Mam nadzieję, że gdy Assassin's Creed wróci z urlopu, poznamy "nowego Ezio"

Mam nadzieję, że gdy Assassin's Creed wróci z urlopu, poznamy "nowego Ezio"

Mam nadzieję, że gdy Assassin's Creed wróci z urlopu, poznamy "nowego Ezio"
Maciej Kowalik
10.01.2017 12:42, aktualizacja: 11.01.2017 09:17

Nie chodzi o życiorys, charakter czy umiejętności. Chodzi o rolę w serii.

Obraz

Tak jak teraz coś trzeba zrobić. Bo seria straciła na znaczeniu, rozwadniana przez przygody, z których większość wydawała się bardziej spin-offami głównej idei niż etapami jej rozwoju. Jeszcze trochę i doczekalibyśmy się pewnie akcji w kosmosie, w myśl zasady jeśli nie spróbujemy, to się nie dowiemy, czy to działa. Może Ubisoft przykładał zbyt wielką wagę do corocznych wyliczanek, plotek czy fantazji fanów marki, których wyobraźnia podpowiadała, że fajnie byłoby rzucić asasynów i templariuszy tu i tam, by "wszyć" ich w ulubioną epokę. W efekcie obrodziło nam jednorazowymi bohaterami, których po "zużyciu" po prostu wyrzuca się do kosza.

Dlatego potrzebujemy "nowego Ezio".

W trakcie urlopu miałem wreszcie czas usiąść do Ezio Collection i wydaje mi się, że dopiero teraz tak naprawdę, naprawdę doceniam "jego" trylogię. O samych remasterach nic szczególnie dobrego powiedzieć się nie da, bo Ubi poszło po linii najmniejszego oporu - nie ingerując w gry, a oprawę poprawiając jedynie w minimalnym zakresie. Warstwa pudru jest zbyt mała, by ukryć wiek tych tytułów, a nawet po aktualizacjach co kilka kroków natykamy się na jakiegoś "robala" niebędącego bynajmniej zaplanowanym glitchem Animusa. Szkoda, bo Ezio zasługuje na więcej.

Obraz

Gdyby nie on, seria mogłaby nie dostać szansy zostania wieloletnim tasiemcem, który zabrnął w ślepą uliczkę desperackiego poszukiwania świeżości. Skakanie po epokach uwypuklało ograniczony zestaw mechanik tej serii. Bo choć nagle niby zmieniało się wszystko, to tak naprawdę nie zmieniało się prawie nic. Wyjątkiem Black Flag, ale w moim sercu to bardziej gra o piratach niż Assassin's Creed. Zabrać jej kaptury, zabrać AC z tytułu i Ubi miałby nową, fajną markę.

Ezio Auditore da Firenze był kotwicą, która legitymizowała zacumowanie trzech części serii w jednej epoce. Dawał jej dokładnie to, czego potrzebuje dzisiaj - czas na odnalezienie własnego "ja" i jego rozwój. Researcherzy mogli przeorać renesans wzdłuż i wszerz, by zafundować graczom fascynującą lekcję (alternatywnej) historii mającej wszystko na swoim miejscu. Łącznie z umieszczonym w centrum świetnie napisanym bohaterem, któremu dano czas, by dorósł i z lekkoducha wkradającego się nocą do damskich sypialni przemienił się w budzącego szacunek weterana i przywódcę tajnego bractwa. Można by postawić go w Sevres jako wzór asasyna, bohatera kompletnego, który powinien zamknąć pewien etap w historii serii na klucz.

Ale też wzór protagonisty, którego łączy z graczem więź mocniejsza niż zwykle. Byliśmy przy jego narodzinach, uganialiśmy się za spódniczkami we Florencji. Staliśmy obok, gdy szubienica przekreśliła jego beztroski żywot i zmusiła do do walki. Jako beztroski szczyl działał mi na nerwy, ale tym przyjemniej było patrzeć jak dorasta i powoli się z nim zaprzyjaźniać. Był na to czas. Pamiętając siwiejącą brodę Ezio w Revelations, dziwnie czułem się wracając do remastera dwójki. Poznajecie tego bobasa?

Obraz

Szanuję Ubisoft za decyzję o rezygnacji z wydawania nowego Assassin's Creed co roku i wcale nie muszę dostać kolejnej części w tym. Firma zaspała, gdy Ezio przechodził na emeryturę. Nie było godnego następcy, więc szukano go, podsuwając kandydatów na ślepo. Nie jestem spokojny o nowe otwarcie. Plotki o Egipcie pachną mi uproszczeniem podstawowych mechanik (parkour, wspinaczka), jakie zafundowała nam rewolucja amerykańska w AC3. Pamiętam też, że nawet dyrektorowi kreatywnemu "trójki" Egipt wydał się swego czasu kiepskim pomysłem.

Ale czas na nową strategię. Czas zapuścić korzenie na dłużej i na bohatera, który znowu zdefiniuje tę serię tak, jak robił to Ezio, zawłaszczając opowieść na kilka lat. Mimo tego, że ostatnich odsłon już nie zmęczyłem, wciąż mam do AC spory sentyment, bo debiutowała w momencie, gdy i Polygamia wchodziła na wyższy poziom. Animus to być może najlepszy wytrych dla scenarzystów w historii branży. Ale wydawca musi przestać traktować go jak zabawkę.

Maciej Kowalik

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)