Patapon - recenzja

Patapon - recenzja

Patapon - recenzja
marcindmjqtx
30.03.2008 22:54, aktualizacja: 30.12.2015 14:13

Czasem na rynku pojawia się tytuł, który powoduje, że dorośli, stateczni ludzie zaczynają zachowywać się podejrzanie. Od pierwszych zapowiedzi Patapona i wrażeń przekazywanych przez zachodnich dziennikarzy nie miałem wątpliwości, że będzie to kolejna gra, która wchodzi do głowy i za żadne skarby nie chce jej opuścić. Ale czy produkcja Pyramid ma w sobie coś więcej niż tylko świdrujące mózg pioseneczki? Jak najbardziej! Głębia Patapona może wielu z Was zaskoczyć.

Pierwsze chwile po włożeniu płytki do konsolki spodobają się zwłaszcza megalomaniakom. Niczym w czasach Popoulusa dostajemy pod swoją opiekę małe plemię, które z wielką czcią prosi o poprowadzenie go na koniec świata. Co tam znajdą niech zostanie teraz tajemnicą, bo chociaż fabuła nie jest w tej grze najważniejsza, to zdradzanie zakończenia byłoby po prostu niemądre.

Im dłużej grałem, tym bardziej oczywisty stawał się dylemat - do jakiego gatunku należy Patapon. Najprościej jest oczywiście stwierdzić, że jest to gra muzyczna. Naszymi pataponami sterujemy przecież wyłącznie za pomocą przycisków oznaczających 4 różne dźwięki bębna. Przykładowo wystukanie Pata Pata Pata Pon [kwadrat, kwadrat, kwadrat, kółko] oznacza rozkaz marszu, po którym oddział przesunie się o parę kroków w prawo. Innych piosenek (w sumie 5) uczymy się w trakcie późniejszych misji.

Bardzo ważne jest wyczucie rytmu, ponieważ odpowiednio długa „pieśń bojowa” przeradza się w tryb Fever. W czasie jego trwania patapony zyskują solidny bonus do statystyk, mogący przechylić szalę na naszą korzyść (w trakcie późniejszych misji to konieczność!). Utrzymanie „gorączki” nie jest jednak proste. Radosne stworki zaczynają improwizować rozmaite okrzyki niekoniecznie zgadzające się z wystukiwanym przez nas rytmem, co prowadzi do szybkiej dekoncentracji. Nie pozostaje więc nic innego jak tupanie, rytmiczne machanie głową czy (w ostateczności) śpiewanie sobie pod nosem. To nie jest żart, w tę grę nie da się grać siedząc spokojnie i prędzej czy później będziecie musieli odpowiedzieć domownikom na kilka pytań.

Ale Patapon to również strategia pełną gębą. Mamy tu 6 podstawowych typów stworków. Mnóstwo dodatkowego ekwipunku (miecze, tarcze, hełmy itp.) wpływającego na ich umiejętności. Możemy również tworzyć coraz potężniejsze mutacje naszych wojowników, rzucać czary zmieniające warunki atmosferyczne czy wreszcie gotować zupki poprawiające statystyki oddziału. Imponująca wyliczanka jak na grę rytmiczną prawda? Mimo, że schemat rozgrywki jest dosyć prosty (musimy przejść od punktu A do punktu B najlepiej zabijając po drodze wszystko co się rusza), to fani statystyk, dobierania odpowiedniego uzbrojenia, taktyki i oddziałów będą w siódmym niebie.

Nasze zadania można podzielić na standardowe (posuwające naprzód fabułę), pojedynki z bossami i polowania. Dwa ostatnie rodzaje możemy powtarzać do woli, by zbierać pieniądze i skarby konieczne do ulepszania naszej armii. Żeby nie było za prosto, z każdym pojedynkiem bossowie są coraz silniejsi i już po kilku walkach stają się prawdziwym wyzwaniem (zaczynamy wtedy żałować, że nie mają widocznych pasków energii). Zwykli wrogowie mają podobny do nas podział na klasy i również są lepiej wyposażeni wraz z kolejnymi misjami. Nie ma więc co marzyć o zbudowaniu super armii, która każdego rozniesie w pył, choć odpowiednio dopakowana gromadka potrafi cieszyć nasze oczy swoją potęgą. Pojedynczych misji jest w grze ponad 30, ale zapewniam, że przed pokonaniem ostatniego bossa będziecie mieć na koncie co najmniej dwa razy tyle wypadów bojowych. Zadania są przystosowane do „kieszonkowego” typu konsoli i z reguły nie zajmują więcej niż 10 minut. Niestety autorzy nie wpadli na pomysł pauzy, więc w razie potrzeby albo zakończymy misję, albo przerwiemy ją i wrócimy do rodzimej osady.

