami i krzesłami, zwłaszcza pod koniec gry, kiedy to dojdzie do epickiej bitwy z całą armią mebli.A skoro już mówimy o walce, to jest jej całkiem sporo i odbywa się w trybie turowym. Nie należy do najłatwiejszych, ale nie jest też ekstremalnie trudna, trzeba tylko pamiętać o wykorzystywaniu umiejętności postaci, przedmiotów (mleko odnawiające manę, punkty życia i podbijające statystyki) i czarów. Podobnie jak z jRPG typu Final Fantasy, u wojowników ładuje się wskaźnik Wścieku (taki koci odpowiednik Rage), który odblokowuje potężne ciosy. Poza tym magowie i paladyni mają klasyczne umiejętności, więc każda osoba jako tako obeznana z komputerowymi RPG szybko się w Nyanii odnajdzie. Tym bardziej że rozwój postaci odbywa się automatycznie i nie dostajemy do wyboru rozbudowanego drzewka umiejętności, tylko kilka zdolności na krzyż, więc nie ma nad czym deliberować.Dialogi nie zajmują wcale tak dużo czasu – nie jest to produkcja pokroju Tyranny czy Numenery, w których czytanie zajmowało ponad połowę czasu gry. A szkoda, bo może dzięki temu nie chodzilibyśmy tyle po skromniutkich lokacjach. Dużo czasu zajmuje niestety łażenie po mapie i odkrywanie kolejnych zadań. Chronicles of Nyanya została całkowicie zrobiona w RPG Makerze i to widać.

Z Nyanyą jest tak, że naprawdę czuć, iż robił ją człowiek z sercem. Szkoda tylko, że nikt mu nie pomógł, nie pochylił się z dobrą radą, by pasję i masę świetnych pomysłów ubrać w jakieś ładne szatki. I nie ma co ukrywać, że wizualnie to jest skromniutkie. Nie mówię o fajnie narysowanych postaciach, ale o lokacjach, wnętrzach, lasach, bagnach, podziemiach, twierdzach.Dlaczego nie znalazł się nikt, kto usiadł z twórcami Nyanyii i powiedział: wszystko to pięknie, tylko wstrzymajcie się na kilka miesięcy, szarpnijcie się na porządnego grafika, który włada szlachetną sztuką pixel artu i narysuje wam cudne „dżewa”, głębokie jeziora, majestatyczne skały. Nie lubię, gdy oryginalne pomysły nikną pod ciężarem kiepskiego wykonania.Chronicles of Nyanya mogła być naprawdę świetną grą, ale nie ma szans przebić się do szerszego odbiorcy z powodu jej wykonania. Założę się, że większość graczy potraktuje ją jako ciekawostkę, fani Chatolandii jako obowiązkową pozycję, ale skupią się na warstwie językowej. A Nyanya to kilkanaście godzin niezobowiązującej i nawet wymagającej rozgrywki oraz rewelacyjnych dialogów, przy których kilka razy zdarzyło mi się parsknąć śmiechem. Począwszy od samego tytułu, aż po napisy końcowe gra pełna jest nawiązań do memów, książek, filmów, komiksów i innych gier. Wyszukiwanie ich to prawdziwa przyjemność. To wielka kopalnia analogii, błyskotliwych aluzji. Tyle że kopalnia owa jest najzwyczajniej w świecie szpetna.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)