Max Payne 3 - recenzja

Max Payne 3 - recenzja

Max Payne 3 - recenzja
marcindmjqtx
21.05.2012 18:00, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

Max Payne jest wrakiem człowieka. Nie za bardzo nawet może już dalej się staczać - musiałby najpierw przebić dno. Uzależniony od alkoholu, papierosów i środków przeciwbólowych, całymi dniami siedzi w ponurym barze w New Jersey. Czasem zaczepi go banda lokalnych osiłków, którym zwykle po prostu pozwoli się poniżyć. Zazwyczaj jednak nie będzie działo się nic. Prócz whisky.

Ocena: 5/5 - urzeka świetną fabułą dla dojrzałego gracza i trochę oldschoolową, wymagającą rozgrywką

W takim stanie znajdzie Maxa Raul Passos - przyjaciel sprzed lat, poznany jeszcze w czasach akademii policyjnej. Zniszczonemu życiem ekspolicjantowi zaproponuje pracę w sam raz dla kogoś z jego doświadczeniem: ochranianie bajecznie bogatej rodziny Branco. W Brazylii. Wskutek partu niefortunnych wydarzeń (o których przekonacie się już sami) Payne nie będzie miał specjalnie wyboru, zgodzi się, spakuje i wyjedzie do Sao Paulo.

Jego nowe zajęcie początkowo okaże się banalnie proste. Bogatym Latynosom nie będzie grozić nic - ku radości ich nowego ochroniarza, któremu fakt ten pozwoli skupić się piciu alkoholu w godzinach pracy. Wszystko zacznie się komplikować, gdy żona jego głównego pracodawcy zostanie porwana, a wkrótce potem cała familia znajdzie się w niebezpieczeństwie. W ekspresowym tempie sprawy zaczną przybierać coraz gorszy obrót, aż w którymś momencie Payne, oprócz kolejnych ludzi chcących jego śmierci, będzie musiał poradzić sobie także z własnym uzależnieniem.

Historia bardzo osobista „Max Payne 3”, zgodnie z tytułem, jest historią jednej osoby. Owszem, kryminalna intryga została rozpisana bardzo dobrze, ale nie ulega wątpliwości, że to o bohatera tutaj chodzi, a nie o to, „kto zabił”. W czasie 10-12 godzin potrzebnych na ukończenie trybu fabularnego gracze poznają (niektórzy na nowo) jedną z najwyrazistszych postaci gier wideo ostatnich lat. Człowieka zniszczonego życiem, zgorzkniałego i  pchanego do przodu niezrozumiałą nawet dla siebie motywacją. Obserwowanie przemiany, jaka w nim zajdzie, to fascynująca przygoda, niepozbawiona przede wszystkim także głębszego sensu. Gdyby każda gra opowiadała tak dobrą historię jak „Max Payne 3”, świat byłby piękny.

Ta świetna opowieść została także, na szczęście, świetnie przedstawiona. Rockstar, studio odpowiedzialne za grę, to od dawna mistrzowie scenek przerywnikowych, a „Max Payne 3” to pod tym względem ich opus magnum. Momentów nieinteraktywnych jest tutaj bardzo dużo, co więcej - czasami potrafią trwać nawet kilka minut. Ogląda się je z zapartym tchem - perfekcyjnie wyreżyserowane i zagrane, są niczym dobry, hollywoodzki film. Ani razu nie czułem znużenia, ani razu nie chciałem, by „ten filmik się wreszcie skończył, żebym znów mógł grać”.

Duża w tym zasługa także tego, że narracja w MP3, niczym choćby w „Uncharted”, jest ciągła. Gracz ani na chwilę nie traci kontaktu z fabułą. W tym wypadku kluczem do sukcesu, prócz oczywiście często wystepujących scenek filmowych, są komentarze i przemyślenia co chwilę wygłaszane przez głównego bohatera. Aż dziw, że większa liczba tytułów nie wykorzystuje takiego zabiegu.

Jeśli czegoś miałbym się przyczepić, to tylko tego, że czasem nie możemy odegrać najbardziej emocjonujących scen, widzimy je jedynie w formie nieinteraktywnych przerywników. Max musi wskoczyć do helikoptera? Wybacz, to on będzie skakał, ty sobie to jedynie obejrzyj. Rockstar wykazał się tu jednak pewną niekonsekwencją: czasami zdarzają się bowiem proste quick time eventy, które pozwalają mieć chociaż minimalny wpływ na przebieg akcji i jeszcze bardziej wciągają w fabułę.

Pomijając jednak ten szczegół, „Max Payne 3” może się poszczycić znakomitą, pozbawioną pretensjonalności i genialnie opowiedzianą historią dla dojrzałego gracza. W świecie gier wideo to ciągle coś wyjątkowego.

