Mafia 2 - recenzja

Mafia 2 - recenzja

Mafia 2 - recenzja
marcindmjqtx
09.09.2010 12:40, aktualizacja: 30.12.2015 14:05

Gangsterskie kino akcji - taka miała być Mafia 2. Czy 2K Czech złożyło graczom propozycję nie do odrzucenia?

Małe Włochy Vito Scaletta zgodnie z kanonami gansterskich opowieści nie miał łatwo. Jego rodzina przeniosła się z Włoch do stworzonego na bazie amerykańskich metropolii Empire Bay nie tyle w poszukiwaniu spełnienia amerykańskiego snu, co po prostu godziwego życia. Ojciec harował w porcie, a tę część wypłaty, której nie przepijał oddawał cwaniaczkom, którzy zajmowali się importem taniej siły roboczej w zamian za późniejszy procent od ich zarobków.

Vito nie chciał iść w jego ślady, imponowali mu faceci w drogich garniturach, którzy trzęśli dzielnicą nie bez powodu nazwaną Małymi Włochami. Szybko wkroczył na drogę przestępstwa, która zaprowadziłaby go prosto do więzienia, gdyby nie trwająca wojna. Został wysłany na front i brał udział w wyzwalaniu Sycylii, gdzie znów przekonał się, jak wielką moc mają nieoficjalne układy i wysoko postawieni ludzie.

Gra rozpoczyna się, gdy postrzelony Vito wraca na rehabilitację do Empire Bay. Szybko okazuje się, że dzięki jednemu telefonowi jego najlepszego przyjaciela, nie będzie musiał wracać na wojnę. Empire Bay to miasto wielu możliwości, które Vito zamierza wykorzystać, by nigdy już nie poczuć smaku biedy.

Od zera do gangstera Zacznijmy od pozornej oczywistości - gra 2K Czech nie jest sandboksem. Porównywanie jej do GTA 4 mija się z celem, bo autorzy z premedytacją nie każą nam szukać atrakcji Empire Bay na własną rękę. Zamiast tego mamy podzieloną na rozdziały opowieść o życiu Vito, którą w zależności od chęci możemy urozmaicać podejmowaniem się zadań pobocznych, zwiedzaniem miasta, czy szukaniem poukrywanych znajdziek. Nigdy jednak nie jesteśmy zupełnie spuszczeni z fabularnej smyczy, o czym przypomina ciągle widoczne na ekranie następne zadanie. Zwykle nie musimy od razu pędzić do wyznaczonego miejsca, ale miasto jest w tej grze raczej tłem dla historii, niż parkiem zabaw, oferujących różnorodne rozrywki.

Mnóstwo czasu spędzicie za kierownicą rozmaitych samochodów (niestety nielicencjonowanych), więc zdążycie poznać kilka charakterystycznych miejsc, które z łatwością można skojarzyć z ich rzeczywistymi odpowiednikami. Radiowe audycje informujące o tym, co aktualnie dzieje się w mieście również pomagają zatrzeć granicę fikcji, dzięki czemu nie czujemy się, jak w wymyślonym na potrzeby gry, sztucznym środowisku. No, jeśli przymkniemy oczy na policję, która za nic ma łamanie przepisów ruchu drogowego pod warunkiem, że nie przekraczamy dozwolonej prędkości i nie powodujemy wypadków na oczach funkcjonariuszy. Na początku byłem trochę zły na tolerowanie szaleństw Vito, ale z każdą wycieczką na drugi koniec miasta zacząłem je doceniać. Stanie w korkach i czekanie na zmianę światła kaleczyłyby rozgrywkę.

Chłopcy z... paczki Historia Vito nie zapisze się złotymi zgłoskami w annałach mafijnych opowieści, choć pierwsza połowa gry to bez wątpienia kilka bardzo klimatycznych godzin. Właśnie wtedy zarówno główny bohater jak i sam gracz zaczyna poznawać układy i układziki rządzące podziemiem Empire Bay oraz głównych graczy trzęsących tym skorumpowanym miastem.

Pierwsze misje to nic wielkiego - robimy głównie za chłopca na posyłki, słuchając przy okazji dobrych rad gangsterów z dłuższym stażem w "zawodzie". Strzelaniny zdarzają się rzadko co wbrew pozorom jest zaletą. Nie żeby Vito miał jakieś problemy z chowaniem się za osłonami czy samo strzelanie było popsute - wygrzew z tommy Guna czy zabójcze salwy z shotguna sprawiają należytą radochę (choć polecam wyłączyć autoaim - jest zbyt mocny). U boku zwykle mamy wspomnianego już druha Joe, który pełni role przewodnika po półświatku i gaduły, który wszystko musi skomentować na swój, czasami zabójczo śmieszny sposób. Obaj bohaterowie skoczyliby dla siebie w ogień, choć to głównie lekkoduch Joe jest powodem, dla których Vito pakuje się w największy ambaras. Nie sposób się z nim nudzić, zwłaszcza gdy ma w pobliżu alkohol.