Obozem wypadowym naszej małej ekipy jest Patapolis. Oprócz przeglądu wojska czy podsłuchania najnowszych plotek, możemy wziąć w nim udział w kilku rytmicznych mini-grach, które pomogą nam zdobyć rzadkie przedmioty. Lekko przeszkadza fakt, że za każdym razem musimy obejrzeć scenkę wprowadzającą do zabawy. Obozowisko ma swój urok - miło patrzy się na tańczące patapony, smażące nad ogniem głowę przed chwilą ubitego potwora. Z kolei po nieudanej misji w Patapolis panuje grobowa cisza i czym prędzej ma się ochotę dać naszym wyznawcom jakiś powód do świętowania.

Doceniam takie subtelne smaczki a Patapon ma ich jeszcze kilka w zanadrzu, choćby w oprawie graficznej. Jest bardzo minimalistyczna (co zresztą możecie zobaczyć na screenach), ale co powiecie na fakt, że białe kreski symbolizujące wiatr mają wpływ na skuteczność łuczników oraz utrudniają polowanie, gdy zbliżamy się do zwierzęcia od zawietrznej (bardzo pomaga wtedy wywołanie deszczu)? Całość oprawy przypomina dość prostą bajkę i choć raczej nikt nie powiesi sobie tych obrazków na ścianie, to w czasie gry bardzo szybko wpadamy w jej urok i cieszymy oczy przygodami naszego plemienia. widokiem gorącej pustyni czy wielkimi (w porównaniu do reszty postaci) bossami.

Udźwiękowienie gry bardzo dobrze pasuje do typu zabawy. Świetnie zrealizowano „rozkręcanie się” pieśni bojowej wraz z kolejnymi udanymi rozkazami Różne komendy powodują inne odzewy, a w słodziutkich głosach naszych podopiecznych słychać narastającą chęć do walki, która swoją kulminację znajduje w trybie Fever. Wrażenie zrobiła na mnie również muzyka pojawiająca się między misjami. Skojarzenie z filmem Braveheart nasunęło się samo. Niestety, przy okazji dźwięku muszę wytknąć grze największą moim zdaniem wadę. Trzeba pamiętać, że Patapon to gra na konsolę przenośną, co w teorii oznacza, że często będzie włączana poza domowym zaciszem. Niestety poziom trudności gry skutecznie odstrasza od zabawy w szkole pełnej rozmów, rozklekotanych autobusach czy tramwajach. Podstawą jest tu wyczucie rytmu, a w wymienionych sytuacjach nawet słuchawki nie pomogą na tyle skutecznie odciąć się od hałasu, by od początku do końca misji utrzymać tryb Fever, co naprawdę jest bardzo pomocne przy niektórych zadaniach. Przyznam, że nawet w domu wolałem grać ze słuchawkami na uszach. Pora również obalić mit, wedle którego Patapon to idealna gra dla najmłodszych. Niestety autorzy nie dali nam możliwości wyboru poziomu trudności gry, ani żadnych ułatwień. W razie ewentualnego „zacięcia” pozostają jedynie polowania, bitwy z bossami i kolejne próby przebrnięcia przez problematyczną misję. Jeśli więc ktoś chciałby kupić Patapona z myślą o młodszym stażem graczu, musi być gotowy do pomocy.

Musiałem wytknąć grze powyższe wady, dla spokoju sumienia. Wystarczy jednak mieć świadomość, że Patapon najlepiej smakuje w domu, a jego mechanika wymaga wprawy, by nie tylko nie żałować zakupu, ale złapać na punkcie tej gry konkretnego świra. Nie wiem, czy spotkałem się wcześniej z tak specyficznym i do tego udanym połączeniem dwóch (a może i więcej) gatunków. Z pewnością Patapon to jedna z najbardziej uzależniających gier, jakie miałem przyjemność testować. Nawet po kilkukrotnej porażce w tej samej misji nie umiałem długo gniewać się na konsolkę i szybciutko podejmowałem kolejną próbę. Niepewni mogą sprawdzić wersję demonstracyjną, ale moim zdaniem gra Pyramid to po prostu tytuł, który każdy posiadacz PSP powinien mieć w swojej kolekcji.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)