Dyskretny urok oldschoolu Wojtek Kubarek ma nieco inne zdanie: „Max Payne 3” trochę mnie rozczarował. Po pierwsze: to nie ten sam Max, którego pamiętam i na którego czekałem. Owszem, fabuła jest ciekawa i bardzo hollywoodzka, ale brakowało mi tej ponurej części Maxa, tych jego narkotycznych odjazdów. Zabrakło także postaci drugoplanowej, z którą mógłbym jakoś się zżyć. Druga rzecz to niestety esencja tego tytułu, czyli samo strzelanie. Jest go dużo, ale szybko okazuje się, że znak firmowy tej marki, czyli efektowne „szczupaki” w zwolnionym tempie, okazuje się mało przydatny. Przeciwnicy strzelają celnie, więc niczym w „Gears of War” gra zmusza do ciągłego krycia się za przeszkodami i włączania slo-mo tylko po to, by dobrze wycelować w wystającą głowę również chowającego się przeciwnika. Akcja przez to staje się bardzo powtarzalna i niestety dość szybko mnie znudziła. Mimo wszystko polecam - przede wszystkim ze względu na historię.

Jeśli chodzi o rozgrywkę, to, pomijając naprawdę drobne elementy, Max ma do zaoferowania strzelanie, strzelanie oraz strzelanie. A także strzelanie. Z domieszką strzelania.

Twórcy najwyraźniej nie chcieli iść na kompromis. Nie ma więc tutaj żadnych elementów zręcznościowych czy choćby zagadek logicznych. Tylko przechodzenie od jednego pomieszczenia do drugiego i eliminowanie kolejnych fal przeciwników. Z jednej strony nie obraziłbym się, gdyby rozgrywka była odrobinę bardziej urozmaicona, z drugiej sama mechanika starć została zaprojektowana tak świetnie, że podczas zabawy zupełnie mi to nie przeszkadzało. Jest praktycznie tak samo jak lata temu, w pierwszej i drugiej części. Max może i zmienił się wizualnie, ale sama rozgrywka to ciągle to samo, co gracze kiedyś pokochali. Prawie w dowolnym momencie można więc spowolnić czas, co ułatwia celowanie i unikanie pocisków, można też w tym czasie rzucić się efektownym ślizgiem w którąś ze stron, by jeszcze utrudnić życie wrogom. Okazuje się, że po tylu latach taka rozgrywka ciągle bawi - jest niesamowicie filmowo, emocjonująco i potwornie satysfakcjonująco, zwłaszcza po jakiejś wyjątkowo udanej, płynnie wykonanej akcji.

Jedyną naprawdę znaczącą nowością w rozgrywce (bo nawet zdrowie samo się nie regeneruje - postawiono na staroświeckie „apteczki”, których funkcję pełnią oczywiście środki przeciwbólowe) jest wprowadzenie systemu osłon. Działa on całkiem nieźle (choć brakowało mi jednej znaczącej drobnostki - przycisku, który pozwoliłby płynnie przeskakiwać między kolejnymi „murkami”), ale jak znam życie, większość graczy postawi raczej na filmowe akcje w zwolnionym tempie niż chowanie się za przeszkodami i sukcesywne eliminowanie celów. Sami wrogowie będą ich zresztą próbowali do tego zmusić. Sztuczna inteligencja komputerowych przeciwników stoi na naprawdę wysokim poziomie - nieraz zaskoczyli mnie wyjątkowo umiejętnym flankowaniem.

Od czasu do czasu trafiają się jednak (na szczęście) momenty, które trochę różnicują rozrywkę. A to trzeba kogoś przy pomocy snajperki osłaniać z pobliskiej wieży, a to ostrzeliwać się z poruszającego się pojazdu, a to walka z bossem wymaga trochę innego podejścia niż normalne starcie. Wszystkie takie momenty świetnie wpasowują się w rozgrywkę i, prawdę mówiąc, szkoda, że nie ma ich trochę więcej.

Ogółem „Max Payne 3” nie zawodzi także pod względem rozgrywki. Może mogłoby być trochę mniej schematycznie, ale to już, prawdę mówiąc, czepianie się na siłę. Tempo jest wysokie, przeciwników są setki, akcja jest filmowa (ach, te specjalne ujęcia po zabiciu ostatniego wroga na danym poziomie...), a zabawa przednia. Także z uwagi na poziom trudności - Rockstar znów nie poszedł na żaden kompromis. Tutaj „łatwy” należy traktować jako „normalny”, a „trudny” jest naprawdę wymagający. A są przecież jeszcze wyższe poziomy (które należy najpierw odblokować) czy dodatkowe tryby zręcznościowe. Gracze szukający wyzwań będą zachwyceni.