Osobiście od Mafii oczekiwałem przede wszystkim dobrej, gangsterskiej opowieści, a nie mordowania tuzinów, identycznie wyglądających (armia klonów takiej grze naprawdę nie przystoi) przeciwników, więc ta zmiana mocno mnie rozczarowała. Zwłaszcza, że tak naprawdę gra nie pozwala nam zasmakować większości zalet, towarzyszących awansom w mafijnej hierarchii. Oglądamy je jedynie na filmikach, ubarwionych skocznym podkładem muzycznym. A potem wracamy do wożenia się z punku A do punktu B, by za chwilę (dłuższą lub krótszą w zależności od ilości przeciwników) znów wrócić do domu, wypić piwo przywracające punkty życia do maksimum i położyć się do łóżka, sygnalizując grze, że czas rozpocząć nowy rozdział.

F... 2K Czech nie szło na kompromisy jeśli chodzi o ugrzecznianie tego, co widzimy na ekranie. Gra jest brutalna, a trzy zdania skonstruowane bez słowa na f pod rząd są tu rzadkością. Nie mogło być inaczej, bo oprócz pełnych ogłady (oczywiście do czasu) bossów Vito musi zadawać się również ze zwykłymi szumowinami, którzy będą obrażać jego matkę na różne sposoby, w zależności od dzielnicy, w której przyjdzie mu robić szemrane interesy.

Swoją drogą byłem zaskoczony jak mało uwagi autorzy poświęcili rodzinie (tej biologicznej ) głównego bohatera. Na początku wydawało się, że rozdarcie pomiędzy kochającą matką i siostrą, które namawiają go na uczciwą pracę, a pokusami oferowanymi przez Joe może być jednym z głównych motywów gry. Jednak Vito szybko zapomniał o swoich krewnych.

W ogóle główny bohater jest chyba najsztuczniejszym elementem Mafia 2. Pozostałe postacie mają swoje charaktery, wady i zalety, a Vito sprawia wrażenie zwykłego popychadła w rękach innych. Do tego trudno zrozumieć jego zachowanie. Niby załamuje się po śmierci bliskich, ale chwilę później jest już gotowy czerpania z życia pełnymi garściami. Niby osiąga szczyt marzeń, gdy zostaje przyjęty w szeregi „rodziny”, ale za chwilę nie ma oporów by łamać zasady, na które przysięgał własną krwią. W pewnym momencie musiałem nawet odpocząć od gry, bo nie mogłem uwierzyć, do czego autorzy gry zmuszają Vito. Przez to trudno mi było dać się pochłonąć tej opowieści.

Jeśli chodzi o rzecz tak przyziemną, jak technikalia, to z żalem donoszę, że na ładne widoki na konsolach nie macie co liczyć. Jest lepiej niż w demie, przede wszystkim jeśli chodzi o płynność animacji, ale otwarte przestrzenie, jakie możemy oglądać na konsolach nie nadają się na widokówki. Dużo lepiej jest we wnętrzach, gdzie sporo rzeczy możemy uszkodzić lub zniszczyć, ale z fotela kierowcy, w którym spędzicie mnóstwo czasu gra prezentuje się jedynie przyzwoicie.

Werdykt Mafia 2 na pewno nie dorównuje części pierwszej pod względem atmosfery, ale oferuje graczom przyzwoitą opowieść o przyjaźni oraz blaskach i cieniach gangsterskiego życia w latach 40-tych i 50-tych ubiegłego wieku. Po pierwszych godzinach wydaje się aspirować dużo wyżej, niż miano gry dobrej, ale gdy miejsce codzienności początkującego przestępcy zajmuje otwarta wojna, toczona na ulicach Empire Bay, duża część uroku ginie w morzu pocisków. Na szczęście filmowe scenki wciąż ogląda się z zapartym tchem, jak kolejne odcinki dobrego serialu. Szkoda tylko, że po chwili znów musimy wskoczyć w schemat: dojedź, zabij, wróć.

Maciej Kowalik

Mafia 2 (X360)

  • Gatunek: akcja
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)