Spowiedź hipokryty: o ośmiolatkach wyrywających kręgosłupy

Spowiedź hipokryty: o ośmiolatkach wyrywających kręgosłupy

marcindmjqtx
13.08.2011 14:33, aktualizacja: 15.01.2016 15:44

Carmageddon, Mortal Kombat, GTA, Diablo, Death Rally, Doom, Postal, Quake, Duke Nukem 3D... Graliście? A ile mieliście wtedy lat? Bo ja: zdecydowanie za mało.

Do całej tej refleksji skłoniły mnie dwie wydane niedawno gry: Duke Nukem Forever i Mortal Kombat. Protoplastów obu tych tytułów pamiętam doskonale, choć w momencie ich premiery liczbę moich lat można było zapisać przy pomocy zaledwie jednej cyfry.

Świetnie więc pamiętam, jak jako 9-10-latek uruchamiałem w DOS-ie Duke Nukem 3D i przebijałem się przez hordy świń w strojach policjantów. Przeszedłem wtedy nawet tę grę w całości. Nigdy nie mogłem odżałować, że choć striptizerki pokazują piersi, to z powodu rozpikselowanej grafiki i tak nic tam nie widać.

W Mortal Kombat 3 grałem z kolei namiętnie ze starszym bratem, również w wieku zdecydowanie nieprzystającym do wyrywania kręgosłupów i łamania rąk. Za podręcznik ciosów służył nam jakiś numer Secret Service, wytarty zresztą do cna z racji częstego używania.

Quake II? Nasz domowy komputer ledwo mógł go uciągnąć, ale i tak pamiętam szok wywołany faktem, że szczątki wrogów można przerobić na kupkę flaków. Początkowo zresztą wcale mi się ta gra nie podobała, wolałem DN3D i Shadow Warrior z uwagi na interakcję z otoczeniem. Ostatecznie więc Q2 przeszedłem kilka lat później, ale też z pewnością "wymaganych" osiemnastu wtedy jeszcze nie miałem. Soldier of Fortune? Skończyłem w niedługo po premierze, a jeszcze wcześniej, w 1999 roku, zostałem wiernym fanem Unreal Tournament. Oczywiście wtedy tylko granego z botami, bo o szerokopasmowym łączu nawet nie miałem co marzyć. GTA? Pierwsza część była dla mnie zdecydowanie za trudna, ale i tak znakomicie bawiłem się, powodując karambole w pierwszym mieście.

Grałem. Grałem we wszystkie te brutalne produkcje, których powinienem pewnie nawet nie dotykać. Oczywiście bawiłem się znakomicie także przy tytułach bardziej dostosowanych do swojego wieku (byłem wielkim miłośnikiem przygodówek) i kto wie, może tylko dzięki temu nie wyrosłem na psychopatę.

Wyrosłem za to na hipokrytę.

Dlaczego? Jeśli bowiem zapytacie mnie dzisiaj czy pozwoliłbym takiemu szkrabowi grać w Duke Nukem Forever, Call of Duty, Mortal Kombat, GTA IV czy inne współczesne odpowiedniki tamtych produkcji to odpowiem: "nie, oczywiście, że nie". Mamy przecież PEGI i o ile nie trzymałbym się go sztywno, bo prywatnie nie widzę wielkiej różnicy między 16 a 18 latami, o tyle jednak już w przypadku osób mających mniej niż te 16 mocno bym się zastanawiał.

I, szczerze mówiąc, niespecjalnie wiem, co z tym fantem zrobić. Jakie stanowisko zająć? Przyznać, że za młodu postępowałem źle? Tylko że wcale tak nie uważam, zwłaszcza, że nie wyrosłem raczej na człowieka z problemami osobowościowymi, więc chyba nic wielkiego mi te wszystkie gry nie zrobiły. To może uznać, że jednak dzieciaki mogą w te produkcje bez problemu grać? No nie, tego nie zrobię, bo czułbym się, jakbym dawał im do zabawy nóż.

Tym, co "robi różnicę" w mojej głowie jest poziom realizmu graficznego. Dziś flaki i odrąbane głowy wyglądają jak flaki i odrąbane głowy, kiedyś były zaś tylko kupkami pikselami. Ale może się mylę? Bo czy w końcu nie jest tak, że najstraszniejsze jest to, co niedopowiedziane i co powstaje w naszych głowach? Pierwsze odsłony Mortal Kombat tak czy inaczej szokowały, nieważne, że graficznie od realizmu były bardzo odległe. Więcej: dziś nawet szokują mniej, przynajmniej sądząc po reakcji na nie osób niezwiązanych z grami.

Gdy zaczęliśmy rozmawiać o tym w redakcji, wyszło na to, że Konrad Hildebrand ma z tym mniejszy problem. Nie widzi nic złego w tym, żeby nawet ośmiolatek grał w Call of Duty, pod warunkiem, że jego rodzice będą o tym wiedzieć. Więcej zagrożeń dostrzega zaś w grze sieciowej, nawet w tak "kolorowej" produkcji jak League of Legends. W końcu nigdy nie wiadomo, na jakich współgraczy się trafi: może będą wulgarni albo zwyczajnie dokuczliwi.

A ja sam nie wiem. Z jednej strony cieszę się bardzo, że mamy dziś PEGI i staram się popierać przy każdej okazji tę inicjatywę. Oczywiście nie jestem zwolennikiem żadnych form zakazywania sprzedaży gier komukolwiek (nie przesadzajmy, to jednak nie alkohol), ale jednak nie polecałbym dzieciom grania w Mortal Kombat. Z drugiej strony jednak czuję się w takich wypadkach cholernym hipokrytą, bo przecież sam to robiłem i dziś wcale tego nie żałuję ani nie czuję się z tego powodu winny.

Choć może też być tak, że to wszystko jest najzupełniej naturalne. Jak wspomina medioznawca, Mirosław Filiciak:

Studenci SWPS-u robili kiedyś badanie, mające sprawdzić czy ludzie, którzy sami grają, są bardziej skłonni do kupowania dzieciom gier. Okazało się, że jest odwrotnie - gracze byli bardziej restrykcyjni przy zakupach i bardziej kontrolowali granie dzieci. (...) może po prostu lepiej niż nasi rodzice znamy gry i mamy świadomość, że nie wszystkie są odpowiednie dla bardzo młodych ludzi. Za "moich czasów" (jak to strasznie brzmi...) gry ciągle były (przynajmniej w Polsce) czymś nowym, świeżym, czego dopiero się uczyliśmy. Nikt do końca nie wiedział, jak z nimi postępować. Stąd wzięło się i to moje - pewnie nie tylko moje, przyznajcie się - granie za dzieciaka w brutalne produkcje, i pewnie też takie akcje, jak telewizja oskarżająca Diablo o satanizm. Dziś i jedno, i drugie wydaje nam się nie do pomyślenia. Oswoiliśmy gry, wciągnęliśmy je do naszego świata i teraz już wiemy, jak się z nimi obchodzić.

Może więc jednak nie jestem hipokrytą.

Tomasz Kutera

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)