Łącząc się w bólu Pełną „ofertę” najnowszego Maxa uzupełniają cztery tryby sieciowe. Pierwsze dwa to deathmatch i team deathmatch, które nie wymagają chyba komentarza. Trzeci polega na ostrzeliwaniu przez wszystkich jednego gracza, który wciela się w samego Payne'a i jest wyjątkowo potężny. Czwarty, najciekawszy, polega na wykonywaniu rozmaitych celów na mapach - od sukcesu bądź porażki graczy zależy zaś to, co będzie się działo w kolejnej rundzie.

Przyznam, że rozgrywka sieciowa nie przypadła mi zbytnio do gustu. Podoba mi się wprowadzenie możliwości spowolnienia czasu, gdy gracze widzą się nawzajem, i to się nawet sprawdza, ale poza tym rozgrywka jest moim zdaniem trochę zbyt chaotyczna. Ale może ja wolę po prostu bardziej taktyczne podejście. Szybkie tempo „Maxa” może przypaść do gustu wielu, tak jak mi nie przypadło. Ostatecznie o popularności trybów sieciowych zdecydują sami gracze, a dowiemy się o tym dopiero za jakiś czas. Proponuję traktować ten element jako wartość dodaną do znakomitej gry. Warto sprawdzić choćby z ciekawości, bo można się wkręcić, ale nie jest to coś, co obroniłoby się jako samodzielny produkt, bez świetnego trybu dla jednego gracza.

Piękno brazylijskich krajobrazów Na koniec zostawiłem sobie jeszcze zachwyty nad oprawą. „Max Payne 3” nie poraża może jakością grafiki, ale, prawdę mówiąc, nie musi tego robić. Wygląda bardzo dobrze, a ewentualne braki nadrabia niesamowitym klimatem niektórych miejsc - na pierwszy plan wybija się zwłaszcza przepiękny etap rozgrywany na fawelach i do bólu noir poziom na cmentarzu. Widoki są sugestywne, animacja postaci też daje radę: to po prostu bardzo ładna gra.

Osobna sprawa to ścieżka dźwiękowa. Swego czasu zachwycałem się już na Polygamii tym, że tworzy ją zespół HEALTH (choć nie tylko, co z pewnością sami zauważycie podczas grania). Powiem tak: nie zawiodłem się. Muzyka ciągle jest obecna gdzieś w tle i choć może nie zapada w pamięć, to jednak umiejętnie podkręca klimat i tempo rozgrywki. Dobra robota, a i charakterystyczny styl wspomnianej kapeli został zachowany.

Werdykt Przyznam, że nie oczekiwałem od „Maxa” szczególnie wiele. Chciałem po prostu dobrej gry, która nie szargałaby wspomnień o znakomitym pierwowzorze. Rockstarowi się udało, także dzięki temu, że postanowił nie kontynuować historii rozpoczętej przez innych twórców. Wziął od nich tylko wyrazistego bohatera i niektóre elementy rozgrywki, poza tym stworzył opowieść w stu procentach własną. Jeśli więc nie ma w MP3 czegoś, co stanowiło o poprzednich częściach serii (jak choćby klimat noir, który ciągle nam towarzyszy, ale nie w aż tak ogromnym stopniu, czy rozmaite mistyczne nawiązania), to tego braku się nie zauważa: gra jest kompletna i bez tego. Poza tym to po prostu pierwszorzędna, trochę oldschoolowa strzelanka, która powinna zapewnić ponad dziesięć godzin dobrej, niepozbawionej wyzwań zabawy. Jeśli szukacie gry akcji z fabułą przeznaczoną dla dojrzałego odbiorcy, to obecnie „Max Payne 3” nie ma na rynku żadnej poważnej konkurencji.

5/5 - Koniecznie! (Ocenę 5 otrzymują gry bardzo dobre, dopracowane, urzekające - po prostu świetne).

Tomasz Kutera

Deweloper: Rockstar Wydawca: Rockstar Dystrybutor: Cenega Data premiery: 18 maja 2012 (PS3, 360), 1 czerwca 2012 (PC) PEGI: 18

Gra dostępna w wersji na PS3, 360 i PC.

Testowano wersję na PS3.

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor.

UWAGA! Max Payne 3 dostępny będzie także w polskiej wersji językowej. Wersja pecetowa dostanie ją od razu na premierze (1 czerwca), a konsolowa - w formie darmowej łatki - już w najbliższym czasie.

Nie spodobała Ci się recenzja, lub może chciałbyś coś do niej dodać? Napisz własną recenzję w naszej encyklopedii gier polygamia.pl.

Max Payne 3 (X360)

  • Gatunek: strzelanina
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)