Nie graj w Niera: Automatę

Nie graj w Niera: Automatę

Nie graj w Niera: Automatę
01.08.2018 13:21, aktualizacja: 02.08.2018 13:42

Nie ma po co. Nie warto. Szkoda twojego czasu.

Długo się do tego Niera zabierałem. Nawet nie dlatego, że nie mam PS4, a na pececie raczej nie gram, będąc w tej generacji z własnego wyboru skazany na mrok i rozpacz Xboksa One. Ale nawet jak na tego Xboksa w końcu wyszedł, to i też nie rzucałem się od razu do grania. W zasadzie nawet się trochę buntowałem. Musiano mi tę grę dopiero praktycznie wsadzić do gardła, żebym spróbował.Czemu? Głównie przez to, czego się o niej nasłuchałem. Nie da się przejść koło miejsca, w którym gadają o tym Nierze, żeby nie usłyszeć, że panie, jeżeli nie przejdziesz tego co najmniej 3 razy, to w ogóle nie skumasz, o co tam chodzi i nie ma się co za to brać. A poza tym są pierwowzory, najstarszy bodaj na PlayStation 2, które raczej warto poznać. Wcześniej albo później, albo w trakcie. I jeszcze książki.Nie pomagało nawet to, że to przecież jRPG i przecież Square Enix, bo z drugiej strony Platinum i slasher, a ja nie lubię slasherów. Bayonetta mnie nudziła. Za skillowe to dla mnie, wolę średnio wymagającą rozgrywkę, tak żeby czuć, że moja interakcja jest potrzebna, ale bez przesady, żebym się nie irytował i przerywał rozgrywkę z frustracji. No i fabuła ma być, po to gram w tego typu gry, jeżeli w ogóle już gram, a słyszałem, że tu dużo biegania po pustych, nudnych lokacjach. Słowem - nie byłem zainteresowany.O Nierze: Automacie można napisać mnóstwo dobrego, zrobili to już zresztą dawno temu lepsi ode mnie. Ale jest jedna rzecz i powód, dla którego od tygodnia nie mogę przestać myśleć o tej grze, nie mogę przestać w nią grać; rzecz, której - co pasuje idealnie - kompletnie się nie spodziewałem: to tytuł, który naprawdę zaskakuje. Zaskakuje tak, jak gry już z reguły nie zaskakują, bo nie mogą. Bo znamy schematy, znamy gatunki, wiemy, jak to się robi. Za dużo widzieliśmy, za wiele graliśmy. Mówiąc “my” myślę o sobie. Wcale nie robię tego często.Nier: Automata zrywa choćby ze schematami mówiącymi o tym, co to w ogóle znaczy początek, środek i koniec gry. Od poziomu nawet tego, gdzie umieszczać menu początkowe, napisy otwierające. Jaką rolę pełni ustawianie jasności ekranu i w jaki sposób później powraca. W którym momencie i w jaki sposób, po ilu godzinach gry w ogóle wprowadzana jest kluczowa dla fabuły postać.Ba, fani tej gry nie są zgodni nawet co do tego, co dzieje się po jej pierwszym “przejściu”. Czy przechodzi się ją drugi raz? Czy jednak kończy się dopiero pierwszy rozdział? Czy to “tak, jakby grając w Gothica dojść tylko do drugiego obozu”? I irytowałem się straszliwie, również na naszego Adama Piechotę, że nagle mówi mi coś zupełnie innego od reszty: “tak, totalnie przechodzi się drugi raz od początku”.A ludziom po prostu brakuje sensownego aparatu poznawczego, istniejących porównań, które pozwoliłyby tę grę jakoś zaklasyfikować i powiedzieć: “jest w niej tak jak tam i tam”. Bo jest tak inna i w tym tkwi jej siła. I również przez to jest to w pewnym sensie gra odporna na spoilery. Bo trudno popsuć komuś zaskoczenie jednym zdaniem, skoro zaskoczenia są tu umieszczone w taki sposób, że już samo wyjaśnienie tego może wymagać dłuższego wywodu (oczywiście wciąż można ją komuś popsuć, jak jest się bardzo złośliwym - nie bądźcie tacy).Nier: Automata, zrywając z wieloma growymi schematami, robiąc rzeczy inaczej, niż jesteśmy przyzwyczajeni sprawia, że od pewnego momentu każda minuta z nim jest przygodą. Bo podręcznik projektanta został wyrzucony przez okno i niech się dzieje co chce. Nie ma reguł. Wszystko wolno. I naprawdę nie wiem, co będzie za rogiem. To niesamowite uczucie.Tak jak wcześniej irytowałem się na Adama i innych, że nie są mi w stanie jednocześnie powiedzieć, o co w tej grze chodzi i co tam się po tym pierwszym “przejściu” robi, tak teraz jestem jemu i im wszystkim wdzięczny. Udało się. Gram, jestem w trakcie trzeciego “przejścia” i autentycznie nie wiem już, czego się spodziewać - pod każdym względem. Rozgrywki, fabuły, mechanizmów, nawet ścieżki dźwiękowej.

Nikt mi tej gry nie popsuł, nawet przez przypadek, a od oryginalnej premiery minęło już 1,5 roku i mamy Internet. Mogę grać w tytuł dla pojedynczego gracza i czuć się, jakbym sam odkrywał jakąś tajemnicę. Cieszyć się każdym nowym sekretem, czując się jakbym to tylko ja zdołał dojść tak głęboko.I myślę sobie, że olbrzymia w tym rola całego tego zamieszania z wielokrotnym przechodzeniem gry. To po prostu odstrasza wszystkich, poza największymi wariatami, kochającymi takie gry. Odstrasza może od spróbowania, a może od w ogóle zaczynania tego drugiego podejścia.

Dochodząc do miejsca, w którym zaczynają dziać się wszystkie te niesamowite rzeczy, o których nie wiesz i których nigdy nie zobaczysz, czuję się częścią jakiegoś wyjątkowego klubu, do którego wstęp mają tylko ci, którzy naprawdę chcą. I do których praca Yoko Taro i Platinum Games naprawdę trafiła.Tak że nie graj w Niera: Automatę. Tylko to wszystko popsujesz.

A ja chyba spróbuję wrócić do tej Bayonetty.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (51)